piątek, 31 lipca 2015

Timucin Sahin Quintet [Timucin Sahin / Tyshawn Sorey / Christopher Tordini / Ralph Alessi / John O'Gallagher] "Inherence" Between The Lines 2013, BTLCHR71233

Timucin Sahin Quintet [Timucin Sahin / Tyshawn Sorey / Christopher Tordini / Ralph Alessi / John O'Gallagher] "Inherence" Between The Lines 2013, BTLCHR71233
Mówi się, że wielu gitarzystów korzysta z gitar o nietypowej konstrukcji tylko po to, by pokazać jacy są "cool". Gdy jednak przychodzi do grania nie potrafią oni zaprezentować nic nietypowego na swoich dziwacznych i "unikatowych" instrumentach. Takie opinie nie odnoszą się jednak do tureckiego wirtuoza tego instrumentu Timuçina Şahina, który korzystając z dwugryfowej gitary - jeden gryf jest tradycyjny, a drugi siedmiostrunowy i bezprogowy. W ten sposób stara się on poszerzyć brzmieniowe i strukturalne możliwości własnej muzyki. I uczynić brzmienie swego zespołu ciekawszym i niekonwencjonalnym.

Najnowsze jego nagranie, do którego zaprosił niezwykle znanych i cenionych instrumentalistów (m.in. Tyshawn Sorey i Raplh Alessi) jest zresztą znakomitą tego ilustracją. Jakże bowiem fantastycznie brzmią jego duety z Alessim w "Delayed", gdy chwyta on za swój bezprogowy instrument. W pierwszej chwili, nie przeglądając książeczki trudno doprawdy rozeznać jakim instrumentem się on posługuje. Jakże ciekawie brzmią skomplikowane chromatyczne pochody i duże skoki interwałowe w "Bakumbaga" gdy dodatkowo przetwarza on brzmienie swojego instrumentarium.

Timuçin Şahin i jego gitara
Ale unikatowe brzmienie to tylko jedna strona muzyki tureckiego gitarzysty. Inną są formalne komplikacje, które nadają jego muzyce zdecydowanie pozajazzowy charakter. Pobrzmiewa w jego graniu i muzyka południowych Indii, i harmolodyczne koncepcje Ornette'a Colemana, ale i odwołania do gitarowych dokonań Jimmiego Page'a z czasów świetności Led Zeppelin. Nie są one jednak nigdy tanim chwytem obliczonym na zyskanie poklasku i zachwytów publiczności. Nie znajdziemy tu bowiem prostych fraz wyrwanych z dokonań klasyków czy to free jazzu czy rocka. Şahin zawsze sięga głębiej - interesują go raczej współbrzmienia i strukturalno-forma strona własnej muzyki, niż jej rytmiczmno-melodyczne aspekty.

Wszystko to jednak, wszystkie formalne komplikacje są niczym gdy muzyka nie wzbudza emocji. A granie kwintetu Şahina nim pulsuje i aż kipi. Prowadząc narrację poszczególnych kompozycji, trochę na zasadzie zróżnicowania i kontrapunktu tworzy sola i wyodrębnia duety, z niezwykłą pieczołowitością konstruowane przez poszczególnych instrumentalistów. Umożliwia im to zwłaszcza cudowna, pełna rytmicznych załamań gra Tyshawna Soreya, który - w moim odczuciu - wyrasta obok lidera na pierwszoplanową postać tego nagrania.

Jeżeli więc poszukujecie nieoczywistości w muzyce i odrobiny brzmieniowej nowości - sięgnijcie po to nagranie. Nie zawiedziecie się, na pewno!
autor: Józef Paprocki

Timucin Sahin: 7 string fretless & 6 string fretted electric guitars
Tyshawn Sorey: drums
Christopher Tordini: bass
Ralph Alessi: trumpet 
John O'Gallagher: alto saxophone

1. Inherence 09:33
2. My Left Foot 10:06
3. Delayed 09:53
4. Tikiti (Mahir's Father) 05:47
5. At Toms 07:44
6. Bakumbaga (Mahir's Turtle) 05:15
7. Budi And Ringo 01:24




płyta do nabycia na multikulti.com

środa, 29 lipca 2015

Mike Westbrook "Westbrook - Rossini" HatHut 2008, OGY661

Mike Westbrook "Westbrook - Rossini" HatART 2008, OGY661
To płyta, wcale nienowa, która z miejsca powinna zostać okrzyknięta wydarzeniem. Wznowienie genialnego nagrania Mike Westbrooka nie powinno bowiem - w moim odczuciu - przejść niezauważone. Chociaż od nagrania tego materiału minęło z górą 20 lat, płyta wciąż zaskakuje i inspiruje, chociaż naśladowcy pomysłów Westbrooka - np. Uri Caine - nie dorastają mu do pięt. Pomysł na sięgnięcie po muzykę Rossiniego narodził na początku lat osiemdziesiątych - Westbrook rozpoczął wtedy pracę nad przetworzeniem fragmentów opery "Wilhelm Tell" Rossiniego na festiwal teatralny w Lozannie (w 1984 r.). Później stopniowo poszerzał tę koncepcję (chociaż szkieletem wciąż pozostaje uwertura do tej opery), aż - w roku 1986 - przybrała ona formę, z którą możemy obcować na płycie (prócz tego na płycie znajdują się utwory z oper "Sroka złodziejka", "Cyrulik sewilski" oraz "Otello"). 

Westbrook podchodzi do muzyki Rossiniego z potężną dawką tak właściwego jej humoru - momentami "a la" Frank Zappa - ale też humor ten nie jest celem samym w sobie. Z kompozycji Rossiniego nie zostaje więc tylko pastisz, ale jest to muzyka, która oczarowuje pięknem, uwodzi liryzmem, porywa energią ale i wybiega w przyszłości. 'Avant garde' oznacza wszak 'straż przednią', wybiegnięcie przed tłum innych twórców, i śmiało możemy używać tego pojęcia w stosunku do aranżacyjnych i interpretacyjnych pomysłów zebranych na tej płycie. Niemała zasługa w tym współpracowników Westbrook'a - świetnie wypadają przede wszystkim saksofoniści Lindsay Cooper i Peter Whyman, bardzo silnie osadzają muzykę w czysto jazzowym kontekście. Zgoła inne zadanie przypisuje lider tubiście Andy'emu Grappy'ie (ale i sobie - bowiem sam także chwyta za ten instrument) - najczęściej 'napędza' ona muzykę zespołu - chociaż duet z puzonistą Paulem Niemanem w 'William Tell Overture IV' czy też solo w uwerturze do 'Cyrulika sewilskiego' są naprawdę zjawiskowe. Niezła jest także Kate Westbrook - tutaj także pełniąca rolę wokalistki. Zwłaszcza, gdy odchodzi on tradycyjnej formy, gdy nie śpiewa a zgrzyta czy charczy - nadaje to muzyce nowego, momentami mrocznego charakteru.

Gdy jest to możliwe, lider pozostawia muzykom miejsce na improwizacje, kompozycje Rossini'ego w niewielkim stopniu ich krępują - jest tu miejsce na dzikie, rozpędzone solówki i sonorystyczne zgrzyty przeplatane ciszą. Mimo tego, wszyscy i wszystko podporządkowane jest tutaj wizji Westbrook,a który narzuca zespołowi rygorystyczną dyscyplinę, przez co muzyka zyskuje niezwykły, kolektywny charakter. Interpretacja propowana przez Westbrooka zdaje się rozszerzać muzykę, ale w niczym nie burzy jej piękna i harmonii, a połączone ze sobą na płycie utwory - z różnych wszak oper Rossiniego - stanowić się zdają jedną, spójną, nierozerwalną całość. Niezwykła dla mnie i porywająca płyta!!!
autor: Wawrzyniec Mąkinia

Lindsay Cooper: sopranino saxophone
Peter Whyman: alto saxophone
Kate Westbrook: piccolo, tenor horn & voice
Paul Nieman: trombone
Andy Grappy: tuba
Mike Westbrook: piano & tuba
Peter Fairclough: drums

1. William Tell Overture II [solo: P. Nieman]
2. William Tell Overture III [solos: P. Whyman, L. Cooper]
3. The Thieving Magpie Overture
4. L'amoroso E Sincero Lindoro from The Barber Of Seville [solos: M. Westbrook, P. Whyman; vocals: K. Westbrook]
5. William Tell Overture IV [solo: Paul Nieman]
6. The Barber Of Seville Overture [solos: L. Cooper, P. Nieman, P. Whyman, A. Grappy]
7. Thievish Magpie [solos: P. Fairclough, P. Whyman]
8. William Tell Overture I [solo: Andy Grappy]
9. Si Cinge Il Pro'guerriero from William Tell [solos: P. Nieman, P. Whyman]
10. Isaura from Otello [solo: L. Cooper; vocals: K.Westbrook]
11. Tutto Cangia from William Tell [vocals: K. Westbrook; backing vocals: L. Cooper, P. Fairclough, P. Nieman, A. Grappy]
12. William Tell Overture V [solos: P. Whyman, L. Cooper]



płyta do nabycia na multikulti.com

czwartek, 23 lipca 2015

Thurston Moore "Sonic Street Chicago" Corbett vs. Dempsey 2014, CVSDCD015


Thurston Moore "Sonic Street Chicago" Corbett vs. Dempsey 2014, CVSDCD015
Niektórzy piszą, że to iście epicka wyprawa w muzyczne światy gitarowych poszukiwań Thurstona Moore'a. Nie jestem pewien, czy ze względu na skromność użytych środków można o tej realizacji tak napisać. Ale jedno mnie z autorem tego określenia łączy - jestem równie mocno jak on zafascynowany tym nagraniem.

Nie do końca jestem fanem takich instrumentalnych realizacji. Raz, że to improwizacja odarta właściwie z jakichkolwiek odniesień do jazzu, a wywiedziona w prostej linii z muzyki rockowej. To gatunek w którym ani nie czuję się bardzo kompetentnym, ani specjalnie osłuchanym. Owszem uwielbiam dokonania Gustafssona czy Vandermarka, ale jazz jest immanentną częścią ich muzyki, najważniejszą i najmocniej odciskającą piętno na ich twórczości, nawet, gdy mocniej podkreślają rockowe akcenty. Po drugie instrumentarium - gitara nie jest instrumentem, który jakoś szczególnie porusza moje emocje. A gdy dodać do tego jeszcze, że jestem wolny od uwielbienia dla Sonic Youth i jej lidera, to płyta ta raczej nie powinna trafić w moje gusta.

Thurston Moore
Materiał ten został zarejestrowany w ciągu jednej sesji w listopadzie 2013 roku. Albo raczej na jednym koncercie, jako jeden track (60 minut!), w tym kształcie w jakim słyszymy go na płycie. Bez żadnych poprawek i jakiejkolwiek ingerencji w muzyczną tkankę utworu. Thurston Moore grał na żywo do filmu amerykańskiego awangardowego twórcy Jamesa Naresa. Moore był ustawiony tyłem do ekranu i nie widział, co na ekranie się pojawia. Sam także nie znam tego obrazu, więc nie potrafię ocenić na ile dźwięki są z nim spójne, a na ile nie. Jednak muzyka Moore'a broni się sama.

Nie używa on specjalnie wiele sprzętu - jeden instrument, wzmacniacz, kilka efektów. Wszystko. Reszta to kunszt i muzyczna wyobraźnia a tej lider Sonic Youth ma chyba aż w nadmiarze. Od cichutkich, kruchych pasaży, przez warknięcia i zgrzyty po prawdziwą ścianę dźwięku - tak buduje swoją muzykę, zawsze, co warte podkreślenia, pozostając bardzo blisko czysto rockowej stylistyki. Nie mówię tu rzecz jasna o rockowej prostocie, bo muzyka Moore'a tak formalnie, jak i estetycznie jest skomplikowana. A gdy na przykład tworzy ścianę dźwięku gra czysto rockowe frazy, dalekie od estetyki noise'u. Nigdzie się nie spieszy - swoją opowieść rozwija i konstruuje świadomie, znakomicie wyczuwając powoli sączący się czas. Operuje formą i nastrojem, kolorem z unikatowym wprost wyczuciem, świadom tak atutów, jak i ograniczeń używanych środków. Ale to właśnie dzięki temu wyczuciu słuchacz nie ma wrażenia przycinania wyobraźni twórcy do skromności instrumentarium, a wprost przeciwnie - zaskakiwany jest przez tą godzinę właściwie nieustannie. I chociaż to muzyka, która wymaga uważności i skupienia, to bardzo szybko opanuje nasz mózg i sprawi, że zatracimy się w niej bez reszty. Znakomite nagranie, które szybko powinno przejść do legendy!
autor: Marek Zając

Thurston Moore: electric guitar

1. Sonic Street Chicago 1:00:07

płyta do nabycia na multikulti.com

środa, 22 lipca 2015

Joe McPhee "Variations on a Blue Line / 'Round Midnight" Corbett vs. Dempsey 2012, CVSDCD007

Joe McPhee "Variations on a Blue Line / 'Round Midnight" Corbett vs. Dempsey 2012, CVSDCD007
Album "Variations on a Blue Line/'Round Midnight" zarejestrowany w październiku 1977, podczas koncertu we francuskim Rouen. Był to koncert podwójny - obok Joe McPhee zagrali tam jeszcze w duecie Peter Brötzmann oraz Han Bennink. Nie wiem nic o tym, czy Joe McPhee znał wcześniej Brötzmanna. Nic mi nie wiadomo także, czy podczas tego koncertu zagrali coś razem, czy było to ich pierwsze spotkanie na scenie czy choćby i poza nią. Słuchając tego nagrania, nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że McPhee wtedy właśnie - lub krótko wcześniej - Brötzmanna słyszał. I że jego gra zrobiła na nim wielkie wrażenie.

Joe McPhee
Lata 1976-77 były szczególnie ważne dla twórczości Joe McPhee - to wtedy zarejestrowanych zostało wiele jego solowych albumów, z których tylko bodajże "Tenor" doczekał się później kompaktowej edycji (nakładem oficyny Corbett vs. Dempsey obok opisywanego "Variations on a Blue Line/'Round Midnight" ukazał się również "Glasses", ale choćby "Graphics" czy "Rotation" wciąż czekają na wznowienie w tej formie). I na żadnej ze znanych mi płyt Joe McPhee nie pozostaje tak wyraźnie pod wpływem niemieckiego demiurga free jazzu (czyli nie gra tak mocno, brudno i zdecydowanie) jak właśnie tutaj. Nie znaczy to jednak, że gdzieś stara się Brötzmanna imitować - czy sięga po standard czy improwizuje zawsze pozostaje bytem osobnym - mocno osadzonym w tradycji amerykańskiego, czarnego free rewolucjonistą, w rytmice czasem odwołującym się do soulu.

Bardzo silnemu osadzeniu muzyki McPhee w jazzowej tradycji sprzyja tu repertuar. Pierwsze siedemnaście minut to bardzo długa improwizacja na tenorze ("Beanstalk") dedykowana Colemana Hawkinsowi. I nie ma w tej dedykacji przypadku, bo chociaż muzyka (i cała wywodząca się z niej tradycja) Hawkinsa tu właściwie nie pobrzmiewa - to jednak właśnie ten saksofonista jako pierwszy zarejestrował utwór z elementami improwizacji na saksofon solo. Drugie odwołanie do jazzowej tradycji to "'Round Midnight" Theloniousa Monka, które zamyka płytę. Tutaj McPhee gra na sopranie, a sam utwór to raczej - zgodnie z twórczą filozofią amerykańskiego saksofonisty - raczej wariacja na temat monkowskiej kompozycji. Prócz tego - zdecydowanie ostrzejsze niż na płycie "Tenor" - jest tutaj "Knox", a właściwie tytułowa "Variation on a Blue Line", bo właśnie ten temat stał się podstawą tego utworu. McPhee gra tu mocniej, porwanym, mocno przybrudzonym dźwiękiem i chyba najwyraźniej pobrzmiewa tu mocne echo "soundu" Petera Brötzmanna. Prócz tego całości dopełnia druga z sopranowych improwizacji muzyka - "Motian Studies".

Płyta ta jest niezwykłą, fascynującą podróżą. Muzyka zdaje się być jakby rozpięta - pomiędzy tradycją amerykańskiej "Great Black Music" (ale w jej mocnej , freejazzowej formule), czysto jazzową tradycją oraz tradycją europejskiej awangardy w formule, w jakiej doszła do głosu pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia wraz z pojawieniem się na jazzowej scenie muzyków w typie Petera Brötzmanna - świadomych tradycji, ale dekompozycjonujących ją, używających jej w nowej, bezkompromisowej formule, często łączonej z innymi, pozajazzowymi stylistykami. McPhee nasyca jednak swoją muzykę niezwykłą, duchową głębią, potrafi jednym tonem przykuć uwagę słuchaczy i pchnąć ją, jak i emocje oraz wyobraźnie na zupełnie nieznane tory. Kolejna wspaniała, solowa płyta w dorobku Joe McPhee!
autor: Marcin Jachnik

Joe McPhee: tenor saxophone, soprano saxophone

1. Beanstalk 7:06
2. Motian Studies 7:39
3. Variations of a Blue Line 6:33
4. 'Round Midnight 5:05





płyta do nabycia na multikulti.com

wtorek, 21 lipca 2015

Sun Ra "Cosmos" Inner City Records 2012, IC1020

Sun Ra "Cosmos" Inner City Records 2012, IC1020
Można zaryzykować by stwierdzenie, że płyta "Cosmos" jest kwintesencją stylu Sun Ra. W każdym razie tego, jak brzmiał jego zespół w połowie lat siedemdziesiątych. Wydany pierwotnie na źle wytłoczonym winylu w amerykańskiej oficynie Inner City odzyskał nieco blasku w swej kompaktowej reedycji.

To nagranie charakteryzuje się niemal barokowym bogactwem i taką też gładkością brzmienia, szanującą jednak jego swingujący charakter i politonalność. Sun Ra podkreśla jeszcze barokowy charakter własnej muzyki grając tutaj na Rocksichordzie (czyli, najkrócej mówiąc, analogowym syntezatorze brzmiącym nieco jak elektryczny klawesyn). Ten album znakomicie podkreśla przy tym zespołowy charakter muzyki zespołów prowadzonych przez Sun Ra. Każdy z muzyków ma tu chwilę by móc nie tylko błysnąć inwencją jako improwizator i wirtuoz-instrumentalista. To chwila gdy przejmuje on kierowanie grupą ludzi. I tak puzoniści dominują w "Interstellar Low-Ways", trębacz Ahmed Abdullah - w "Neo-Project #2", a grający na altowych saksofonach i fletach Marshall Allen oraz Danny Davis - "Moonship Journey".

Arkestra Sun Ra była czymś znacznie więcej niż zespołem - muzycy grający w niej byli skoszarowani, mieszkali razem, a by wyjść zobaczyć się z własnym dzieckiem - jak opowiadał jeden z muzyków - musieli lidera prosić o specjalną przepustkę. Sun Ra sprawdzał też podobno codziennie w nocy czy wszyscy muzycy już wrócili i czy o określonej już śpią. Dziwne, ale jak sami muzycy przyznają - zbawił dzięki temu ich od alkoholu, narkotyków i innych używek. Budowało to także dużo głębszą więź między tym niezwykłym zbiorem osobowości i indywidualności jaką stanowiła Arkestra. I to właśnie zrozumienie, idące dalej i sięgające głębiej, świetnie słychać i w tym nagraniu, radosnym i kosmicznym, będącym soundtrackiem dla międzygalaktycznych podróży i odlotów lidera.
autor: Marek Zając

Sun Ra: keyboards
Craig Harris: trombone
Vincent Chancey: French horn
Marshall Allen: alto saxophone, flute
Danny Davis: alto saxophone, flute
John Gilmore: tenor saxophone
Ahmed Abdullah: trumpet
Anthony Bunn: electric bass
Danny Ray Thompson: baritone saxophone, flute
Eloe Omoe: bass clarinet, flute
Jac Jackson: bassoon, flute
Larry Bright: drums

1. The Mystery of Two
2. Interstellar Low-Ways
3. Neo-Project #2
4. Cosmos
5. Moonship Journey
6. Journey Among The Stars
7. Jazz From An Unknown Planet



płyta do nabycia na multikulti.com

czwartek, 16 lipca 2015

Gebhard Ullmann Basement Research "Hat and Shoes" Between The Lines 2015, BTLCHR71238

Gebhard Ullmann Basement Research "Hat and Shoes" Between The Lines 2015, BTLCHR71238
Pierwszy album zespołu prowadzonego przez niemieckiego saksofonistę Gebharta Ullmanna Basement Research ukazał się w roku 1995 nakładem słynnej włoskiej oficyny Soul Note (grali na nim m.in. Ellery Eskelin, Drew Gress oraz Phil Haynes). Tą więc płytą Ullmann świętuje zatem dwudziestą rocznicę istnienia swojego zespołu. I chociaż minęło dwadzieścia lat i skład zespołu jest dzisiaj zupełnie inny niż wtedy, to spójność tego projektu jest wciąż wyraźnie wyczuwalna.

Gehard Ullmann
W tej muzyce nie ma rzeczy przypadkowych - tak jak i nieprzypadkowa jest jego nazwa. Ullmann w Basement Research bowiem stara się odkryć, ukazać podstawę muzyki improwizowanej, mechanizm muzycznego dialogu, poszukiwać niespotykanych wcześniej dźwięków i ukazać intuicyjny, niewerbalny sposób międzyludzkiej komunikacji. I to wszystko dzieje się na żywo, w czasie rzeczywistym. Nie jest więc kwestią przypadku i to, że wszystkie sześć poprzednich albumów Basement Research to nagrania koncertowe. W studio, przy żmudnych nagraniach kolejnych "take'ów" muzycy nie są w stanie prowadzić takich badań!

Ta tradycja kontynuowana jest i tutaj, na najnowszym albumie "Hat and Shoes". Obecny, kwintetowy skład zespołu , chociaż złożony wcale nie z najbardziej znanych muzyków jacy z Gebhardem Ullmanem grali, wydaje się dawać temu zespołowi największe możliwości kreacji nowej muzyki, mocno osadzonej w tradycji jazzowej improwizacji. Słuchając tego nagrania nie mogłem się oprzeć wrażeniu nie tyle rozumienia się muzyków w pół słowa czy dźwięku, bo nie o taką formułę grania chodzi niemieckiego instrumentaliście. Wszyscy muzycy tego zespołu jakby mieli wbudowane kompasy - dźwięki ich instrumentów współbrzmią i uzupełniają się w sposób przedziwnie doskonały. Cały czas, chociaż obok siebie, podążają w tym samym kierunku i docierają do tego samego punktu, chociaż czasem zdają się wyruszać z zupełnie odmiennych rejonów. Pokazuje to zupełnie unikatowy model kolektywnego "myślenia formą" jaki Ullmanowi udało się w ciągu tych lat wypracować. I w tym właśnie podobnym sposobie myślenia, nieograniczającym kreatywności jednostki, dobór partnerów miał kluczowe znaczenie.

Basement Research 2015
Trudno tu wyróżnić któregokolwiek z instrumentalistów, wszyscy bez wyjątku są wybitni zarówno ze względu na instrumentalne umiejętności, jak i muzyczną osobowość. Każdy z nich jest liderem własnych projektów, a jednak w zespole Ullmanna wszyscy myślą tylko kolektywnie. I w tym właśnie tkwi największa siła tego zespołu. A nagranie – naprawdę doskonałe!
autor: Józef Paprocki

Gebhard Ullmann: tenor saxophone, bass clarinet
Steve Swell: trombone
Julian Argüelles: baritone saxophone
Pascal Niggenkemper: bass
Gerald Cleaver: drums

1. Trinidad Walk (06:18)
2. Wo bitte geht´s hier zu den Hackeschen Höfen? (08:21)
3. Flutist With Hat And Shoe (07:38)
4. Don´t Touch My Music (07:53)
5. Five (09:00)
6. Blue Trees And Related Objects (05:50)
7. Gulf of Berlin (07:04)



płyta do nabycia na multikulti.com

wtorek, 14 lipca 2015

Alex Sipiagin Sextet [Alex Sipiagin / David Binney / Adam Rogers / John Escreet / Matt Brewer / Eric Harland] "Balance 38 - 58" Criss Cross Jazz 2015, CCJ1378

Alex Sipiagin Sextet [Alex Sipiagin / David Binney / Adam Rogers / John Escreet / Matt Brewer / Eric Harland] "Balance 38 - 58" Criss Cross Jazz 2015, CCJ1378
To wielka sztuka zaprosić do nagrania czterech innych liderów własnych projektów i opanować drzemiące w nich muzyczne wizje i dźwiękowe osobowości. Wymaga niemałego autorytetu. To wielka sztuka z tak różnych muzyków zbudować zespół. Bo trudno chyba o bardziej zróżnicowany skład osobowy - Adam Rogers i Tim Harland kojarzeni są najsilniej z post-bopem i klasycznym jazzem, David Binney i Matt Brewer z nowojorskim jazzem, w którym silnie obecne są tradycje zarówno free jazzu jak downtownu. No i John Escreet, angielski pianista, nagrywający już własne projekty dla CrissCrossa, zawieszone gdzieś w pół drogi między jazzem a awangardą, a równocześnie grający w kwartecie u boku Evana Parkera.

Aby jakoś to w jedno poskładać trzeba nie tylko mocnej, obdarzonej autorytetem osobowości, ale też spójnej, przemyślanej wizji. I Sipiagin - rosyjski muzyk, niegdyś okrzyknięty przez Pata Metheny'ego "współcześnie jednym z najlepszych trębaczy na świecie" - ma obie potrzebne rzeczy do realizacji takiego projektu. Jego muzyka w sekstecie oparta jest w sumie na kontrapunkcie, z którego gęstej struktury wyłania tak charakterystyczny dla niego, nieco pokręcony i wcale nieprosty liryzm. Muzyka przywodzi nieco na myśl dokonania sekstetów choćby Charlesa Mingusa czy Dave'a Hollanda, ale wszystko tutaj przefiltrowane jest współczesną wrażliwość. To muzyka koncepcyjna - przemyślana i zaplanowana, a równocześnie pozostawiająca wciąż jeszcze instrumentalistów przestrzeń do improwizacji, która dla samej muzyczne strony projektu jest niczyn oddech. Polecam gorąco bo zakochać się w twórczości Sipiaginia - mimo wymagającej formy i nie prostej melodyki - bardzo, bardzo łatwo.
autor: Józef Paprocki

Alex Sipiagin: trumpet, fluegelhorn 
David Binney: alto saxophone, soprano saxophone
Adam Rogers: guitar
John Escreet: piano
Matt Brewer: bass (acoustic & electric)
Eric Harland: drums

1. 38-58
2. Way To Her
3. Momentum
4. Echoes Of Thought
5. Balance
6. Yragon
7. Trio Whale

płyta do nabycia na multikulti.com

wtorek, 7 lipca 2015

Viktor Tóth Quartet featuring Hamid Drake "Climbing with Mountains" BMC Records 2007, BMCCD132

Viktor Tóth Quartet featuring Hamid Drake "Climbing with Mountains" BMC Records 2007, BMCCD132
Nie kto inny tylko Wiliam Parker, muzyczny brat Hamida Drake’a jest autorem liner notes do płyty. Słowa te, opisujące filozofię życia/muzykowania oddają sens ich życia. Warto dodać, że zarówno Hamid Drake jak też William Parker od wielu już lat są prawdziwymi ‘jazz messenger’s’. Z żelazną konsekwencją niosą swoje uniwersalne posłannictwo, przyczyniając się do tego, że granice geograficzne, kulturowe, rasowe czy religijne naprawdę przestają stanowić nieprzekraczalną zaporę.

Viktor Tóth
Któż nie zna wspaniałych nagrań sekcji Parker/Drake z izraelskim saksofonistą Albertem Begerem czy też ze Szwedem Andersem Gahnoldem, duetów Hamida Drake’a z Sardyńczykiem Paolo Angeli’m, wspólnych nagrań z Peterem Kovaldem czy Peterem Brotzmannem. Tym razem Hamid Drake napędza węgierski zespół prowadzony przez saksofonistę altowego Viktora Totha, który jest zarazem [z jednym wyjątkiem ‘The meaning of three’] autorem wszystkich kompozycji na płycie.

Wydaje się, że obecnie właśnie węgierska i skandynawska scena jazzowa wiodą prym w jazzowej Europie. Wspomnijmy tylko Gyorgy Szabadosa, Mihaly Drescha, Gabora Gado czy też Elmera Balazsa – oni i wielu innych stanowią o sile węgierskiego jazzu. Nowa płyta ‘Climbing with mountains’ wydana przez Budapest Music Center Records, wytwórnię słynącą z doskonałego brzmienia i niezwykłej dbałości o stronę edytorską w doskonały sposób pokazuje, że muzyczne pomysły Drake’a, Parkera i im podobnych muzyków są prawdziwie uniwersalne. Takie określenia jak medytacyjny, rytualny, mistyczny występują zapewne we wszystkich językach, sprowadzone na płaszczyznę muzyki jazzowej znajdują swoje spełnienie także na tej właśnie płycie.

Trzon zespołu stanowi trio w składzie Viktor Toth na saksofonie altowym, Matyas Szandai na kontrabasie i Hamid Drake na perkusji. W sześciu utworach słyszymy kwartet z kompanem Williama Parkera – Ferencem Kovacsem na trąbce. Dodatkowo w drugiej części kończącego płytę ‘Green with blue’ Peter Pallai deklamuje poezję lidera, odwołując się do afro-amerykańskiej tradycji ‘spoken word’.

Trudno znaleźć słabe strony tej płyty, soczysty i wyrazisty alt Totha, szeroka paleta cichych brzmień i subtelności instrumentów Drake’a i Szandai’a, pełne duchowości i emocji melodie - całość bardzo jednorodna. Dzięki temu nagraniu jazzowa rodzina spod znaku Hamida Drake’a i Williama Parkera zyskała kolejnych, pełnoprawnych członków. Czy chcemy zgłosić do niej akces? Warto to pytanie nieustająco zadawać, ja po raz kolejny odpowiadam twierdząco.
autor: Tomasz Konwent

Viktor Tóth: alto saxophone
Hamid Drake: drums
Mátyás Szandai: double bass
Ferenc Kovács: trumpet (only on tracks 3-5, 7, 10, 11)
Péter Pallai: spoken word

1. Március
2. Autumn in Sicily
3. Message for fishes
4. Snake
5. Train to Sarajevo
6. Mese
7. R's day
8. The meaning of three
9. Late late serenade
10. Ornette's smile
11. Green with blue



płyta do nabycia na multikulti.com

poniedziałek, 6 lipca 2015

Mihály Dresch Quartet "Argyélus" BMC Records 2007, BMCCD131

Mihály Dresch Quartet "Argyélus" BMC Records 2007, BMCCD131
Wciąż przyspieszające tempo codziennego życia rzutuje także na jakość naszego spotkania z kulturą muzyczną - widzę to po sobie. Dostępność płyt, łatwość ściągnięcia czy odsłuchania wielkiej ilości muzyki w internecie sprawia, że ilość przepływającej przez nas muzyki wzrasta niepomiernie. Wciąż jednak powstają płyty, w których trzeba się rozsmakować, zatrzymać,  odsunąć na chwilkę kolejne - nowe i najnowsze nagrania ukochanych free jazzowych luminarzy - Petera Brötzmanna i Evana Parkera. Takie są z rzadka publikowane płyty węgierskiego saksofonisty i flecisty Mihály Drescha.

Brötzmann i Parker są muzykami, którzy mają niezwykłą świadomość korzeni jazzowej muzyki. Nikt nie chce im tego odmówić. Mihály Dresch podąża jednak w innym kierunku - jest on artystą kontemplującym kulturę swojego kraju, przesiąkniętym nią na wskroś, bardzo głęboko w niej zanurzonym. Nikt nie robi też niemieckiemu muzykowi zarzutu, iż w jego przypadku jest inaczej - nie wiem bowiem czy sięganie przez kogokolwiek i nagrywanie muzyki improwizowanej - nawet na 'brötzmannowską' modłę - odwołującej się do niemieckich tradycji 'october festów' dałoby równie ciekawy efekt jak muzyka z płyt Drescha.



Mihály Dresch
Węgier - podobnie jak na swoich poprzednich płytach - odwołuje się tradycyjnej muzyki Transylwanii i okolic w przeróżny sposób: instrumentarium (harmonicznym instrumentem użytym w tym nagraniu - wcześniej także pojawiał się na jego płytach - są cymbały a sam lider często gra na ludowych, drewnianych fletach), techniki wokalne jakich Dresch używa wprost przeniesione są z ludowej muzyki (charakterystyczny gardłowy, acz delikatny, zaśpiew), wykorzystanie ludowych tematów (za podstawę utworów 'Argyélus' i 'Ciganyos' posłużyły tematy ludowe, a  i pieśń 'Széki katonabucsúztató' autorstwa Laszlo Lajthy jest częścią węgierskiej tradycji muzycznej). Także gdy lider gra własne kompozycje, ba, gdy sięga po słynny ellingtonowski temat 'In a sentimental mood' to również jest w niej coś nieodmiennie przywodzącego na myśl naddunajską krainę. Również wykorzystanie sekcji – lidera pozostawia jej niewiele swobody – także przywodzi na myśl ludowe tradycje. Podział na instrumenty solowe (saksofon / flet, skrzypce, czasem cymbały) i sekcje jest tu nader wyraźne. Nie męczy to jednak i nie nuży bo basista Mátyás Szandai i perkusista István Balo potrafią znacznie, znacznie więcej niż tylko przytupywać do tańca na wioskowych zabawach. A że nie bardzo mogą pokazać własną inwencję grając solo – cóż, taka jest formuła tej muzyki, smakuje znakomicie i bez tego. Właściwie tylko frazowanie Mihály Drescha jest stricte jazzowe, nie pozostawia wątpliwości co do stylistycznej proweniencji artysty, mającego w dorobku przecież nagrania z György Szabadosem, Tiborem Szemzö i Archie Sheppem. Z całego tego ludowego sztafażu i jazzowego frazowania wykuwa się jednak nowa forma, odmienna zarówno od jazzowego mainstreamu jak i cepeliowskiej pseudo-ludowości. Niewiele mająca wspólnego z awangardą, a i nie dająca się jednoznacznie przypisać jazzowej tradycji. Staranna i piękna w melodycznych liniach kolejnych utworów, nie bardzo surowa, ale i pozbawiona, nawet w balladach, lukrowanej czułostkowości. Obcujemy bowiem z artystą który wypracował swój własny, indywidualny styl - nie tylko gdy mówimy o brzmieniu instrumentu, ale i o muzycznej formule w której się porusza.

Jest jeszcze jedna rzecz niezwykle charakterystyczna dla muzyki Mihály Drescha - nie tylko z tej ostatnie płyty. Z każdej nuty wyziera tu smutek i melancholia. Bo kultura tradycyjna przemija, to z czym możemy dziś się spotkać, to są tylko jej okruchy. I nigdy nie wróci. Ale jest i krzepiący morał - możemy do niej sięgać i ją przetwarzać wciąż na nowo. W nowoczesnej formie, pozostając jednak w zgodzie z jej duchem i wyrażając przy tym siebie. Przecież jest ona naszym dziedzictwem.
autor: Wawrzyniec Mąkinia

Mihály Dresch: tenor saxophone, soprano saxophone, recorder, vocal
Miklós Lukács: cimbalom
Mátyás Szandai: double bass
István Baló: drums
Ferenc Kovács: violin (only on track 3, 5, 6)

1. Fragment
2. Soldier’s farewell from Szék village
3. Heritage
4. Homeward bound
5. Árgyélus
6. Tziganesque (for Archie)
7. In a sentimental mood

płyta do nabycia na multikulti.com

sobota, 4 lipca 2015

Hafez Modirzadeh "In Convergence Liberation" Pi Recordings 2015, PI55

Hafez Modirzadeh "In Convergence Liberation" Pi Recordings 2015, PI55

Płyta "In Convergence Liberation" to najnowszy twórczy akt irańsko-amerykańskiego saksofonisty, kompozytora i teoretyka muzyki Hafeza Modirzadeha. Od z górą trzydziestu lat dąży on do stworzenia jednolitego systemu muzycznego, mogącego adaptować formy i schematy różnych systemów modalnych świata. Jak przy okazji jego poprzedniej płyty pisał jeden z krytyków: "saksofonista stworzył swój unikatowy język muzyczny – chromodalność – w imię ponadkulturowego porozumienia. Następnie przekroczył rezultaty własnych badań, pisząc nowe kompozycje w manierze post-chromodalnej, czyli wykraczającej poza budowany latami system. Dążenia Modirzadeha nie dziwią aż tak bardzo, bo jazz (ten mający znaczenie) już dawno utracił swoją więź z klasycznym systemem tonalnym".

Nowy album Modirzadeha dalej eksploruje pojęcia dotyczące "chromodalności" i tak charakterystyczne dla niej międzykulturowe podejście muzyczne, które pozwala na współistnienia różnych tradycji i źródeł inspiracji w ramach - jednak - jazzowej tradycji. Obecne są tutaj tak odmienne tradycje i formy jak dastgah (tradycyjny perski system modalny) i struktury poezji wywodzące się z Andaluzji, arabski maqam (tradycyjny system melodyczny) obok elementów gamelanu i klasycznych form kwartetu smyczkowego. Ale to tylko jedna płaszczyzna chromodalności - W podobny sposób łączy on muzyków odmiennych doświadczeń, pochodzących z odmiennych kultur i tradycji: obok argentyńsko-meksykańskiej wokalistki Mili Bermejo gra na tym albumie iracko-amerykański trębacz (i stały partner Modirzadeha) Amir ElSaffar i dwóch innych muzyków wywodzących się z szeroko rozumianej muzyki arabskiej - Faraz Minooei (grający na perskim santurze) oraz Amir Abbas Etemadzadeh (grający na daffie i tombaku - również tradycyjnych instrumentach).

Równie rozmaite były inspiracje Modirzadeha - pieśni wywodzącego się z arabskiej Hiszpanii, trzynastowiecznego poety i filozofa Jalala ad-Din Rumiego, teksty anonimowego poety z 14 wieku z hiszpańskiej Andaluzji, Adagio Beethovena z Sonaty 26., muzyka Mozarta i Bartok czy też utwory meksykańskiego poety Juana Inésa de la Cruz (1651/95). Czasami są to wykorzystane teksty, czasami fragmenty jakiś form kompozytorskich zaczerpnięte z muzyki Beethovena, Mozarta czy Bartoka.

Najciekawsze w tym jest jednak nie odkrywanie inspiracji, ale sposób w jaki całość się łączy i splata. Bo system Modirzadeha wydaje się spójny i fascynujący, owocujący nową, odległą jednak od ortodoksyjnie rozumianego jazzu, muzyką. I powtórzyć można za Michałem Pudło to, co pisał o poprzedniej płycie artysty: "to kilkanaście orientalnych pereł starannie nanizanych na nitkę, małych komplementarnych całości, które, głównie za sprawą wywołującej problemy z akomodacją budowy, kwestionują nasze słuchowe przyzwyczajenia. W arcyciekawy sposób."

Płyta, po którą musicie sięgnąć. Koniecznie!
autor: Józef Paprocki

Hafez Modirzadeh: tenor saxophone
Mili Bermejo: vocals
Amir ElSaffar: Iraqi santur, vocals, trumpet
Faraz Minooei: Persian santur
Amir Abbas Etemadzadeh: Persian daff, tombak

1. La Angustia de los Amantes 8:57
2. Tetraspheres 5:51
3. Karna Passages (Yearnings) 3:28
4. Karna Passages (Churnings) 6:41
5. Karna Passahes (Mournings) 2:10
6. Las Orillas Prelude 1:30
7. Las Orillas del Mar 8:49
8. Number That Moves 9:06
9. Suite Compost (Hydrogen) 1:56
10. Suite Compost (Nitrogen) 1:37
11. Suite Compost (Oxygen) 1:42
12. Suite Compost (Carbon) 1:50
13. Sor Juana (Sin Razon) 3:18
14. Sor Juana (Resistencia) 3:24
15. Sor Juana (Por Pecar) 2:17
16. Sor Juana (Templada) 1:32
17. Sor Juana (Libertades) 3:51
18. Love What You Create

Hafez Modirzadeh: In Convergence Liberation from YBCA on Vimeo.


płyta do nabycia na multikulti.com

czwartek, 2 lipca 2015

Joe McPhee "Sound on Sound" Corbett vs. Dempsey 2010, CVSDCD005

Joe McPhee "Sound on Sound" Corbett vs. Dempsey 2010, CVSDCD005
Podwójna, limitowana płyta ‘Sound on Sound’ jest kompilacją solowych, wcześniej niepublikowanych nagrań Joe McPhee, dokonanych w pierwszym okresie jego twórczości, w latach 1968-1973. Co ciekawe, gra on tutaj na przeróżnych instrumentach - oprócz saksofonu i trąbki są to organy, kalimba, zabawkowe pianino, flety i rozmaite perkusjonalia. Dodatkowo McPhee sięga po echoplex (analogowe urządzenie korzystające z taśmy magnetycznej umożliwiające repetycję dźwięków) oraz eksperymentując z tonem, barwą i głosem korzysta także z overdubów.

To bardzo ciekawa i fascynująca podróż do dźwiękowego świata młodego artysty (to chronologicznie najwcześniejsze opublikowane jego nagrania). Pierwsze utwory umieszczone na tej płycie pochodzą z roku 1968, kiedy to zaczynał on dopiero grę na saksofonie (wcześniej był wyłącznie trębaczem). W sensie muzycznych fascynacji był muzykiem ukształtowanym - po okresie zachłyśnięcia się muzyką Milesa Davisa i wczesnego Johna Coltrane'a, przez fascynację twórczością Erika Dolphy'ego, w końcu przyszedł czas na Alberta Aylera, późnego Johna Coltrane'a i Ornette'a Colemana. Łączył to wszystko z fascynacją nowymi zjawiskami na muzycznej scenie - rodzącym się właśnie wraz ze społecznymi przemianami wewnątrz społeczności Afroamerykanów funkiem oraz soulem.

młody Joe McPhee
Jak sam opowiada, po raz pierwszy w tymże roku (1968) pożyczył od znajomego na któreś jam session saksofon tenorowy. Po tym jamie proszono go nawet, by już więcej nie przynosił saksofonu, aby pozostał tylko przy trąbce. McPhee nie zraził się jednak i nie zaprzestał gry na tym instrumencie, z czasem sięgając jeszcze po sopran i alt. Pierwszych nagrań solo dokonał jeszcze w tym samym roku, jednak nigdy nie myślał o ich publikacji, ulegając dopiero niedawno namowom chicagowskiego artysty, animatora i wydawcy Johna Corbetta. Kompilując ten album McPhee i Corbett zdecydowali się na edycję dwupłytową, przy czym pierwszy, niesamowicie spokojny, balladowy i uduchowiony dysk ma tylko dwadzieścia pięć minut długości. Tutaj w muzyce McPhee brakuje jeszcze drapieżności (gdy gra on na saksofonie, bo nieco odmiennie ma się rzecz z "Recorder solo number one"). Jest natomiast obecna tak dla niego charakterystyczna liryka i głębia. Trudno tu nawet wyróżnić którykolwiek z czterech znajdujących się na krążku utworów, bo każdy z nich jest prawdziwą perełką.

Odmiennie ma się rzecz z dyskiem drugim, gdzie mnogość efektów i użytego instrumentarium sprawiają, że ma się wrażenie obcowania nie z innym artystą, ale czasami wręcz z innym muzycznym gatunkiem. Czasami można mówić raczej o próbach eksperymentów - tak formalnych, jak i brzmieniowych, niż o ukończonym muzycznym projekcie. Jednak mnogość zjawisk i niewielka długość eksperymentalnych form sprawiają, że całości słucha się z niezwykłą wprost uwagą. Wielka w tym zasługa Corbetta, który te krótkie formy potrafił ułożyć w spójną narracyjnie opowieść.

Kto jednak spodziewa się free-jazzowej formuły - niech ominie tę płytę łukiem. Kto chciałby spojrzeć nieco za kulisy znanej dotąd twórczości McPhee, niech sięgnie po tę płytę koniecznie. Jest ona wspaniałym dokumentem nie tylko osobistego, muzycznego rozwoju - także pokazem nagraniowych technik wykorzystywanych w małych, tanich studiach dostępnych dla nieznanych wówczas szerzej awangardowych muzyków. A i lirycznego piękna tu nie brakuje.
autor: Marcin Jachnik

Joe McPhee: tenor saxophone, toy piano, toy percussion, recorder, soprano saxophone, Space Organ, flute, feedback, kalimba, echoplex, percussion


CD 1
: Joe McPhee solo 1968/69
1. Sound on Sound 5:54
2. Tenor saxophone solo number one 4:28
3. Tenor saxophone solo number two 4:58
4. Recorder solo number one 6:25

CD 2: Joe McPhee solo 1970/73
1. Cosmic Love 5:58
2. Kalimba 0:52
3. Percussion number one 2:23
4. Soprano / Echoplex number one 2:52
5. Percussion number two 2:50
6. Soprano / Echoplex number two 1:15
7. Soprano / Echoplex number three 3:14
8. Cosmic Love number two 5:49
9. Cosmic Love organ alone 6:13
10. Space Organ one 9:16
11. Space Organ two 6:05
12. Space Organ three 6:19
13. Mic Feedback one 1:22
14. Mic Feedback two 1:22
15. Nagoya Harp (inspired/informed by Harry Partch / Lukas Foss / John Snyder) 12:54
16. Sound on Sound 6:32




płyta do nabycia na multikulti.com