Thurston Moore "Sonic Street Chicago" Corbett vs. Dempsey 2014, CVSDCD015 |
Niektórzy piszą, że to iście epicka wyprawa w muzyczne światy gitarowych
poszukiwań Thurstona Moore'a. Nie jestem pewien, czy ze względu na
skromność użytych środków można o tej realizacji tak napisać. Ale jedno
mnie z autorem tego określenia łączy - jestem równie mocno jak on
zafascynowany tym nagraniem.
Nie do końca jestem fanem takich instrumentalnych realizacji. Raz, że to improwizacja odarta właściwie z jakichkolwiek odniesień do jazzu, a wywiedziona w prostej linii z muzyki rockowej. To gatunek w którym ani nie czuję się bardzo kompetentnym, ani specjalnie osłuchanym. Owszem uwielbiam dokonania Gustafssona czy Vandermarka, ale jazz jest immanentną częścią ich muzyki, najważniejszą i najmocniej odciskającą piętno na ich twórczości, nawet, gdy mocniej podkreślają rockowe akcenty. Po drugie instrumentarium - gitara nie jest instrumentem, który jakoś szczególnie porusza moje emocje. A gdy dodać do tego jeszcze, że jestem wolny od uwielbienia dla Sonic Youth i jej lidera, to płyta ta raczej nie powinna trafić w moje gusta.
Materiał
ten został zarejestrowany w ciągu jednej sesji w listopadzie 2013 roku.
Albo raczej na jednym koncercie, jako jeden track (60 minut!), w tym
kształcie w jakim słyszymy go na płycie. Bez żadnych poprawek i
jakiejkolwiek ingerencji w muzyczną tkankę utworu. Thurston Moore grał
na żywo do filmu amerykańskiego awangardowego twórcy Jamesa Naresa.
Moore był ustawiony tyłem do ekranu i nie widział, co na ekranie się
pojawia. Sam także nie znam tego obrazu, więc nie potrafię ocenić na ile
dźwięki są z nim spójne, a na ile nie. Jednak muzyka Moore'a broni się
sama.
Nie używa on specjalnie wiele sprzętu - jeden instrument, wzmacniacz, kilka efektów. Wszystko. Reszta to kunszt i muzyczna wyobraźnia a tej lider Sonic Youth ma chyba aż w nadmiarze. Od cichutkich, kruchych pasaży, przez warknięcia i zgrzyty po prawdziwą ścianę dźwięku - tak buduje swoją muzykę, zawsze, co warte podkreślenia, pozostając bardzo blisko czysto rockowej stylistyki. Nie mówię tu rzecz jasna o rockowej prostocie, bo muzyka Moore'a tak formalnie, jak i estetycznie jest skomplikowana. A gdy na przykład tworzy ścianę dźwięku gra czysto rockowe frazy, dalekie od estetyki noise'u. Nigdzie się nie spieszy - swoją opowieść rozwija i konstruuje świadomie, znakomicie wyczuwając powoli sączący się czas. Operuje formą i nastrojem, kolorem z unikatowym wprost wyczuciem, świadom tak atutów, jak i ograniczeń używanych środków. Ale to właśnie dzięki temu wyczuciu słuchacz nie ma wrażenia przycinania wyobraźni twórcy do skromności instrumentarium, a wprost przeciwnie - zaskakiwany jest przez tą godzinę właściwie nieustannie. I chociaż to muzyka, która wymaga uważności i skupienia, to bardzo szybko opanuje nasz mózg i sprawi, że zatracimy się w niej bez reszty. Znakomite nagranie, które szybko powinno przejść do legendy!
Nie do końca jestem fanem takich instrumentalnych realizacji. Raz, że to improwizacja odarta właściwie z jakichkolwiek odniesień do jazzu, a wywiedziona w prostej linii z muzyki rockowej. To gatunek w którym ani nie czuję się bardzo kompetentnym, ani specjalnie osłuchanym. Owszem uwielbiam dokonania Gustafssona czy Vandermarka, ale jazz jest immanentną częścią ich muzyki, najważniejszą i najmocniej odciskającą piętno na ich twórczości, nawet, gdy mocniej podkreślają rockowe akcenty. Po drugie instrumentarium - gitara nie jest instrumentem, który jakoś szczególnie porusza moje emocje. A gdy dodać do tego jeszcze, że jestem wolny od uwielbienia dla Sonic Youth i jej lidera, to płyta ta raczej nie powinna trafić w moje gusta.
Thurston Moore |
Nie używa on specjalnie wiele sprzętu - jeden instrument, wzmacniacz, kilka efektów. Wszystko. Reszta to kunszt i muzyczna wyobraźnia a tej lider Sonic Youth ma chyba aż w nadmiarze. Od cichutkich, kruchych pasaży, przez warknięcia i zgrzyty po prawdziwą ścianę dźwięku - tak buduje swoją muzykę, zawsze, co warte podkreślenia, pozostając bardzo blisko czysto rockowej stylistyki. Nie mówię tu rzecz jasna o rockowej prostocie, bo muzyka Moore'a tak formalnie, jak i estetycznie jest skomplikowana. A gdy na przykład tworzy ścianę dźwięku gra czysto rockowe frazy, dalekie od estetyki noise'u. Nigdzie się nie spieszy - swoją opowieść rozwija i konstruuje świadomie, znakomicie wyczuwając powoli sączący się czas. Operuje formą i nastrojem, kolorem z unikatowym wprost wyczuciem, świadom tak atutów, jak i ograniczeń używanych środków. Ale to właśnie dzięki temu wyczuciu słuchacz nie ma wrażenia przycinania wyobraźni twórcy do skromności instrumentarium, a wprost przeciwnie - zaskakiwany jest przez tą godzinę właściwie nieustannie. I chociaż to muzyka, która wymaga uważności i skupienia, to bardzo szybko opanuje nasz mózg i sprawi, że zatracimy się w niej bez reszty. Znakomite nagranie, które szybko powinno przejść do legendy!
autor: Marek Zając
Thurston Moore: electric guitar
1. Sonic Street Chicago 1:00:07
1. Sonic Street Chicago 1:00:07
płyta do nabycia na multikulti.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz