Trouble Hunting,
Jazz club Bagatella 40, Pociąg do Jazzu,
13 kwietnia 2012 r., Darłowo
Jak to na 13 - nastego w piątek przystało, po 800 kilometrowej podróży z przygodami z Odense, zawitał do Nas polsko duński zespół Trouble Hunting. Zaprezentował kompozycje lidera, młodego polskiego saksofonisty Tomasza Licaka. W moim przekonaniu można uznać muzykę graną tego wieczoru za jedno z największych objawień polskiej sceny jazzowej od wielu lat.
Zespół wystąpił u nas w składzie lider Tomasz Licak – saksofon tenorowy, klarnet, Sven Dam Meinild – saksofon altowy i tenorowy, Tomasz Dąbrowski - trąbka, balkan horn Adi Zukanović - fender rhodes, Kasper Tom Christiansen – perkusja (bez basisty Richarda Anderssona obecnego już w dalszej części trasy). Zespół przyjechał promować właśnie wydaną nakładem Multikulti płytę Trouble Hunting. Na koncercie quintet zaprezentował polistylistyczną muzykę, rozpięta między klasyczną kameralistyką, muzyką ilustracyjną, elektroniczną, ambientem, jazzem, rockiem. Pełną groovu, feelingu, czasem hardcorowo dosadną. Pod względem przyjętych rozwiązań muzyka mogła budzić skojarzenia z oktetem/sekstetem Jacoba Anderskova i jego Unity of Action, Newspeak, Full Circle. Dla mnie gra dętych, w momentach zespołowego tutti, przywodziła też na myśl wzburzone fale Ascension.
Tomasz Licak skomponował bardzo zgrabne utwory, wyposażając je w atrakcyjne melodie i nośne tematy No Return. Ten muzyk wspaniale dojrzewa i w tym zespole prezentuje się już nie tylko jako znakomity mainstreamowy saksofonista (Outbreak Quartet), ale też lider z pomysłem na nową muzykę, w której niezależne i symultanicznie rozgrywane plany dźwiękowe powodują odejście od schematu solista i akompaniujący zespół. Kompozytor zaprezentował demokratyczną muzykę. Ten swoisty wielopłaszczyznowy quintet- implikował multikierunkowe słuchanie, a napięcia które powstawały na kanwie tego zabiegu z perspektywy słuchacza były dla mnie niezwykle inspirujące.
Jeśli chodzi o grę muzyków, to każdy z nich zasługuje na osobny komplement. Tomasz Licak imponował w niskim rejestrze. Na tenorze grał krągłym tonem, znakomicie kształtując frazę. Intrygował brawurowymi solami o rozszerzonej tonalności Lightning. O ogromnej dojrzałości tego młodego muzyka świadczy widoczne w jego grze myślenie kompozycją. W trakcie koncertu zmieniał instrument na klarnet, na którym budził skojarzenia z muzyką etniczną, klasyczną, ale był przy tym jak Benny Goodman, który spotyka Chrisa Speeda (Journey for Celery). Tomasz Dąbrowski powalał swoimi abstrakcyjnymi solówkami (Journey for Celery), sonorystycznymi eksploracjami instrumentu , czasem dmuchał jak Peter Evans. Zmieniał instrumenty. Operował również ciepłym tonem swojej bałkańskiej trąbki. Kasper Tom Christiansen z wyobraźnią i metryczną precyzją i konstruował partie solowe Lightning, doskonałym drivem Unexpected Fruits. Sven Dam Meinild intrygował wielką dojrzałością i logiką. Nie epatował głośnością, ale kiedy trzeba był dosadny i wyzywający jak w Unexpected Fruits. Był dobrym duchem tego swoistego brass trio zespołu Licaka. Adi Zukanoviċ brzmiał bardzo nowocześnie, ale nie była to chłodna elektronika a witalny analogowy sound. Doskonale grał harmonicznie i uzupełniał partie basu. Przyznam, że brakowało mi w trakcie kolejnego koncertu na jakim byłem, z obecnym już basistą, że nie ma go w tak dużym wymiarze.
W trakcie całego koncertu dominowała uduchowiona wznosząca harmonia, utwory łączyły się w mini suity tak Journey for Celery, Enigma, No Return. Koncert był bardzo ciekawy różnorodny pod względem prezentowanych nastrojów. Momentów gry z wielką intensywnościa ale i również chwil kontemplacyjnego piękna i melodii Journey for Celery.
Zaczęli jak na płycie, po ambientowej introdukcji Zukanoviċa, jak z soundtracku do lądowania na księżycu, podali barwny temat Levigatis. W Unexpected Fruits na repetytywnej lekko latynoskiej harmonicznie i rytmicznie figurze, dęte wchodziły szorstkimi interwencjami, wtedy koncert już na dobre odpalił. Przed przerwą usłyszeliśmy Lightning, które Kasper Tom Christiansen rozpoczął solowa partią. Rozpędzony znalazł doskonałe wsparcie w basowej linii Zukanoviċa. Temat dętych, jak z kryminału z lat 60tych pozwolił nam smakować nienaganne zestrojenie i znakomite ekwilibrystyczne linie. Komunikatywna i grana z maestrią muzyka odwołująca się do tego co znane, bardzo ożywiła zgromadzonych słuchaczy.
Drugi set miał częściowo odmienny charakter, gdyż zespół rozpoczął go bardzo kameralnie. Charakter kompozycji, pełnia brzmienia dętych i kładacego plamy akordów Zukanoviċa, wywołały złudzenie obcowania z mini orkiestrą symfoniczną. Muzycy pokazali, że klasyka nie jest im obca. Użycie klarnetu przez Licaka potęgowało ten bardzo udany kolorystycznie fragment. Po momentach wyciszenia Zukanoviċ i Christiansen wprowadzali coraz bardziej konkretne i zdecydowane frazy. Adi atakował subsonicznym basem tak, że głośnik ustawiony przy jego rhodesie próbował do nas wyskoczyć. Dąbrowski zagrał na tej bazie imponujące i dzikie solo. Dla grającego trębacza, zespół tworzył paralelną narrację. Słyszalne były głośne okrzyki wyrażajacej w tym momencie swój entuzjazm publiczności. Zakończyli oniryczną kodą. Po tym był już tylko bis, którego od muzyków zdecydowanie się domagaliśmy. Często tak jest, że czeka się na jakąś muzykę – to była muzyka na jaką ja czekam i której chciałbym słuchać, a to wzruszające doświadczenie - Trouble Hunting!
Dwa dni później uczestniczyłem w kołobrzeskim koncercie zespołu. W przepięknej Sali Regionalnego Centrum Kultury ponownie cieszyłem się znakomitymi partiami instrumentalistów, aranżacjami, nośnymi tematami. Brakowało jednak, chyba z prozaicznych przyczyn (niewłaściwe nagłośnienie występu), bezpośredniości obecnej w Darłowie, kiedy to słyszałem dokładnie, jak grają i że idzie nowe.
|
Tomasz Licak, autor: ker |
Fragment wywiadu jaki Marek Lubner przeprowadził z Tomkiem Licakiem po koncercie w Darłowie:
T. L. : Generalnie to pisanie to jest taki kompromis między kompozycją a improwizacją, znaczy kompromis nie w takim sensie, że jeżeli chodzi o rytm to nie myślę czy to jest rytm parzysty czy nieparzysty, bardziej myślę w taki sposób, że jak piszę jakiś groove, czy jakieś ostinato…lini basowej nie myślę o groovie, tylko myślę jakby o całej jej przebiegu i o tym żeby ona miała jakieś takie swoje życie. Generalnie każda z partii ma taki jakiś swój przebieg, życie, które te partie się wzajemnie uzupełniają i w sensie rytmicznym. Oczywiście są takty zapisane… o może lepiej niech nie biorą trąby (rozentuzjazmowany uczestnik koncertu oglądał na czym grał Tomasz Dąbrowski). No i generalnie to się wszystko uzupełnia, znaczy ja pisząc te utwory, nie myślałem o takich. Głównie skupiałem się na formie. Formę zapisywałem nawet graficznie zupełnie. Po prostu brałem kartkę papieru i rysowałem np. taką linię, która cechuje jakieś zmiany harmoniczne albo energię w różnych utworach. Nuty, części konkretne, to na końcu przyszło w większości utworów. Natomiast głównie to było pisane w ten sposób, że na początku była forma zawsze i to jakby na razie się to sprawdza, zobaczymy co będziemy z tym robić.”
M. L. : Słuchałem linii basu na koncercie, to pomyślałem o Jeppe Skovbakke, o tym jak Anderskov rozpisuje dla niego takie długie partie, partia basu jest bardzo rozciągnięta w czasie?
T. L. : Dokładnie, linie basu są długie, chodzi o to, że to co mnie fascynuje właśnie u Jacoba Anderskova, to właśnie to, że te linie bardzo ciężko usłyszeć, jakby ich powtarzalność. One brzmią tak jakby cały czas działo się coś nowego, dlatego że w środku tej linii jest tyle przestrzeni, w czasie której dzieją się różne rzeczy w innych partiach, że jakby ta powtarzalność zanika i to jest bardzo fascynujące w tej muzyce. Myślałem bardzo mocno o tym, że bas i bębny i generalnie sekcja, żyje jakimś swoim życiem w sensie rytmicznym i my mamy swoje partie. Bardzo fajne jest to, że potrafimy nawet w różnych tempach grać, ale w tempach zupełnie niezależnych od siebie i nie wynika to z żadnych podziałów miedzy dętymi a sekcją. To właśnie wynika z narracji i melodii, że melodie są bardzo często napisane w ten sposób, że gramy w zupełnie innych tempach, tempo sekcji jest jedno a tempo dęciaków jest niepłynne, się zmienia i to powoduje coś takiego, że wytwarzają się różne napięcia pomiędzy tym, co grają dęciaki a tym co gra sekcja. To właśnie jest takie improwizowanie kompozycją, czyli używanie tych elementów, które są w kompozycji, ale wprowadzanie ich w dowolnych momentach, operowanie przestrzenią na tej zasadzie. Operowanie gęstością, jakby ilością brzmienia. Czyli generalnie branie takich podstawowych muzyki i biorę takie elementy