wtorek, 28 stycznia 2014

Adam Rudolph’s Moving Pictures with Organic Orchestra Strings "Both / And", Meta Records 2013, META013.

Adam Rudolph’s Moving Pictures with Organic Orchestra Strings "Both / And", Meta Records 2013, META013.

Adama Rudolpha New York Timesa nazywa "pionierem muzyki świata", który "od niemal czterdziestu lat próbuje udoskonalić kunszt muzycznego synkretyzmu". Ale to chyba zdecydowanie za mało - nie wyczerpuje to w najmniejszym stopniu bogactwa muzyki, jakie w swych kolejnych projektach Adam Rudolph proponuje.

Uczeń Yusefa Lateefa (w ciągu ostatnich dwudziestu lat nagrali razem 15 albumów), zafascynowany muzyką Dona Cherry'ego, jak nikt potrafi łączyć tradycje muzyczną odmiennych, niezwykle oddalonych od siebie przestrzeni - delty Mississippi i afrykańskiej sawanny, wiejskich obszarów Indii i australijskich "badlands" - z kreatywną (intuicyjną oraz intelektualną) improwizacją. Potrafi on także jak chyba nikt inny ukazać wartość i bogactwo indywidualnego tonu, wartość jednostkowego głosu w muzyce - stąd też tak chętnie grają z nim wybitne osobowości free jazzowej sceny - Muhal Richard Abrams, Wadada Leo Smith, Pharaoh Sanders, Sam Rivers czy Hamid Drake to obok wspomnianych już Lateefa i Cherry'ego najwybitniejsi twórcy tego gatunku.

Nie inaczej jest na jednej z ostatnich płyt - tutaj pojawia się puzonista Joseph Bowie, młodszy brat trębacza Art Ensemble of Chicago, Lestera; znany choćby z nagrań zespołów Kahila El'Zabara czy Franka Lowe'a. I chociaż ostatnio zdecydowanie chętniej obraca się w funkowej stylistyce to wciąż nie zapomniał, w jaki sposób buduje się improwizacje i co oznacza pojęcie muzycznej kreatywności.

Ten zespół Rudopha - Moving Pictures - powstał w 1992 roku, jako narzędzie odkrywania polirytmicznych form muzycznych. I chociaż skład grupy jest płynny i traktowany raczej "zadaniowo" - zmienia się w zależności on opracowanego przez Rudolpha materiału - to jednak stylistyczne założenia właściwie wciąż pozostają niezmienne łącząc "afrykańską i indyjską polirytmię przy założeniu jak najdalej posuniętej wolności improwizujących twórców". Nie ucieka jednak w tym wypadku od form transowych, ale cały czas nie pozwala na kompletne uwolnienie muzycznych przestrzeni w duchu choćby późnego Coltrane'a. Pozostaje jakby nieco strażnikiem formy, zamkniętej jednak w niezwykle rozbudowanym, ale dającym się odczytać świecie złożonych i rozbudowanych rytmicznych struktur. Przez to muzyka nie przestaje jednak być mniej frapująca i niezwykła. Polecamy gorąco!
autor: Marcin Jachnik


Adam Rudolph: handrumset (kongos, djembe, tarija, zabumba) thumb piano, bata (itotele), mouth bow, percussion
Ralph M. Jones: hulusi, bass clarinet, alto and c germanic flutes, soprano and tenor saxophones, bamboo trumpet, bamboo flutes
Joseph Bowie: trombone, organic/electronics, vocal, harmonica, congas, bamboo trumpet, percussion
Graham Haynes: cornet, flugelhorn, bamboo trumpet, percussion
Brahim Fribgane: oud, cajon, bendir, tarija, percussion
Kenny Wessel: electric and acoustic guitars, banjo
Jerome Harris: acoustic bass guitar, slide guitar, vocal
Matt Kilmer: frame drums, kanjira, bata (okonkolo), percussion

Organic Orchestra Strings
Sarah Bernstein: violin
Charles Burnham: violin
Trina Basu: violin
Mark Chung: violin
Elektra Kurtis: violin
Skye Steele: violin
Midori Yamamoto: violin
Stephanie Griffin: viola
Jason Hwang: viola
Greg Heffernan: cello
Daniel Levin: cello

1. Return of the Magnificent Spirits 08:44
2. Love's Light 04:57
3. Tree Line (Call) 02:09
4. Blues in Orbit 03:48
5. Dance Drama Part 3 08:18
6. Dance Drama Part 2 04:02
7. Interiors (For Yusef) 03:04
8. Dance Drama Part 4 05:17
9. Tree Line (Response) 03:06
10. Both/And 05:34


płyta do nabycia na multikulti.com

czwartek, 16 stycznia 2014

Adam Rudolph Go: Organic Orchestra "Can You Imagine...The Sound of Dream" Meta Records 2013, META014

Adam Rudolph Go: Organic Orchestra "Can You Imagine...The Sound of Dream" Meta Records 2013, META014

Zawsze wydawało mi się, że tworzenie wielkich aparatów wykonawczych nie ma wielkiego sensu. Trzeba bowiem niezwykłej wyobraźni by wiedzieć, co z taką orkiestrą można zrobić ją poprowadzić by było to uzasadnione. No i trzeba rzecz jasna mieć co grać by w ogóle miało to sens. Jeszcze bardziej kontrowersyjne jest to w przypadku muzyki w części lub w pełni improwizowanej, gdy poszczególni improwizatorzy muszą odnaleźć się gąszczu brzmień i dźwięków. No i w końcu nasza percepcja... O ileż bowiem wygodniej jest śledzić cztery, pięć linii, a gdy w dodatku dojdzie tu jeszcze niesłychany stopień abstrakcyjności dźwięków, objęcie tego umysłem wydaje się niemal niemożliwe.

Adam Rudolph, amerykański multinstrumentalista przez lata kojarzony był ze sceną raczej world jazzową. I chociaż grywał z luminarzami free jazzu - Pharoah Sandersem, Wadadą Leo Smithem, Hamidem Drakiem, Yusefem Lateefem - to nigdy do grona wybitnych osobowości nie był zaliczany. Tym większe więc moje zaskoczenie, że muzyk właściwie nieznany, niebędący wybitnym liderem, zgromadziwszy wokół siebie niemałe grono wybitnych i kreatywnych instrumentalistów (Ned Rothenberg, J.D.Parran, Avram Fever, Charles Waters, Ted Daniel, Steve Swell, Jason Kao Hwang, Daniel Levin - to tylko mała część spośród nich) potrafił stworzyć muzykę gdzie wszystko jest "po coś"", gdzie owo "coś" znajduje swoje miejsce i na długi czas przykuwa uwagę mimo skrajnie abstrakcyjnej formy i onirycznego klimatu.

Jak sam Rudolf przyznaje - marzenia senne legły u źródeł tego projektu. Miała to być jakby ilustracja dźwiękowa pierwotnych snów ludzkich odwołująca się poprzez wykorzystane instrumentarium do world music i jazzu. Ale właściwie z jazzu pozostały tutaj tylko elementy improwizacji i muzycy z tym gatunkiem kojarzeni - rytmika zaczerpnięta jest z folku - w moim odczuciu indyjskiego - czasami fraza rytmiczna rozrasta się do tych znany z hinduskich rag. Przy tym muzyka jest skrajnie abstrakcyjna - brak tu czytelnych form a pauzy ciszy pomiędzy utworami zdają się być nie pewnym zamknięciem formy, lecz immanentną częścią dźwiękowej całości.

Jeśli więc mamy macie ochotę na muzykę nową, bliską improwizowanemu world music ale obdarzonemu jeszcze przydomkiem "contemporary" - musicie sięgnąć po ten niezwykły, ponadstylistyczny album gdzie muzyka i świat - jak we śnie - nie zna granic, ni podziałów…
autor: Marcin Jachnik


GO: ORGANIC ORCHESTRA:

Sylvain Leroux
: tambin fulani flute, c flute, bamboo flutes
Michel Gentile: c and alto flute, bamboo flutes
Zé Luis Oliveira: c and alto flute, bamboo flutes

Kaoru Watanabe: noh kan, fue, c flute 

Steve Gorn: bansuri flute, hichiriki  
Peter Apfelbaum: c flute, bamboo flutes, melodica, bamboo sax  
Ralph Jones: c and alto flute, bamboo flutes
Batya Sobel: oboe, ocarina and arghul 
 Sara Schoenbeck: bassoon, sona 

Ned Rothenberg: b flat & bass clarinet, shakuhachi 
Avram Fefer: b flat & bass clarinet, bamboo flutes  
Charles Waters: b flat clarinet, bamboo flutes  
David Rothenberg: b flat clarinet, seljefloytes  
J.D. Parran: e flat contra bass clarinet, alto flute, ewart double flute, kalimba 

Ivan Barenboim: b flat & bass clarinet, bamboo flutes
Stephen Haynes: trumpet, cornet, soprano cornet, conch, flugelhorn, alto horn, didgeridoo, ewart bamboo horn  
Graham Haynes: cornet, flugelhorn, ewart bamboo horn 
Peck Allmond: trumpet, peckhorn, conch, kalimba

Ted Daniel: trumpet, ewart bamboo horn

Peter Zummo: trombone, conch, didgeridoo 
Steve Swell: trombone, ewart bamboo horn 

Sarah Bernstein: violin 
Charles Burnham: violin 
Trina Basu: violin  
Mark Chung: violin  
Elektra Kurtis: violin  
Curtis Stewart: violin
Midori Yamamoto: violin  
Skye Steele: violin
Rosemarie Hertlein: violin

Jason Kao Hwang: violin, viola
Stephanie Griffin: viola

Marika Hughes: cello  
Daniel Levin: cello  
Isabel Castela: cello  

Janie Cowan: double bass

Kenny Wessel: electric guitar, banjo  
Marco Cappelli: acoustic guitar

Brahim Fribgane: cajon, tarija, oud, percussion  
James Hurt: sogo, kidi, igbo bell, percussion
Matt Kilmer: frame drum, djembe, kanjira, percussion 
Tim Kieper: dusun’goni, pandiero, percussion
Keita Ogawa: earthtone drum, hadjira, pandeiro, percussion

Tripp Dudley: kanjira, cajon, percussion

Chris Dingman: vibraphone
Alex Marcelo: acoustic piano  
Stuart Popejoy: acoustic bass guitar 


1. Glimpse and Departure [5:28]
2. Dance Drama Part 3 (Green) [6:06]
3. Ambrosia Offering [2:33]
4. Slip of Shadows [5:01]
5. Lament and Remembrance [6:53]
6. Love's Light [6:35]
7. White Sky, Black Clouds [3:22]
8. Dance Drama Part 3 (Blue) [2:45]
9. Treelines [5:35]
10. Neither Mirage Nor Death [1:27]
11. To Rafter, To Skylight [4:37]
12. Track 12 3 [2:07]
13. Dance Drama Part 3 (Red) [2:54]
14. Dance Drama Part 4 [3:43]
15. Wing Swept [2:07]
16. Glow and Orbit [1:40]
17. Dawn Redwoods [3:33]
18. Nascence [1:50]



płyta do kupienia na multikulti.com

czwartek, 9 stycznia 2014

Simon Krebs 7tet featuring Tomasz Licak "Please Don't Feed the Fears", Black Out Music 2013, BLACKOUT039.


Simon Krebs 7tet featuring Tomasz Licak "Please Don't Feed the Fears", Black Out Music 2013, BLACKOUT039.

Simon Krebs to trzydziestotrzyletni dziś duński gitarzysta jazzowy. Jest w pełni ukształtowanym i gruntownie wykształconym muzykiem - oprócz ukończenia konserwatorium w klasie gitary, przez kilka dobrych latach był organistą w rodzinnej parafii. Jak sam przyznaje połączenie tych dwóch odrębnych doświadczeń - jazzu i organowej muzyki sakralnej - sprawiło, że postrzega on gatunki i stylistyki muzyczne (rock, jazz, pop, gospel czy awangardową muzykę współczesną) nie jako coś rozdzielnego, ale raczej komplementarnego, uzupełniającego i dopełniającego się. I chociaż muzyka na chyba pierwszej autorskiej jego płycie pozostaje w pełnie w jazzowej stylistyce, to jednak w grze lidera słychać rozmaite fascynacje i postrzeganie muzyki jako jedności.

Od dobrych kilku lat polscy muzycy studiują w Akademii Muzycznej w Odense. Tomasz Licak, Tomasz Dąbrowski czy Marek Kądziela wrośli już mocno w tamtejszą scenę jazzową i z sukcesami pokazują swą muzykę i dorobek tak w Polsce, jak i całej Europie. Przy powstaniu tego projektu także mają swój udział - Tomek Licak i Bartek Wawryniuk wraz z utytułowanym i niezwykle cenionym trębaczem i kornecistą Kasperem Tranbergiem oraz klarnecistą i saksofonistą Rasmusem Fribo stanowią sekcję dętą, która wspiera lidera w tym nagraniu. Cały dęty kwartet znakomicie zgrywa się w tym nagraniu czysto i równo wchodząc w unisona, starannie i konsekwentnie potrafią budować partie solowe, jak i popuścić swej kreatywności i skromniutkich fragmentach zbiorowych improwizacji. Fragmentach - bowiem muzyka septetu bardzo mocno osadzana jest w jazzowym mainstreamie, niewiele tu odniesień do muzyki awangardowej. Chyba tylko lider nagrania pozwala sobie na większe odjazdy, konsekwentnie jednak trzymając muzykę kolektywu w mainstreamowym podkładzie.

Wszystkie - prócz jednej - nastrojowe, niemal liryczne kompozycje wyszły spod pióra Simona Krebsa. Ale "nastroje" nie oznacza przy tym "cukierkowej czułostkowości". Mówimy bowiem muzyce początku XXI stulecia, tworzonej ze świadomością jej rozwoju, zauważającej free jazz i dwudziestowieczną awangardę. To jazzowy mainstream początku wieku - taki, jakim w moim odczuciu być powinien, niedefiniowany przez muzealne kategorie, ale z szacunkiem dla dokonań poprzedników rozumiany jako akt osobistej kreacji. Kształtujący własne brzmienie i indywidualny styl. W naszym odczuciu - znakomity album…
autor: Marcin Jachnik
Kasper Tranberg: trumpet
Anders Mogensen: drums
Tomasz Licak: tenor saxophone
Richard Andersson: bass
Rasmus Fribo: bass clarinet
Simon Krebs: guitar

utwory: 1. Please Don't Feed The Fears 7:57
2. Hipster Medister 3:34
3. Nature Boy 7:21
4. Off 8:13
5. 5 Elements 5:25
6. Miss Silvia 9:40
7. Brix 15:23

 płyta do kupienia na multikulti.com

sobota, 14 grudnia 2013

Sophie Agnel / John Edwards / Steve Noble "Meteo", Clean Feed 2013, CF272


Sophie Agnel / John Edwards / Steve Noble "Meteo", Clean Feed 2013, CF272

Trio jazzowe zazwyczaj przypomina piramidę z pianistą na szczycie i sekcją poniżej. Jeśli taka struktura instrumentalistów państwu odpowiada, płyta "Meteo" wydana właśnie przez wielokrotnie nagradzaną w ostatnich latach oficynę Clean Feed nie jest dla was.

Zdecydowanie najbardziej znanymi członkami tria są Brytyjczycy - perkusista John Edwards i kontrabasista Steve Noble. Obaj są członkami London Improvisers Orchestra, współpracowali z gigantami improwizatorami jak Joe McPhee, Lol Coxhill, Alan Wilkinson czy Peter Brotzmann.

Francuska pianistka Sophie Agnel ma za sobą klasyczne wykształcenie, dość szybko porzuciła świat muzyki akademickiej na korzyść muzyki improwizowanej, tak jak inni muzycy z jej pokolenia (Stéphane Rives, Michel Doneda, Jean-Luc Guionnet) płynnie porusza się po wielu muzycznych polach jak współczesna kameralistyka, wolna improwizacja, preparowany fortepian, czy inne, polistylistyczne koncepcje muzyczne.

Płyta sygnowana nazwiskami trojga muzyków nie jest łatwa, choćby fakt, że zawiera ona wyłącznie jeden utwór ("Meteo" to zarejestrowana na żywo w 2012 na Festival Météo we francuskim Mulhouse forma) może dla niektórych słuchaczy być wystarczająca przeszkodą, jednak warto sięgnąć po ten wyjątkowy album, chociażby po to, aby dać sobie szansę, aby zrozumieć, że muzyka współczesna nie zna granic, strukturą kompozycji "Meteo" przypomina czasami prace włoskiego ekscentryka Giacinto Scelsi'ego, logika fortepianowej narracji natomiast przywodzi dokonania Billa Evansa, Keitha Jarretta czy Brada Mehldau'a. Ciągła pulsacja sekcji, to niszczącej wszystko, co spotka na swej drodze, to znajdując pojedyncze dźwięki, na nowo definiuje pojęcie "medytacyjna"...

W liner notes można przeczytać m.in "they flirt with all genres, intensities and intensions". Taka też jest ta muzyka, ponadgatunkowa, niekwalifikowalna, emocjonalna, erudycyjna. Kolejna po genialnej "Less is More" WHO Trio z 2009 płyta, po której przesłuchaniu zastanowimy się, czy klasyczne jazzowe trio wyczerpało już swój potencjał.
autor: Jarosław Lisiak

Sophie Agnel: piano
John Edwards: double bass
Steve Noble: drums

płyta do kupienia na multikulti.com

środa, 13 listopada 2013

Joe McPhee "Sonic Elements - for trumpet and alto saxophone" Clean Feed 2013, CF278.

Joe McPhee "Sonic Elements - for trumpet and alto saxophone" Clean Feed 2013, CF278.
Joe McPhee to jeden z tych muzycznych gigantów, którego dorobek twórczy czeka dopiero na rzetelne opracowanie i który pewnie w oczach potomnych będzie przez lata zyskiwał na znaczeniu. Współczesnym bowiem krytykom - wydaje mi się - brak dystansu i właściwej oceny znaczenia tej postaci na jazzowej scenie. I nie mówię tu tylko o muzyce, ale o czymś większym, czego muzyka jest tylko częścią - o jego filozofii życia i tworzenia. Nie sposób bowiem w jego oddzielić muzycznego dorobku od postawy twórczej i niezwykłej wprost skromności, obecnej także w jego muzyce.

McPhee - jak chyba każda z muzycznych osobowości - najpełniej objawia się gdy gra solo, gdy kontroluje każdy dźwięk jego natężenie, siłę i barwę; gdy w pełni panuje nad muzyką. I właśnie gdy staje sam na scenie czy podłodze kościoła (bowiem i w sakralnej przestrzeni zdarza mu się występować solo) w pełni możemy spotkać go także jako człowieka. Jego solowa muzyka nie jest specjalnie skomplikowana - nie operuje on jak Braxton strukturą i formą tworząc kunsztowny gmach dźwięków, którego doskonałość i wyrafinowanie jakże trudno jest ocenić po jednokrotnym, koncertowym przesłuchaniu; nie miażdży energią jak Brotzmann, nie podporządkowuje wszystkiego biegłości instrumentalnej jak Evan Parker. Pozostaje sobą. Jego muzyka bardzo często jest melodyjna i prosta, ale także jakby złamana - bardzo dużo tu nieczystych, jakby - to celowe - pełna nietrafionych dźwięków. Nie brudna jak muzyka Brotzmanna, ale jakby przybrudzona, spatynowana przez czas.

Nie inaczej jest na ostatniej koncertowej płycie Joe McPhee, zarejestrowanej w Lubljanie, w czerwcu 2012 roku. Tutaj również obcujemy z muzyką liryczną, o dosyć czytelnej, momentami nawet łatwej do zanucenia melodyce, ale jest ona połamana oraz nieczysto zagrana. McPhee to muzyk niezwykle świadomy takich zabiegów, potrafiący przy tym grać pełnym czystym dźwiękiem. Ale właśnie w tym tkwi to niezwykłe piękno jego muzyki, w jej ludzkim wymiarze, a odwołaniu się do tego jacy jesteśmy, a nie jacy chcielibyśmy być. McPhee jak nikt inny potrafi choćby i jazzowe standardy nasycić duchowością, przenieś je w jakiś zupełnie inny, głębszy wymiar. I świetnie to słychać właśnie w tym nagraniu.

Całość podzielona jest dwie części, dedykowane dwóm muzycznym osobowością które dokonania wywarły olbrzymi wpływ na muzykę amerykańskiego jazzmana. Są to Don Cherry ( i jemu dedykowane są dwie pierwsze improwizacje, zagrane na kieszonkowej trąbce "Wind" oraz "Water") i Ornette Coleman ("Earth-Fire" oraz "Old Eyes" na altowym saksofonie). To spotkanie z dojrzałą muzyką i dojrzałym, doświadczonym muzykiem, który nigdy nie szukał taniego poklasku i który nade wszystko ceni sobie osobistą i artystyczną wolność. I ją przedkłada nad wykwintność muzycznych salonów.
autor: Stefan Czyżniewski 

Joe McPhee: pocket trumpet, alto saxophone

Episode one (for Don Cherry)
1. Wind
2. Water

Episode two (for Ornette Coleaman)
3. Earth
4. Old Eyes


płyta do kupienia na multikulti.com

wtorek, 29 października 2013

Dane TS Hawk and his Cop Jazz Festsemble "Hear We Go" Barefoot Records 2013, BFREC026CD


 Dane TS Hawk and his Cop Jazz Festsemble "Hear We Go" Barefoot Records 2013, BFREC026CD

Dane TS Hawk & His Cop Jazz Festsemble powstał trochę przypadkiem - duńskiemu saksofoniście altowemu oraz kompozytorowi TS Hoeg'owi zaproponowano stworzenie jazzowego bigbandu mającego wykonywać muzykę raczej popularną, ale w duchu futurystycznego Nowego Orleanu. Wtedy to zaprosił 12 swoich przyjaciół - i ulubionych muzyków - to tego zespołu. Udało się świetnie, a owocem występu na festiwalu była koncertowa i następnych 15 koncertów.

Zespół zresztą zbiera się po dziś dzień - czasami co roku, czasami raz na kilka lat. Nagrywa płyty i koncertuje stale poszerzając swój repertuar.

Najnowszy album powstał w tym roku i nosi nazwę "Hear We Go". Oryginalny, trzynastoosobowy skład został jeszcze poszerzony o sześciu muzyków sekcji dętej i brzmi teraz naprawdę, naprawdę potężnie. Ale w dalszym ciągu pozostaje niezwykle sprawnie prowadzonym bandem, który zmienia tonacje i tworzy dysonanse w sposób całkowicie nieprzewidywalny dla publiczności a dokładnie przemyślany przez lidera i twórcę grupy. W jego ręku jest to niezwykła wprost maszyneria, nad której brzmieniem i energią panuje bez problemów w iście kuglarski sposób.

Muzycznie mam wrażenie, że oscyluje on gdzieś pomiędzy ludycznością Kanadyjczyków z FanFan PourPour i dużymi składami Adama Lane'a. Ale dochodzi tu jeszcze jeden element - brzmienia elektroniczne, ale generowane na akustycznym instrumentarium. Nie jest to jednak mroczny, agresywny noise w stylu tria EFG, lecz elementy brzmieniowe zaczerpnięte z laptopowych preparacji. Świetnie się one komponują z muzyką i całość naprawdę potrafi wprawić w zachwyt. Świetne nagranie.
autor: Józef Paprocki

TS Hoeg: alto saxophone
Morten Carlsen: tarogato
Jakob Dinesen: tenor saxophone
Jeppe Skjold: tenor saxophone
Christian Kyhl: baritone saxophone
Johs Lund: baritone saxophone
Kasper Tranberg: trumpet
Mads Hyhne: bass
Maria Bertel: bass
Jacob Munch: tuba
Kristian Tangvik: tuba
Peter Bruun: drums
Jaleh Negari: drums
Koh Mr. Sax: alto saxophone
Jakob Mygind: soprano saxophone
Eivind Lönning: trumpet
Gunnar Halle: trumpet
Jimmy Nyborg: trumpet
Rasmus Lund: tuba

Niels Hemmingsens Gade
1. Verbal Intgro by Kasper Tranberg 0:08
2. PP 6:30
3. Hymne 3:50
4. Kanon 3:10
5. News Jingle 0:12

Sönder Boulevard
6. Hellig Nat 5:23
7. Organically Yours 4:52
8. PP 5:43
9. Youandme Love 7:01

Ophelia Beach
10. Kanon 3:21
11. Serenade to a Waterbaby 4:11
12. The Rite of CC 3:10
13. Some Few Notes to Japan 2:47
14. Hymne 3:20

Grounds of Carlsberg
15. Clubbing at the White Man’s Inn 3:45
16. Hellig Nat 4:56
17. Organically Yours 8:25
18. The Rite of CC 3:40
19. Outtro 1:22

płyta do kupienia na multikulti.com

czwartek, 24 października 2013

Kasper Tom 5 "Ost Bingo Skruer", Barefoot Records 2013, BFREC031CD.


Kasper Tom 5 "Ost Bingo Skruer", Barefoot Records 2013, BFREC031CD.

Kasper Tom 5 to kwintet prowadzony przez mało mi znanego i chyba młodziutkiego duńskiego perkusistę Kaspera Toma Christiansena. Chociaż to on właśnie jest liderem projektu i tak pewnie dla większości odbiorców twarzą będzie uznany i doświadczony klarnecista niemiecki Rudi Mahall. Tym bardziej więc cieszy udział w tym kwintecie trębacza Tomasza Dąbrowskiego.

Słuchając autorskich płyt młodego polskiego muzyka zawsze miałem wrażenie, że wszystko tu dzieje się za wcześnie. Za wcześnie był pierwszy autorski album, za wcześnie uznanie, za wcześnie sesje w Nowym Jorku i aplauz krytyki. Bo tak naprawdę jego albumy były po prostu nijakie, nieprzemyślane, niedopracowane - tak jakby lider nie miał nam nic istotnego do powiedzenia. Lub też po prostu materiał wydany był zbyt wcześnie - wymagał czasu, by dojrzeć, by rzetelnie go przepracować. Istnieje też jedna jeszcze możliwość - Tomasz Dąbrowski to nie materiał na lidera. I ta płyta wydaje się tę ostatnią wersję potwierdzać. Bo trębacz znakomicie wpisuje się w stylistykę muzyki kwintetu Christiansena, a brzmienie jego instrumentów cudownie uzupełnia i kontrapunktuje linię klarnetu i bass-klarnetu Rudiego Mahalla. To zresztą niemiecki klarnecista zakreśla przestrzeń, to dźwięki jego instrumentów wiążą partie Polaka. I nie jest to żaden zarzut - taka po prostu jest koncepcja muzyki zespołu. Troszkę zresztą przywodzi ona w pamięci brzmienie Vandermark 5 z okresu gdy Jeb Bishop grał już tylko na puzonie. A Dąbrowski wywiązuje się z niej świetnie wnosząc od siebie energię i wyobraźnię, lekkość i polot.

Cały zresztą kwintet brzmi tu znakomicie - zarówno w kompozycjach lidera, jak i w pełni improwizowanych utworach. Zwróciłbym tu jeszcze uwagę na jedną postać - mianowicie puzonisty Pettera Hangsela. To on spaja ten kwintet, wiążąc w jedno partie solistycznych dęciaków i rytmicznej sekcji, osadzając muzykę w harmonii - takie jest jego zadanie i taka formuła grania.

Nagranie to nie rozstrzyga czy Tomasz Dąbrowski jest materiałem na lidera czy też - dowodzi tylko tego, że zachwyt krytyków nie zastąpi dojrzałości muzyka, która po prostu potrzebuje czasu by zaistnieć. A wykuwa się ona właśnie w takich spotkania i interakcjach. Z obecności polskiego muzyka, z jego postawy w tym nagraniu można być na prawdę dumnym. I jest to nadzieja na znakomite projekty autorskie w przyszłości, dużo lepsze i ciekawsze od tego, co serwował nam w przeszłości.
autor: Józef Paprocki

Rudi Mahall: bass clarinet, clarinet
Tomasz Dąbrowski: trumpet, Balkan horn
Petter Hängsel: trombone
Jens Mikkel Madsen: bass
Kasper Tom: drums 

1. Doner Macht Schoner
2. Butt Crack Blues
3. Habt Ihr Lust Auf Ein Dreier?
4. Tesknoty
5. Kusk
6. Everything, All the Time
7. Everybody Loves Calypso
8. Sowieso
9. Ost Bingo Skruer
10. Parat Krabat


płyta do kupienia na multikulti.com

piątek, 4 października 2013

Melodic Art-Tet [Charles Brackeen / Ahmed Abdullah / William Parker / Roger Blank / Tony Waters] "Melodic Art-Tet" NoBusiness Records 2012, NBCD56



Melodic Art-Tet [Charles Brackeen / Ahmed Abdullah / William Parker / Roger Blank / Tony Waters] "Melodic Art-Tet" NoBusiness Records 2012, NBCD56.
Spotkali się - Charles Brackeen i Ahmed Abdullah - pierwszy raz wspólnie na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Wtedy gdy krystalizowała się tzw. loftowa scena Nowego Jorku skupiona wokół kilku klubów i studiów nagraniowaych na dolnym Manhattanie. Każdy z nich miał już doświadczenie - Brackeen granie członkami kwartetu Ornette'a Colemana, Ahmed Abdullah - występy z luminarzami loftów (Jemeelem Moondockiem, Samem Riversem). Pierwotnie nie mieli pomysłu na kwartet, ale na trio - z obecnym i w tym nagraniu perkusistą Rogerem Blankiem. Później, gdy pojawił się młodziutki William Parkerem - był cudownym uzupełnieniem tego tria i świetnie wpasował się ich formułę grania. A inspiracji tu strasznie wiele - Arkestra Sun Ra (do której zresztą Abdullah dołączył w 1976 - nagranie jest z roku 1974 - i w której pozostał aż do śmierci lidera), dokonania Sonny Rollinsa, rzecz jasna - Ornette'a sColemana i jeszcze tego, z którego wzięli koncepcję - Alberta Aylera. To przecież on wplatał juz wtedy w żywiołowe, drapieżne improwizacje swojego zespołu melodyczne fragmenty żywcem wyjęte z dziewiętnastowiecznego amerykańskiego zachodu.

Taka formuła świetnie się sprawdza z muzykami kreatywnymi, mającymi inwencję i pomysł, i rozumiejącymi się doskonale. Tak działał też kwartet Colemana, chociaż tak prostej melodyki jak u Aylera czy tutaj nie stosował. Nie był on też jak Ayler drapieżny, pierwotny i intuicyjnie groźny, za to w formalnych komplikacjach bił jego twórczość na głowę.
Tutaj to wszystko jest obecne, odniesienie i inspiracje są szalenie czytelne, a kreatywności twórczy instynkt instrumentalistów sprawia, że brzmią w sobie tylko właściwy sposób, nie kopiują dokonań muzyków pierwszego pokolenia free-jazzmanów. Więcej nieco niż u wszystkich powyższych twórców odwołań do folkloru - tego dla jazzu pierwotnego, afrykańskiego. Nie przypadkiem piątym uczestnikiem spotkania jest grający tu tylko na małych perkusjonaliach Tony Waters (Ramadan Mumeen).
Płyta robi wrażenie zwartej, kolektywnej improwizacji, znakomicie się tworzonej i czerpiącej z wielu rozmaitych tradycji. W moim odczuciu - znakomite nagranie!
autor: Józef Paprocki


Charles Brackeen: flute, soprano and tenor saxophones
Ahmed Abdullah: trumpet
William Parker: bass
Roger Blank: drums
Tony Waters (Ramadan Mumeen): percussion

1. 17'03"
Before Heaven and Earth and the World
Face of the Deep

2. 20'01"
Above the Cross
My Divine

3. 30'31"
Time and Money
YAMACA
Open
Pit Chena
In the Chapel
With Cheer

4. 12'07"
Redemption
Consecration

płyta dom kupienia na multikulti.com

środa, 2 października 2013

Vox Arcana [Tim Daisy / Fred Lonberg-Holm / James Falzone] "Soft Focus", Relay Records 2013, RELAY005.

Vox Arcana [Tim Daisy / Fred Lonberg-Holm / James Falzone] "Soft Focus", Relay Records 2013, RELAY005. 
Vox Arcana [Tim Daisy / Fred Lonberg-Holm / James Falzone] "Soft Focus", Relay Records 2013, RELAY005.
Trzeci album tria Vox Arcana to dzieło trzech tych samych chicagowskich instrumentalistów - dwóch z nich: Tim Daisy i Fred Lonberg-Holm to muzycy zespołów Kena Vandermarka - kwintetu i kwartetu Frame, Tim dodatkowo współpracuje z nim w ramach Bridge 61, Resonance Ensemble, a także Vandermark / Daisy duo. Lonberg-Holm, wiolonczelista i improwizator, studiował kompozycję m.in. u Mortona Feldmana i Anthony'ego Braxtona, prowadzi własny duży projekt Lightbox Orchestra, koncertuje i nagrywa m.in. w zespołach Peter Brötzmann Chicago Tentet, Boxhead Ensemble, Terminal 4 i Fred Lonberg-Holm Quartet.

Najmłodszym członkiem kolektywu jest James Falzone - klarnecista, improwizator i kompozytor mieszkający w Chicago, wcześniej współpracujący z Fredem Lonberg-Holmem w ramach Flatlands Collective Jorrita Dijkstry. Jego gra w ramach tego tria odwołuje się do dwóch najbardziej go interesujących muzycznych tradycji - jazzowej i klasycznej. A że instrumentalistą jest niezwykłym - zadziwić potrafi nawet w najbardziej oczywistej muzycznej frazie. Fred Lonberg-Holm tym razem poszerza możliwości brzmieniowe tria inaczej niż na drugiej płycie - nie sięga po elektronikę, a wprowadza całkiem nowe instrumentarium - gitarę tenorową, która nadaje muzyce tria nieco bardziej miękkie i bardziej melancholijne brzmienie. Tym samym nie kontrastuje on dźwięków klarnetu Falzone'a, a raczej je dopełnia. Tim Daisy nie siedzi już tutaj tak mocno "w rytmie" jak na pierwszej płycie tria. Otwiera to formułę muzyczną i przybliża brzmieniowo do improwizowanej formy, chociaż cały czas obcujemy ze - szkicowymi, co prawda - ale jednak kompozycjami autorstwa chicagowskiego perkusisty. I są one tym razem króciutkie, a sam Daisy najciekawiej wypada, gdy nie siedzi za tradycyjnym perkusyjnym zestawem - ale np. sięga po marimbę.

Znakomity album tria, starający się po raz kolejny odmienić, ukazać w innym świetle jego muzyczną formułę.
autor: Józef Paprocki


Tim Daisy: drums, percussion
Fred Lonberg-Holm: cello
James Falzone: clarinet

1. De Grote Olifant 06:36
2. Soft Focus 04:37
3. The Raft 05:13
4. Miniature 1 02:05
5. White Numbers 04:43
6. Other Lights 05:43
7. Miniature 2 01:58
8. The Siren 05:21



płyta do kupienia na multikulti.com

czwartek, 26 września 2013

Mars Williams / Ingebrigt Haker-Flaten / Tim Daisy "Moments Form", Idyllic Noise 2013, IDNO0010

Mars Williams / Ingebrigt Haker-Flaten / Tim Daisy "Moments Form", Idyllic Noise 2013, IDNO0010
Mars Williams początkowo związany był ze sceną raczej rockową niż jazzową, nie mówiąc już o jazzowej awangardzie. Karierę muzyczną zaczynał bowiem w zespole bynajmniej nie jazzowego muzyka - a mianowicie Billy'ego Idola. Jednak to nie znaczy, że ta muzyka go nie fascynowała, że nie był nią zainteresowany. Wielkie wrażenie wywarła na nim zwłaszcza jazzowa awangarda amerykańska dojrzałych lat sześćdziesiątych Coltranem i Albertem Aylerem na czele. Zwłaszcza ten drugi odcisnął piętno na jego brzmieniu - do jego muzyki zresztą Williams powracał będzie jeszcze kilka razy. Jednak to, że sam, jako muzyk związał się ostatecznie ze sceną chicagowską zawdzięcza chyba Halowi Russelowi - wspaniałemu saksofoniście, kompozytorowi i - po części także - performerowi, który zaprosił Williamsa do w kilku autorskich projektach. No i dalej się już potoczyło - współpracował właściwie ze wszystkimi muzykami sceny chicagowskiej, zarówno tej skupionej wokół AACM-u i Jazz Institute, jak i tej młodej, którą zbudował wokół siebie Ken Vandermark. Mars Williams - o czym niewielu wiadomo - był także wraz z Vandermarkiem pomysłodawcą powstania Peter Brotzmann Chicago Tentet. Ale ponieważ nie sama tylko awangarda go interesowała tworzył także projekty sięgające innych stylów i gatunków - mieszał jazz z funkiem (Liquid Soul) czy rapem (XmarsX).

I gdy wydawało się, że będzie jedną z podpór sceny awangardowej nagle z niej zniknął - na przełomie wieków. Powrócił dopiero 5 lat temu i od razu zaczął tworzyć nowe zupełnie projekty - trio z Harrisonem Bankheadem i Avreaayl Ra, kwartet z Peterem Brotzmannem. Ale reaktywował także i te dawne, m.in. Liquid Soul. Rozpoczął także współpracę z muzykami, którzy w ostatnich latach objawili się na scenie awangardowej Chicago.

Taki owoc jego współpracy z Timem Daisym i Ingebrigtem Haker Flatenem dociera właśnie do naszych rąk. Jak w soczewce skupia on zainteresowania muzyczne Williamsa. Odnajdziemy tu bowiem i drapieżną, wolną, swobodną improwizację. Ale inaczej niż u Vandermarka czy Brotzmanna, z którymi grywał jest ona nad zwyczaj melodyjna. Nie ma tu jednak - jak u Dave'a Rempisa - post-bopowych odwołań. Nie jest on sukcesorem tradycji Charlie Parkera. Więcej tu - jak choćby u Thomasa Chapina - rockowych fraz, ale jakby zmiękczonych choćby właśnie funkiem. Świetnie w tym sekundują mu partnerzy - Daisy jest bodaj najbardziej melodyjnie grającym perkusistą w Chicago i na całym "Środkowym Zachodzie", a Haker Flaten - co udowadniał grając choćby Atomic i The Thing - potrafi zagrać wszystko.

Efektem jest płyta zupełnie free jazzowa, bez śladu kompozycji, a jednocześnie melodyjna i miła dla ucha, jak rzadko które z free jazzowych nagrań; drapieżna i miękka równocześnie, piękna i nie-piękna awangardową agresją. Lubię do niej powracać i sprawia mi wiele radości…
autor: Marcin Jachnik


Mars Williams: reeds, toys
Ingebrigt Haker-Flaten: double bass
Tim Daisy: drums, percussion


1. Moments Form
2. Galactic Ballet
3. A Disjonted Stutter


inna sekcja, ale Mars Williams ten sam.


płyta do nabycia na multikulti.com