poniedziałek, 29 czerwca 2015

Peter Kowald / Kent Kessler / Fred Lonberg-Holm "Flats Fixed", Corbett vs. Dempsey 2015, CVSDCD016

Peter Kowald / Kent Kessler / Fred Lonberg-Holm "Flats Fixed", Corbett vs. Dempsey 2015, CVSDCD016
W roku 1998, w studiu WNUR Radio w Evanston, legendarny niemiecki basista, długoletni partner Petera Brotzmanna, Peter Kowald zarejestrował wraz z dwójką chicagowskich muzyków - kontrabasistą Kentem Kesslerem oraz wiolonczelistą Fredem Lonberg-Holmem materiał na triową płytę.

Od początku założeniem było, iż cały materiał ma być improwizacją na trzy instrumenty smyczkowe. Centrum tego nagrania jest sześć miniatur (każda około minuty długości), powstałe według pomysłu Petera Kowalda. Jak napisał w liner notes John Corbett - pierwotnie miały one być szkieletem i kontrapunktem dla mających bardziej konwersacyjny charakter, dłuższych improwizacji. Ponieważ jednak Peter Kowald nie zdążył juz ukończyć pracy nad tym materiałem (chociaż cała trójka muzyków była bardzo zadowolona z zarejestrowanej muzyki), zdecydowano się na odmienny układ płyty. Cztery dłuższe, triowe improwizacje wypełniły pierwszą jej część, potem znajduje się sześć miniatur, a w charakterze kody ostatnia, piąta, trwająca piętnaście minut improwizacja. Jest i postscriptum - to niedługie, duetowe improwizacje muzyków zarejestrowane podczas tej samej sesji (cztery duety Kowalda z Lonberg-Holmem i jeden Kowald-Kessler na dwa kontrabasy).

Co zaskakujące, poprzez takie zestawienie nagrań, wcale nie obcujemy z materiałem o przypadkowym czy też czysto dokumentalnym charakterze. To nagranie ma fantastyczną energię, która w krótkich, przemyślanych, minutowych zwarciach osiąga swoją kulminację i stopniowo wycisz się poprzez trio i duety. Muzyka - co jest specyfiką nagrań na trzy strunowe instrumenty z użyciem smyczków - bliska jest trzecionurtowemu podejściu do improwizowanej muzyki w jego ściśle współczesnym rozumieniu. Jednak od hipnotycznych fraz trójki muzyków naprawdę trudno się oderwać i jeśli tylko uda się słuchaczowi do tej muzyki podejść w ciszy i z należnym skupieniem - odkryje wtedy niezwykłe piękno i intensywność tego spotkania. Polecam bardzo!
autor: Marek Zając

Peter Kowald: bass
Kent Kessler: bass
Fred Lonberg-Holm: cello

1. FF 1 7:10
2. FF 2 5:58
3. FF 3 3:23
4. FF 4 17:23
5. Miniature 1 0:55
6. Miniature 2 1:02
7. Miniature 3 1:09
8. Miniature 4 1:00
9. Miniature 5 1:17
10. Miniature 6 2:19
11. FF 6 15:10
12. b & c 1 4:29
13. b & b 3:23
14. b & c 2 5:42
15. b & c 3 3:48
16. b & c 4 2:51

płyta do nabycia na multikulti.com

czwartek, 25 czerwca 2015

Joe McPhee "Glasses" Corbett vs. Dempsey 2012, CVSDCD006

Joe McPhee "Glasses" Corbett vs. Dempsey 2012, CVSDCD006
Pisanie o koncertach solowych czy też nagraniach solowych dokonywanych przez Joe McPhee wydaje mi się szalenie trudne - bo wszystko to, co robił i robi samotnie jest po brzegi nasycone swoistą, zaczerpniętą od Coltrane'a i Colemana, głęboką i autentyczną duchowością. Trudno jest mi znaleźć słowa, które oddają moje odczucia, gdy słucham jego solowej muzyki, ale ponieważ ją szczerze uwielbiam, cóż, zatem spróbujmy.

Album "Glasses" zarejestrowany został w październiku 1977 roku w bardzo ważnym dla dokonań artysty okresie. Nagrał on wtedy w krótkim czasie cztery albumy solowe, które stanowiły przełom w postrzeganiu go tak przez krytykę, jak i publiczność zainteresowaną awangardowym jazzem po obu stronach Atlantyku. Z tych czterech albumów tylko "Tenor" został wydany ponownie na CD - teraz oto dzięki działalności prowadzonej przez Johna Corbetta możemy ponownie cieszyć się płytą "Glasses".

Tytułowy utwór rozpoczyna się od rytmu, jaki McPhee wystukuje na nie do końca pełnym kieliszku wina. Potem podejmuje go na saksofonie, generując z instrumentu same szmery, by finalnie rozwinąć w tym rytmie piękną, uduchowioną improwizację będące jednocześnie progresywną muzyką wykorzystującą rozmaite techniki gry na instrumencie (przedęcia i zgrzyty, traktowanie saksofonu, jako czysto perkusyjnego instrumentu), jak i ukazujące liryczną, zakochaną w melodyjnych frazach twarz Joe McPhee. Bowiem od samego początku udowadniał on, że pozostawanie awangardowym muzykiem nie musi oznaczać wcale rezygnacji z melodyki - tak w kompozycjach, jak i improwizacjach.

Joe McPhee, photo by Ziga Koritnik. Dzisiaj, a nie 1977 roku
Wspaniałą ilustracją takiego podejścia jest kolejny utwór na płycie - zagrana solo kompozycja Coltrane'a napisana dla pierwszej jego żony - "Naima". Rozpoczęta w balladowej konwencji, wolniej chyba niż grał to Coltrane, przechodzi w czwartej minucie metamorfozę, nabiera mocy i drapieżności, by jednak do melodii i niespiesznego charakteru powrócić. I w tym duchu, nie unikając pomyłek (nie wiem czy celowych czy przypadkowych), zwolnień rytmu i łamania tym samym ciągłości frazy, wybrzmiewa ku radości publiczności zgromadzonej na koncercie. Bowiem te dwa utworu zarejestrowane zostały podczas występu artysty na żywo.

Przynajmniej w tym względzie podobnie rzecz się ma z ostatnim na płycie utworem "New Potatoes" - także został on zarejestrowany podczas koncertu. Ale więcej go jednak odróżnia - nie został on zarejestrowany solo, a w duecie ze szwajcarskim perkusistą Reto Weberem, Joe McPhee całą pierwszą jego część gra na trąbce, a nie jak w dwóch pierwszych kompozycjach tylko i wyłącznie na saksofonie. Obecność partnera wymusza na McPhee zmianę konwencji - muzyka nie jest już swobodną podróżą, ale raczej zwarciem, wymianą ciosów pomiędzy muzykami, dokonywaną oczywiście w czysto dźwiękowy sposób. Dopiero, gdy w połowie McPhee zmienia instrument na saksofon, stopniowo zaczyna ona przybierać bardziej zwarty i spójny charakter, odchodząc od filozofii ciągłego zwarcia na rzecz wspólnotowości grania. I w tym właśnie duchu znajduje swoje spełnienie w pięknej, melodyjnej frazie sakofonu.

Nie bardzo wiem dlaczego przez tyle lat album ten był niedostępny dla słuchaczy, bowiem całość jest nadzwyczaj skupioną, w części solową, liryczną podróżą p[rzez intymny i głęboki świat dźwięków. To piękne nagrania ukazujące w artystę o w pełni wykrystalizowanej muzycznej wizji. I będące wspaniałym spotkaniem - tak z człowiekiem, jak i sztuką.
autor: Marcin Jachnik

Joe McPhee: tenor saxophone, flugelhorn, percussion
Reto Weber: percussion (only on track 3)

1. Glasses 18:30
2. Naima 8:10
3. New Potatoes 15:25



płyta do nabycia na multikulti.com

Anthony Braxton with Wadada Leo Smith / Richard Teitelbaum / Dave Holland "Trio and Duet" Sackville Records 2014, Sackville3007

Anthony Braxton with Wadada Leo Smith / Richard Teitelbaum / Dave Holland "Trio and Duet" Sackville Records 2014, Sackville3007
Tak naprawdę do roku 1974 Anthony Braxton nie był szeroko znanym muzykiem jazzowym. był cenionym instrumentalistą, jednym z założycieli AACM-u, który jednak dosyć szybko zaczął dystansować się od idei tego ruchu. Nikt jeszcze nie widział w artysty mającego stworzyć swój własny, intelektualny system muzyczny.

Dopiero podpisanie kontraktu z Aristą na nagranie sześciu kolejnych albumów sprawiło, iż stał się on znany szerokiej publiczności, a i krytycy zaczęli szerzej pisać i doceniać jego twórczość, chociaż po dziś dzień trwa zresztą spór, na ile jego artystyczny dorobek może być uznawany za część jazzowej tradycji. W tymże roku 74, na krótko przed sygnowaniem kontraktu z nowym wydawcą, ukazała się w niezależnej wytwórni Sackville skromna płyta, która jakby systetyzowała dotychczasowy dorobek muzyczny Braxtona. Mowa tu o niedawno wznowionym nagraniu "Trio and duet".

Wydana pierwotnie na winylowym krążku płyta posiadała dwie estetycznie odmienne strony. Na stronę A weszła kompozycja Braxtona (później otrzymała ona numer 36) zarejestrowana w trio z Wadadą Leo Smithem na trąbce, flugelhormie i rozmaitych małych instrumentach oraz Richardem Teitelbaumem obsługującym Moog'a. Drugą stronę wypełniły natomiast trzy standardy zarejestrowane w duecie z kontrabasistą Davem Hollandem, który na kilka lat stał się stałym partnerem Braxtona.

Pierwsza strona jest syntetycznym ujęciem kompozytorskiego stylu amerykańskiego saksofonisty, ze szczególnym uwzględnieniem raczkującej dopiero w muzyce jazzowej analogowej elektroniki. Druga - to kwintesencja w pełni wykształconego u Braxtona stylu improwizacji w oparciu o jazzowe standardy, ich dekonstrukcji i powracania do pierwotnej kompozycji wciąż na nowo, któremu to procederowi oddaje się on z uwielbieniem (co jakiś czas) po dzień dzisiejszy. Co kilka lat bowiem, mamy szczęście cieszyć się standardami nagrywany w daleki od kanonu sposób przez tego niebywałego mistrza saksofonu. Lekkość z jaką Baxton improwizuje, jego brawura i odwaga interpretacyjna, sprawiają, iż słuchając drugiej strony tego nagrania po raz kolejny brakuje mi słów by w pełni wyrazić mój zachwyt. Świetnie wypada tu Holland, stając się dla partii saksofonu prawdziwą opoką, prowadząc swój płynny, regularny timing z niebywałą wprost precyzją i miękkością.

W ostatnim wznowieniu wzbogaconą to nagranie o dwie dodatkowe, wcześniej niepublikowane nagrania duetu - są to "On Green Dolphin Street" oraz "I Remember You". Także to sprawia, iż płytę tą polecam gorąco.
autor: Józef Paprocki

Anthony Braxton: reeds
Wadada Leo Smith: trumpet, flugelhorn
Richard Teitelbaum: moog synthesizer
Dave Holland: bass

1. Composition No. 36
2. The Song Is You
3. Embraceable You
4. You Go to My Head
5. On Green Dolphin Street
6. I Remember You



płyta do nabycia na multikulti.com

Pedro Sousa / Johan Berthling / Gabriel Ferrandini "Casa Futuro" Clean Feed 2015, CF334

Pedro Sousa / Johan Berthling / Gabriel Ferrandini "Casa Futuro" Clean Feed 2015, CF334
Gabriel Ferrandini's hand & cymbals
Nie tak dawno miałem okazję pisać o wspólnej płycie Pedro Sousy, Gabriela Ferrandiniego oraz Thurstona Moore'a. Teraz oto dwójka Portugalczyków powraca zaprosiwszy do wspólnego projektu innego giganta kreatywnej muzyki, szwedzkiego basistę Fire!, Johana Berthlinga.


Johan Berthling
Muzycznie jednak płyta "Casa Futuro" od transowej, motorycznej muzyki Fire! Matsa Gustafsson jest bardzo odległa. Obcujemy tu bowiem z muzyką, którą moglibyśmy nazwać post-jazzem, hałaśliwym obszarze, gdzie w mocnej energetycznej formule dochodzi do zwarć, kłótni i spięć pomiędzy trzema partnerami. Nie ma tu stabilnej pulsacji czy liniowego prowadzenia melodyki - liczy się tylko jednorazowa, mocna, wyrwana gdzieś z głębi duszy interakcja. Zwarcie, cios i odskok. To muzyka ciągłej, gwałtownej metamorfozy, zawsze grana z olbrzymim zaangażowaniem, pełna nerwowości i niepokoju, napastliwa, a równocześnie wszechogarniająca i niedająca się zapomnieć.

Pedro Sousa
Przy tym muzyka zdaje się z każdą chwilą mocniej obezwładniać słuchaczy - jakbyśmy wraz z nią stępowali oraz głębiej i głębiej w groźne i porwane światy tworzone z krótkich, urwanych, syntetycznych dźwięków. To muzyka która chyba nie znajdzie wielu fanów i admiratorów, ale na pewno znajdzie małą grupę gorliwych wyznawców. Mocne, bardzo mocne.
autor: Marcin Jachnik

Pedro Sousa: tenor saxophone, baritone saxophone
Johan Berthling: double bass
Gabriel Ferrandini: drums



1. Durability
2. Utility
3. Beauty




płyta do nabycia na multikulti.com

wtorek, 23 czerwca 2015

Baloni [Joachim Badenhorst / Frantz Loriot / Pascal Niggenkemper] "Ripples" [Vinyl 1LP], Clean Feed 2015, CF321LP

Baloni [Joachim Badenhorst / Frantz Loriot / Pascal Niggenkemper] "Ripples" [Vinyl 1LP], Clean Feed 2015, CF321LP
Po dwóch - znakomitych - płytach wydanych w portugalskiej oficynie trio Baloni okrzepło i nie bardzo juz można pisać o nich, jako o młodym zespole będącym nadzieją i przyszłością europejskiego jazzu. Fakt, członkowie zespołu to wciąż stosunkowo młodzi muzycy, ale zespół wydający swoją trzecią płytę powinien mieć już ugruntowana pozycję tak wśród krytyków jak i publiczności. Najnowsza płyta sprawia zresztą, że nie ma takiej potrzeby - znakomity album broni się sam, a Joachim Badenhorst, Frantz Loriot oraz Pascal Niggenkemper, do rozpoznawalnego stylu wciąż wprowadzają nowe elementy, z roku na roku i z płyty na płyty ewoluując wraz ze swoją muzyką.

Baloni Trio
Podobnie jak na pierwszych dwóch albumach fascynuje ich penetrowanie granic między kompozycją a improwizacją, a sami muzycy z niezwykłą uwagą podchodzą do procesu twórczego starannie słuchając siebie nawzajem. I to wydaje mi się najistotniejsze i zupełnie wyjątkowe w ich podejściu do muzyki - istniejące szkice kompozycji, tematy, mają znaczenie, ale - w ścisłym sensie tego sformułowania - są tylko punktem wyjścia. Zdarza się im porzucić kompozycję tylko dlatego, że partner zaproponuje coś ciekawego, albo też - jak wspominał któryś z nich - w skutek pomyłki muzyka, co zrodziło zupełnie nowe, nieoczekiwane napięcie wewnątrz zaprojektowanej części utworu. W tym sensie granica między kompozycją improwizacją jest płynna - szkielet istnieje a nic nie stoi na przeszkodzie by go modyfikować lub też zbudować zupełnie nowy.

Baloni Trio
Całość jednak muzyki jest jakby zabarwiona melancholią, a i muzycy mają niejaką skłonność do tworzenia lirycznych melodii - często zupełnie z czapki. Sprawia to, że piękno ich bywa nieoczywiste i poszczególne tematy, ich liryzm i kunszt, odkrywamy nie od pierwszego spotkania z muzyką tria. Muzyka, chociaż prowadzana w ciemnych i kontemplacyjnych barwach, bardzo często ma niepokojący charakter wyrastając gdzieś z nie-jazzowej. Improwizatorzy sięgają bowiem do tradycji komponowanej muzyki awangardowej dwudziestego wieku - do dokonań Scciarino, Scelsiego, Nono czy Berio, czasem wzbogacając ją jednak zdecydowanym groovem. Odpowiada za to basista Pascal Niggenkemper - jeden z najciekawszych muzyków młodego pokolenia. Takie podejście do muzyki owocuje także dużą zwartością formy, co sprawia, że do muzyki Baloni można powracać naprawdę wiele, wiele razy. Polecam gorąco!
autor: Marek Zając

Joachim Badenhorst: bass clarinet, clarinet, tenor saxophone
Frantz Loriot: viola
Pascal Niggenkemper: double bass

1. Hamon
2. Grüne Welle
3. Ondulations
4. De rimpelingen des levens




płyta do nabycia na multikulti.com

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Joe Hertenstein / Pascal Niggenkemper / Thomas Heberer "HNH" Clean Feed 2015, CF332

Joe Hertenstein / Pascal Niggenkemper / Thomas Heberer "HNH" Clean Feed 2015, CF332
Dużo słyszałem wcześniej o tym trio - HNH - i kiedy miałem okazję zapoznać się z ich debiutanckim albumem z 2010 roku, byłem nim oczarowany. Teraz dostajemy oto do rąk drugie ich oficjalne nagranie. Jak sami muzycy mówią jest to dla nich album specjalny i nowa muzyka zupełnie inny od debiutanckiej płyty.

HNH
Nazwa HNH pochodzi od nazwisk muzyków tworzących zespół: Joe Hertenstein, Pascal Niggenkemper i Thomas Heberer. Muzyka którą tu wspólnie prezentują jest to intuicyjna improwizacja oparta jednak na przemyślanej i przegadanej przez nich wcześniej strukturze. Przy tym to muzyka bardzo silnie osadzona w jazzowej tradycji, cały czas pulsująca swingiem, a Thomas Haberer ani na chwilę nie zapomina, że jest trębaczem rozkochanym w klasycznym jazzie i tylko chwilowo - i jakby przez przypadek - umiejscowionym w awangardowym kontekście. Operuje przy tym bardzo szerokim spectrum odcieni i barw, a wszystko to czyni po prostu grając na trąbce.

Nieco odmiennie postępują jego sceniczni partnerzy - Niggenkemper preparuje swój kontrabas na najrówniejsze sposoby - wyobrażenie sobie sposobów w jaki wydobywa niektóre z dźwięków jest naprawdę przednią zabawą. Przy tym, dodać należy, płyta powstała bez korzystania z dogrywek i overdubów, a cała muzyka tria zarejestrowana jest w czasie rzeczywistym. Czasami słuchając go naprawdę trudno w to uwierzyć. Joe Hertenstein natomiast sięga po przeróżne małe perkusjonalia, co pozwala mu znacząco rozszerzyć paletę brzmień i nadaje nagraniu oraz muzyce nieco bardziej "korzenny" charakter.

Użyta struktura w niczym nie ogranicza interakcji muzyków - jest ona szalenie intensywna i mocno oddziaływuje na emocje słuchaczy. Czasami miałem wrażenie, że to nie nagranie, ale muzycy grają tuż obok na wyciągnięcie ręki. I nie jest to zasługa sprzętu, bo akurat wtedy korzystałem z ipoda. W moim odczuciu to najbardziej żywe, pulsujące energią i groovem nagranie muzyki improwizowanej z jakim w tym miałem okazję w tym roku się zetknąć. Koniecznie!
autor: Marek Zając

Joe Hertenstein: drums
Pascal Niggenkemper: double bass 
Thomas Heberer: cornet

1. Würste & Sozialsysteme 4:21
2. Threefold Collision 1 1:49
3. Pitch 3:58
4. Backwards 6:13
5. Glutamat & Menschenrechte 3:54
6. Centerpeace 5:55
7. Threefold Collision 2 2:21
8. Let’s Flee 5:24
9. Nine E 3:43
10. Man On Wire 7:10
11. Loose Ends 6:53



płyta do nabycia na multikulti.com

środa, 17 czerwca 2015

Pipeline [Mats Gustafsson / Ken Vandermark / Fredrik Ljungkvist / Guillermo Gregorio / Jeb Bishop / Per-Äke Holmlander / Joe Morris / David Stackenäs / Sten Sandell / Jim Baker / Fred Lonberg-Holm and others] "Pipeline" Corbett vs. Dempsey 2014, CVSDCD010

Pipeline [Mats Gustafsson / Ken Vandermark / Fredrik Ljungkvist / Guillermo Gregorio / Jeb Bishop / Per-Äke Holmlander / Joe Morris / David Stackenäs / Sten Sandell / Jim Baker / Fred Lonberg-Holm and others] "Pipeline" Corbett vs. Dempsey 2013, CVSDCD010
Czasami zdarza się nam w życiu możliwość zrobienie czegoś wartościowego. Jest to możliwe jednak tyle w ściśle określonym miejscu i czasie, dzięki splotom tysięcy drobnych powodów i okoliczności. I jeszcze bardzo często jest tak, że później już nie ma do tego powrotu.

To, że po kilkunastu latach możemy w końcu zapoznać się z częścią większego materiału zarejestrowanego w 2000 roku w Airwave Studio w Chicago jest wynikiem takiego właśnie splotu historii. Tego, że w ostatniej dekadzie ubiegłego stulecia pojawiła się w Chicago grupa kreatywnych, młodych, otwartych muzyków; długoletniej działalności w Chicago Johna Corbetta jako promotora i animatora muzycznego, ale również na polu sztuk plastycznych; zaproszeniu Petera Brotzmanna (przez Marsa Williama i Kena Vandermarka) do wspólnych koncertów i nagrań z czego powstał jego słynny chicagowski Tentem; i, będącej tego efektem, współpracy z Matsem Gustafssonem oraz innymi skandynawskimi muzykami. Ale sam zespół i te nagrania nigdy by nie powstały gdyby nie działalność szwedzkiego Universalu, który pod koniec ubiegłego wieku powołał do życia - niestety na bardzo krótko - sublabel mający wydawać muzykę awangardową ze szczególnym uwzględnieniem avant jazzu - Crazy Wisdom. Dyrektorem artystycznym tego przedsięwzięcia został Mats Gustafsson.
Mats Gustafsson

W ciągu kilku lat wydawniczej działalności, nakładem Crazy Wisdom ukazało sie bodaj 7 tytułów - dwie pierwsze płyty The Thing, Diskaholics Anonymous Trio, AALY Trio wraz z Kenem Vandermarkiem, tria Gul 3 (Henrik Olsson, Johan Arrias, Leo Svensson) oraz LSB (Ljungkvist / Strid / Berthling). Pieniądze na nagrania i promocje dawał szwedzki Uniwersal, nie ingerując w proces twórczy i w pierwszym okresie nie poddając płyt rynkowej (merkantylnej) weryfikacji. Na rok 2000 Mats Gustafsson zaproponował wytwórni stworzeniu kolektywu z amerykańskich i skandynawskich młodych muzyków, którzy razem mieli w Chicago zarejestrować wspólnie materiał na jedną lub kilka płyt, a następnie odbyć trasę po klubach Szwecji. Komponować - w założeniu - mieli wszyscy i wszyscy także mieli uczestniczyć w tym zespole na równych prawach. Universal się na to zgodził, zatwierdził projekt i wyasygnował na nie całkiem sporą sumę pieniędzy celem opłacenia przelotów, pobytu i kosztów studia. Tak oto narodził się zespół Pipeline.

Kolektyw stworzyło szesnastu muzyków: Mats Gustafsson. Ken Vandermark, Fredrik Ljungkvist, Guilermo Gregorio, Jeb Bishop, Per-Äke Holmlander, Joe Morris, David Stackenäs, Sten Sandell, Jim Baker, Fred Lonberg-Holm, Kent Kessler, Johan Berthling, Michael Zerang, Raymond Strid oraz Kjell Nordesson. W tym składzie nigdy razem nie grali i dobrą sprawę większość z nich poznała się dopiero przy okazji tego projektu, ale możliwości brzmieniowe (podobnie jak i koszty realizacji) były tu naprawdę przeogromne. I właśnie koszty tego projektu zaważyły na tym, że cały projekt Crazy Wisdom został zawieszony, a potem zakończony. A dwie wydane nakładem oficyny Johna Corbetta kompozycje to ledwie ułamek tego co Pipeline zarejestrowało podczas czterodniowej sesji w Chicago we wrześniu 2000 roku.

Na płytę Pipeline wybrano dwie bardzo długie kompozycje autorstwa Kena Vandermarka (Codeine Picasso) oraz Frederika Ljungkvista (In This Very Room). Pokomplikowane formalnie, elektroakustyczne kompozycje stworzone są z komponowanych bloków łączonych partiami improwizowanymi - tak solowymi, jak i granymi tutti. Czasami podczas solówek muzycy mają nabudować napięcie do określonego poziomu, gdy wejdą kolejne instrumenty i wprowadzą następny komponowany blok, czasami - wprost przeciwnie (jak Mats Gustafsson w kompozycji Ljungkvista) wyciszą ją niemal do zera. Czasami prowadzą improwizację do określonego motywu, czasami mogą dokonać wyboru z kilku melodycznych czy rytmicznych linii. Możliwości jest tu bardzo wiele stąd też każde późniejszych z koncertowych wykonań w bardzo znaczący sposób różniło się od studyjnej rejestracji. Wszyscy korzystają tu ze swoich przeogromnych doświadczeń - wszak wielu spośród muzyków tu zebranych tworzyło już choćby Tentet Brotzmanna czy też New Orchestrę Barry'ego Guya. A zebrany tu ludzki potencjał dawał wprost nieograniczone możliwości.

To, co najbardziej mi imponuje gdy słucham tego nagrania, to klarowność i logika. I tempo oraz dyscyplina. Bo utrzymanie go, zgranie tak wielu grających kompozycję i improwizujących równocześnie muzyków jest chyba kluczowym problemem w tego typu składach. Imponuje zgranie, zrozumienie, ale i podporządkowanie własnego ego brzmieniu, spójności zespołu, o które - co dowodzi historia wielu kolektywów - wcale nie jest łatwo. To muzyka fomalnie trudna, ale tak pełna energii i radości kreacji, jak tylko jest to możliwe. I zarażająca nią słuchacza w iście zakaźny sposób. Polecam koniecznie i to wcale nie tylko miłośnikom awangardowych bigbandów!
autor: Marcin Jachnik

Mats Gustafsson: tenor saxophone
Ken Vandermark: clarinet, tenor saxophone
Fredrik Ljungkvist: clarinet, tenor and baritone saxophone
Guillermo Gregorio: clarinet, alto saxophone
Jeb Bishop: trombone
Per-Äke Holmlander: tuba
Joe Morris: guitar
David Stackenäs: guitar
Sten Sandell: piano
Jim Baker: ARP synthesizer, piano
Fred Lonberg-Holm: cello
Kent Kessler: bass
Johan Berthling: bass
Michael Zerang: drums, percussion
Raymond Strid: drums, percussion
Kjell Nordeson: drums, vibes, percussion

1. Codeine Picasso 33:53
2. In This Very Room 29:50



płyta do nabycia na multikulti.com

wtorek, 16 czerwca 2015

Tomasz Dąbrowski Free4Arts [Tomasz Dąbrowski / Sven Dam Meinild / Jacob Anderskov / Kasper Tom Christiansen] "Six Months and Ten Drops" Barefoot Records 2015, BFREC041CD

Tomasz Dąbrowski Free4Arts [Tomasz Dąbrowski / Sven Dam Meinild / Jacob Anderskov / Kasper Tom Christiansen] "Six Months and Ten Drops" Barefoot Records 2015, BFREC041CD

Tomasz Dąbrowski, wykształcony w Danii trębacz i kornecista, to jeden z najważniejszych dziś polskich muzyków młodego pokolenia. Przy tym niezwykle aktywny tak koncertowo (dopiero co zakończył cykl trzydziestu solowych koncertów na dwoje trzydzieste urodziny), jak i nagraniowo ( w tym roku ukazały się już jego albumy z Tom Trio, kwartetu Ocean Fanfare z Tyshawnem Sorey'em oraz duetowe nagranie "Chapters" z Bartkiem Olesiem). A już światło dzienne ujrzała jego najnowsza płyta sygnowana przez Free4Arts.
Tomasz Dąbrowski Free4Arts
 
Pod tą nazwą ukrywa się kwartet - oprócz Dąbrowskiego, lidera i kompozytora całości materiału, grają tu jeszcze tylko duńscy muzycy: perkusista Kaspar Tom, saksofonista Sven Dam Meinild oraz - w moim odczuciu postać tutaj najważniejsza - pianista Jacob Anderskov. To właśnie przez jego osobę, charyzmę i kreatywność ta płyta ma tak niezwykły smak i charakter.

Ale zacznijmy od początku - jak mówi Tomek Dąbrowski - inspiracją dla tego nagrania były tybetańskie pieśni, europejską muzyka Trzeciego Nurtu oraz skandynawskim podejściem do przestrzeni i emocji. Kompozycje napisane specjalnie z myślą o konkretnych muzykach w zespole, gdzie myślą przewodnią było uwypuklenie ich oryginalności i stworzenie grupy, w której głos jednego traci znaczenie, kiedy wyrwany jest z kontekstu. I w dużej mierze to mu się udaje - stworzył bowiem projekt bardzo spójny i bardzo melancholijny, lokujący się gdzieś pomiędzy spokojnym niemal balladą improwizacją, a skandynawskimi klimatami zabarwionymi tak charakterystyczną dla niemieckiego ECM-u melancholią i nostalgią. O ile jednak Kasper Tom oraz Sven Dam Meinild grają świetnie, ale i chyba dosyć przewidywalnie to - także za sprawą harmonii i podejścia do niej, zdecydowanie imponuje Jacob Anderskov. Ale znów - słuchać tego materiału na płycie nie potrafię do końca powiedzieć czy jest to wyłączna zasługa Anderskova czy też (i na ile) stoi za tym kompozytor i lider tego projektu.

Sam Dąbrowski gra tu zaskakująco mało, podchodzi do partii instrumentalnych jakby z nieśmiałością i dystansem. I wcale to nie jest zarzut. Zespół zachowuje dzięki temu równowagę, stając się pełnowymiarowym, twórczym kolektywem, a nie popisem jednego aktora. I to także jest zasługą - chyba nawet największą - młodego trębacza. Bo o niezwykłości zespołu decyduje to czy jest on tylko prostą sumą umiejętności i wizji poszczególnych jego członków, czy też powstaje w wyniku ich spotkania jakaś wartość dodana. Tutaj, w moim odczuciu, zdecydowanie to drugie.
autor: Marek Zając


Tomasz Dąbrowski: trumpet, balkan-horn
Sven Dam Meinild: baritone saxophone
Jacob Anderskov: piano
Kasper Tom Christiansen: drums

1. Six Months
2. Dan
3. Ten Drops
4. I Made It To Oradea
5. Flip And Reverse
6. Heavy Ah
7. Five Weeks



płyta do nabycia na multikulti.com

niedziela, 14 czerwca 2015

Roscoe Mitchell Trio [Roscoe Mitchell / James Fei / William Winant] "Angel City" Rogue ART 2014, ROG0061

Roscoe Mitchell Trio [Roscoe Mitchell / James Fei / William Winant] "Angel City" Rogue ART 2014, ROG0061
Roscoe Mitchell
Muzyczny świat Roscoe Mitchella od lat jest czymś niezwykle fascynującym dla śledzących jego artystyczną drogę. Współzałożyciel AACM-u i współlider Art Ensemble of Chicago przyznaje się bowiem do wielu muzycznych fascynacji. I wiele rozmaitych wpływów odnaleźć można w jego muzyce. Czegóż tam nie znajdziemy? Great Black Music, muzyka współczesna, improwizowana, dalekowschodni folk, ale i barokowy kontrapunkt, i dorobek w tej dziedzinie tak Jana Sebastiana Bacha jak i angielskich madrygalistów epoki elżbietańskiej. Wszystkie je usłyszeć można na jego najnowszym nagraniu "Angel City" zarejestrowanym wraz z saksofonistą Jamesem Fei'em oraz perkusistą Williamem Winantem. Nic oczywiście wprost, a wszystko zdekonstruowane i poskładane na nowo. No i wyimprowizowane – więc nie do powtórzenia.

Wszyscy muzycy korzystają tu z bardzo rozbudowanego instrumentarium: saksofoniści zmieniają instrumenty, wykorzystują flety, drobne perkusjonalia i analogową elektronikę, Winant natomiast nie tylko siedzi za perkusyjnym zestawem, ale gra na marimbie, timpani, gongach, dzwonkach, i niezliczonych perkusjonaliach. Nie ma tu przy tym nakładania na siebie ścieżek - wszystko zostało nagrane w trio, a dźwiękowa gęstwina uzyskana została poprzez maksymalne wykorzystanie instrumentarium.

Sama muzyka wymyka się klasyfikacjom - śmiało można przypisać ją tak do jazzowej awangardy, jak i wolnej improwizacji czy muzyki współczesnej. Cóż z tego? To tylko łatki i wcale nieważne gdy obcuje się z czystą esencją, poodzieraną z błyskotek melodyki i nie związaną rytmem, będącą fascynującą podróżą przez świat dźwięków nie tylko dwudziestego wieku. Lektura obowiązkowa dla każdego fana dźwiękowej awangardy!
autor: Józef Paprocki


Roscoe Mitchell Trio [James Fei, Roscoe Mitchell & William Winant]

Roscoe Mitchell: sopranino saxophone, basse saxophone, baroque flute, bass recorder, percussion
James Fei: sopranino saxophone, alto saxophone, bariton saxophone, bass clarinet, contrebass clarinet, analoge electronics 
William Winant: orchestra bells, tubular bells, marimba, timpani, bass tom, cymbals, cow bells, triangles, woodblocks, gongs, percussions

1. Angel City (55:12)

płyta do nabycia na multikulti.com

sobota, 13 czerwca 2015

Joelle Leandre / Nicole Mitchell "Sisters Where", Rogue ART 2014, ROG0055

Joelle Leandre / Nicole Mitchell "Sisters Where", Rogue ART 2014, ROG0055
To bardzo misterne nagranie. Chociaż gdy myślimy o muzyce improwizowanej słowa takie jest "misterny" czy "przemyślany" rzadko przychodzą nam do głowy. Często zamiast nich mówimy o "przypadkowości", "intuicji" czy "podświadomości". Bo tak muzyka ta brzmi na pierwszy rzut nieobeznanego z nią ucha. Gdy jednak wsłuchać się w nią uważnie, gdy sięgnąć po płytę nie jeden, ale trzy lub więcej razy, dopiero wtedy zauważamy jaką delikatną tkankę potrafią stworzyć improwizatorzy. Oczywiście nie jest to regułą, nie każdy to potrafi, nie zawsze i nie z każdym się uda nawet temu, który potrafi. Tu jednak, dwie niezwykłe kobiety - Joelle Leandre i Nicole Mitchell - taką właśnie misterną muzyką obdarzają słuchaczy.

Joelle Leandre i Nicole Mitchell
Wywodzą się z odmiennych światów muzycznych, zazębiających się gdzieś na krawędziach. Joelle Leandre, francuska kontrabasistka, improwizatorka i kompozytorka, od lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku aktywna jest na polu muzyki współczesnej (współpracowała m.in. z Johnem Cagem, Pierrem Boulez, ale i tancerzem i choreografem Mercem Cunninghamem) i improwizowanej - współpracowała (koncertując i nagrywając) z Marilyn Crispell, Ursem Leimgruberem, Fritzem Hauserem, Derekiem Bailey'em, Barre Phillipsem, Evanem Parkerem, Irene Schweizer, Stevem Lacy'm, Maggie Nicols, Fredem Frithem, Carlosem Zingaro, Johnem Zornem, Susie Ibarrą, J. D. Parranem, Kevinem Nortonem, Eric'iem Watsonem, Ernsten Reijsegerem, Sylvie Courvoisier, ale także muzykami wywodzącymi się AACM-u: Anthonym Braxtonem, Georgem Lewisem czy Roscoe Mitchellem. I to właśnie trzy ostatnie nazwiska łączą ją z Nicole Mitchell - chicagowską flecistką, improwizatorką, kompozytorką i animatorką muzycznej sceny (była w przeszłości m.in. prezesem AACM-u) Wietrznego Miasta. Nicole Mitchell częściej zresztą kojarzona jest z tradycją AACM-u i Great Black Music niż stricte wolną improwizacją, ale właśnie śladem trzech wspomnianych mistrzów koncertuje i nagrywa właściwie z każdym muzykiem liczącym się w świecie awangardy.

Jak należało by się spodziewać, nie ma na tej płycie melodii czy hymnicznych utworów wywodzących się z Great Black Music. Nie ma obłędnych solówek rodem z freejazzowej tradycji. Są za to próby zrozumienia natury pojedynczych dźwięków, sonorystyczne poszukiwania i poszerzanie brzmieniowych możliwości instrumentów. Ale wszystko to ma służyć - i służy - muzyce. Budowana ze szmerów, szeptów, pojedynczych zgrzytów, czasem dźwięków, momentami rozrastających się do krótkich, urywanych fraz muzyka, jest niezwykłym doświadczeniem muzykalności i wrażliwości każdej z improwizatorek, tworzących z tych ułomków nierozerwalną muzyczną tkankę, która zdaje się być z jednej strony czymś organicznym i naturalnym, z drugiej zaś - przemyślanym aktem kreacji.

Piękna muzyka w której wszystko - także i cisza - ma swoje miejsce.
autor: Józef Paprocki

Joëlle Léandre: double bass
Nicole Mitchell: flute, alto flute
1. Sisters on Venus (6:51)
2. Sisters on Uranus (9:22)
3. Sisters on Mercury (8:39)
4. Sisters on Mars (6:13)
5. Sisters on Saturn (8:18)
6. Back on Earth (3:07)

płyta do nabycia na multikulti.com