Harris Eisenstadt / Nate Wooley / Chris Dingman / Pascal Niggenkemper / Matt Bauder "Canada Day IV" Songlines 2015, SGL16142 |
Niektórzy twierdzą, że to podsumowanie dotychczasowej działalności
zespołu, ale w moim odczuciu to raczej skierowanie się w głąb tworzonej
dotąd muzyki. Na albumie "Canada Day IV" to, co najistotniejsze dzieje
się wtedy, gdy kwintet rozpada się na duety i tria, które ze sobą
dialogują i wchodzą w interakcje.
Tak zresztą podchodzi do tego sam autor kompozycji i lider grupy Harris Eisenstadt, który opowiadając o kulisach powstawania tego materiału mówi, iż zaczął budować koncepcję poszczególnych kompozycji od małych składów i dopiero potem z tych duetowych, triowych czy solowych partii budował większe struktury. Oczywiście wciąż pozostaje aspekt niekontrolowany przez lidera czyli improwizacja, ale jej zakres określa z góry kanadyjski perkusista.
Wydaje mi się, że ta nowa odsłona projektu "Canada Day" ma związek z innym zespołem Eisenstadta, a mianowicie dwoma odsłonami kwartetu Golden State - to właśnie tam bowiem budował poszczególne utwory w taki sposób i chyba postanowił spróbować czegoś nowego także ze swoim najbardziej doświadczonym i silniej osadzonym w jazzowej tradycji projektem. Sama gra Eisenstadta także nieco się zmieniła, chociaż w dalszym ciągu opiera on swoje perkusyjne brzmienia na afrykańskich, polirytmicznych tradycjach. Jak opowiada, w ciągu ostatnich lat, zafascynowała go silnie muzyka latynoska i będąca jej częścią kubańska tradycja Bata. I wyraźnie słychać to w jego grze, która nabrała jeszcze większej lekkości i płynności.
Te zmiany mają jeszcze jeden efekt, i jak spojrzeć na to z dystansu, to wcale nie powinien być on zaskakujący - muzyka zyskała bardziej zespołowy, kolektywny charakter. I chociaż każdy z instrumentalistów tworzących zespół może się tu wykazać i zaznaczyć swoją obecność, to poprzez rozbudowanie całemu systemu małych struktur i kolektywów, są jeszcze silniej związani jako całość. Ale Nate Wooley, Matt Bauder czy Pascla Niggenkempler nie tracą przy tym nic ze swojej kreatywnej mocy - ich partie, indywidualne brzmienie, decydują w równej mierze o wartość płyty i zespołu, jak wprowadzane konsekwentnie w życie stylistyczne koncepcja lidera. To świetny zespół, który nie rezygnując z indywidualnych osobowości, potrafi ukazać kolektywną moc i potęgę grania, wcale przy tym nie powalając zespołową energią.
A tak w ogóle - przy wszystkich złożonościach muzyki Eisenstadta - to w dalszym ciągu kawał świetnego jazzu.
Tak zresztą podchodzi do tego sam autor kompozycji i lider grupy Harris Eisenstadt, który opowiadając o kulisach powstawania tego materiału mówi, iż zaczął budować koncepcję poszczególnych kompozycji od małych składów i dopiero potem z tych duetowych, triowych czy solowych partii budował większe struktury. Oczywiście wciąż pozostaje aspekt niekontrolowany przez lidera czyli improwizacja, ale jej zakres określa z góry kanadyjski perkusista.
Wydaje mi się, że ta nowa odsłona projektu "Canada Day" ma związek z innym zespołem Eisenstadta, a mianowicie dwoma odsłonami kwartetu Golden State - to właśnie tam bowiem budował poszczególne utwory w taki sposób i chyba postanowił spróbować czegoś nowego także ze swoim najbardziej doświadczonym i silniej osadzonym w jazzowej tradycji projektem. Sama gra Eisenstadta także nieco się zmieniła, chociaż w dalszym ciągu opiera on swoje perkusyjne brzmienia na afrykańskich, polirytmicznych tradycjach. Jak opowiada, w ciągu ostatnich lat, zafascynowała go silnie muzyka latynoska i będąca jej częścią kubańska tradycja Bata. I wyraźnie słychać to w jego grze, która nabrała jeszcze większej lekkości i płynności.
Te zmiany mają jeszcze jeden efekt, i jak spojrzeć na to z dystansu, to wcale nie powinien być on zaskakujący - muzyka zyskała bardziej zespołowy, kolektywny charakter. I chociaż każdy z instrumentalistów tworzących zespół może się tu wykazać i zaznaczyć swoją obecność, to poprzez rozbudowanie całemu systemu małych struktur i kolektywów, są jeszcze silniej związani jako całość. Ale Nate Wooley, Matt Bauder czy Pascla Niggenkempler nie tracą przy tym nic ze swojej kreatywnej mocy - ich partie, indywidualne brzmienie, decydują w równej mierze o wartość płyty i zespołu, jak wprowadzane konsekwentnie w życie stylistyczne koncepcja lidera. To świetny zespół, który nie rezygnując z indywidualnych osobowości, potrafi ukazać kolektywną moc i potęgę grania, wcale przy tym nie powalając zespołową energią.
A tak w ogóle - przy wszystkich złożonościach muzyki Eisenstadta - to w dalszym ciągu kawał świetnego jazzu.
autor: Marcin Jachnik
Nate Wooley: trumpet
Matt Bauder: tenor saxophone
Chris Dingman: vibraphone
Pascal Niggenkemper: bass
Harris Eisenstadt: drums, compositions
1. After Several Snowstorms
2. Sometimes It's Hard to Get Dressed in the Morning
3. Let's Say It Comes in Waves
4. Life's Hurtling Passage Onward
5. What Can Be Set to the Side
6. What's Equal to What
7. Meli Melo
płyta do nabycia na multikulti.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz