John Escreet / David Binney / Eivind Opsvik / Nasheet Waits "Exception To The Rule", Criss Cross Jazz 2011, CCJ1340 |
Debiutancka płyta "Exception To The Rule" Johna Escreeta ukazała się w
roku 2011 i przeszła właściwie bez wielkiego echa. A szkoda, bo ten
pochodzący z Anglii - od 2006 roku mieszkający w Nowym Jorku - pianista
(a w jednym utworze także keyboardzista), miał do zaproponowania muzykę
interesującą, dojrzałą i będącą nowym głosem zwłaszcza na europejskiej
scenie. Do jej nagrania, dzięki pomocy wytwórni Criss Cross Records,
udało mu się zaprosić nowojorskich muzyków tej klasy, co David Binney
czy Nasheet Waits.
Ten 26-letni wówczas pianista potrafił czerpać bardzo wiele z muzyki współczesnej, ale sam posługuje się tylko standardowym instrument, bez zmian mechanicznych i preparacji. Bardziej chodzi tu o sferę harmonii i otwartości na rytmiczne zmiany niż poszukiwanie dźwięków poza tradycyjnie rozumianą pianistyką. Jako instrumentalista jest niezwykle sprawny, ale potrafi w swoich kompozycjach skumulować energię - tak jest np. w "Escape Hatch". Słuchając jej ma się wrażenie, że muzyka, zespół zaraz się rozerwie, ale Escreet twardo trzyma ją (i siebie) w ryzach.
Podobnie gra zespół skupiając się na bardzo precyzyjnej komunikacji wewnątrz grupy. Znakomicie gra Opsvik, cudownie odczytując intencje lidera. Tak jest choćby w "Wide Open Spaces", gdzie ich komunikacja jest w moim odczuciu wręcz zjawiskowa - grają bardziej niczym jeden organizm niż grupa równorzędnych sobie partnerów. Bardzo ciekawy jest eksperymentalny utwór "Electrotherapy", gdzie Escreet sięga po keyboard, a dźwięk saksofonu Binneya dodatkowo przetworzony jest przez elektronikę. To samo - mam wrażenie - tyczy się także choćby partii basu, chociaż nie udało mi się odnaleźć informacji potwierdzającej, że została ona przetworzona elektronicznie. Na ile zresztą są to preparacje, a na ile postprodukcja i sięgnięcie po możliwości współczesnego studia nagraniowego nie jestem w stanie ocenić. Ten utwór jednak łamie dramaturgiczną ciągłość albumu (tytuł wiele mówi o jego formie i kształcie - jest to jakby chwilka elektronicznego relaksu) i po nim napięcie jest budowane niejako od nowa. Ciekawie wypada także Binney, którego ruchliwa, pełna niusansów gra wciąż jeszcze czeka na odkrycie i docenienie.
John Estreet mówi tu nowym, własnym, osobistym głosem. Szkoda wielka, że realizacja nie doczekała się ciągu dalszego, ale wielce się cieszę z jego muzyki i - mimo iż nie należy do najłatwiejszych i najbardziej przystępnych - powracam do niej z niekłamaną przyjemnością.
Ten 26-letni wówczas pianista potrafił czerpać bardzo wiele z muzyki współczesnej, ale sam posługuje się tylko standardowym instrument, bez zmian mechanicznych i preparacji. Bardziej chodzi tu o sferę harmonii i otwartości na rytmiczne zmiany niż poszukiwanie dźwięków poza tradycyjnie rozumianą pianistyką. Jako instrumentalista jest niezwykle sprawny, ale potrafi w swoich kompozycjach skumulować energię - tak jest np. w "Escape Hatch". Słuchając jej ma się wrażenie, że muzyka, zespół zaraz się rozerwie, ale Escreet twardo trzyma ją (i siebie) w ryzach.
Podobnie gra zespół skupiając się na bardzo precyzyjnej komunikacji wewnątrz grupy. Znakomicie gra Opsvik, cudownie odczytując intencje lidera. Tak jest choćby w "Wide Open Spaces", gdzie ich komunikacja jest w moim odczuciu wręcz zjawiskowa - grają bardziej niczym jeden organizm niż grupa równorzędnych sobie partnerów. Bardzo ciekawy jest eksperymentalny utwór "Electrotherapy", gdzie Escreet sięga po keyboard, a dźwięk saksofonu Binneya dodatkowo przetworzony jest przez elektronikę. To samo - mam wrażenie - tyczy się także choćby partii basu, chociaż nie udało mi się odnaleźć informacji potwierdzającej, że została ona przetworzona elektronicznie. Na ile zresztą są to preparacje, a na ile postprodukcja i sięgnięcie po możliwości współczesnego studia nagraniowego nie jestem w stanie ocenić. Ten utwór jednak łamie dramaturgiczną ciągłość albumu (tytuł wiele mówi o jego formie i kształcie - jest to jakby chwilka elektronicznego relaksu) i po nim napięcie jest budowane niejako od nowa. Ciekawie wypada także Binney, którego ruchliwa, pełna niusansów gra wciąż jeszcze czeka na odkrycie i docenienie.
John Estreet mówi tu nowym, własnym, osobistym głosem. Szkoda wielka, że realizacja nie doczekała się ciągu dalszego, ale wielce się cieszę z jego muzyki i - mimo iż nie należy do najłatwiejszych i najbardziej przystępnych - powracam do niej z niekłamaną przyjemnością.
autor: Józef Paprocki
John Escreet: piano, keyboards
David Binney: alto saxophone, electronics
Eivind Opsvik: bass
Nasheet Waits: drums
1. Exception To The Rule (John Escreet)
2. Redeye (John Escreet)
3. Collapse (John Escreet)
4. They Can See (John Escreet)
5. Escape Hatch (John Escreet)
6. Wide Open Spaces (John Escreet)
7. Electrotherapy (John Escreet / David Binney)
8. The Water Is Tasting Worse (John Escreet)
9. Restlessness (John Escreet)
10. Wayne's World (John Escreet)
płyta do kupienia na multikulti.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz