Joe McPhee / Jamie Saft / Joe Morris / Charles Downs "Ticonderoga", Clean Feed 2015, CF345 |
Podobno idea tego kwartetu narodziła się podczas rozmowy Jamie Safta z
Joe Morrisem o ich wzajemnej fascynacji albumem Johna Coltrane'a "Live
At The Village Vanguard Again", który słynny saksofonista nagrał wraz ze
swoją żoną - Alice, Jimmy'm Garisonem, Rashiedem Alim, Pharoah
Sandersem i Emanuelem Rahim w 1966 roku. Od razu też byli zgodni -
Morris powinien tu odstawić gitarę i skupić się na kontrabasie, a Saft
zapomnieć o elektronice i syntezatorach, i zasiąść za klawiaturą
akustycznego fortepianu. Ta rozmowa miała ponoć miejsce dawno temu, w
1992 roku. Ale to właśnie wtedy ziarno zostało zasiane.
Nic w
życiu – jak mówią – nie jest sprawą przypadku. Gdy po latach Joe Morris
spotkał się kiedyś z Joe McPhee i wspomniał mu o dawnej rozmowie z
Saftem, McPhee powiedział na to: "Byłem na tym koncercie! Siedziałem w
pierwszym rzędzie na przeciwko Coltrane'a. Słyszałem to, ten koncert,
gdy materiał został nagrany!", wtedy, w maju 1966 roku, w nowojorskim
klubie Village Vanguard, Saksofonista Joe McPhee w dodatku to prawdziwa
legenda amerykańskiego free jazzu i chociaż rzadko mówi się o nim, jako
postcoltranowskim muzyku, to brzmienie, jak i duchowe korzenie jego
muzyki, sytuują go w grupie spadkobierców twórczości słynnego muzyka.
Perkusistę Charlesa Downsa, jako ostatniego członka kwartetu wymyślili już wspólnie. Downs jest legendą sceny loftowej Nowego Jorku, perkusistą niegdyś równie znanym i cenionym jak Rashid Bakr, i chociaż w ostatnich latach porzucił nieco sceniczną i (zwłaszcza) nagraniową aktywność, pozostaje wciąż muzykiem i instrumentalistą najwyższej próby.
O
tym jak cudownym magiem perkusji jest Downs przekonuje już początek
płyty - gdy z pojedynczych stuków wyłania się chaos (pozorny, w pełni
kontrolowany przez Downsa), a z niego - uporządkowana struktura. Całość
muzyki ma zresztą taki cudowny, nieprzewidywalny charakter - coś -
temat, melodia - wyłania się chaosu, przechodzi metamorfozę
przeistaczając się w huragan, aż dochodzi do jakiegoś katharsis i muzyka
łamie, powoli wygasa. Bardzo jak u Coltrane'a, trochę jak u Colemana,
ale nie ma tu stałego podążania od jednego epicentrum do drugiego.
Wszystko w tym kwartecie do siebie pasuje – McPhee, który gra tu tylko
na saksofonach (tenorze i sopranie) zdaje się unosić nad ziemią, Downs i
Morris znakomicie ze sobą współpracują, ale największym zaskoczeniem
jest dla mnie Saft - to, co wyczynia na fortepianie nie jest podobne do
gry Alice Coltrane czy choćby McCoya Tynera (z innego składu
Coltrane'a), ale jest jego własne. Odmienne, a przy tym głęboko osadzone
w muzyce Wielkiego Saksofonisty. Jeżeli czegoś się w tej płycie
obawiałem, to właśnie postawy Safta, nie miałem pojęcia jak się
odnajdzie w takiej muzyce. I z takimi partnerami. Tutaj jest on pewnym
punktem kwartetu, motorem harmonii i - obok McPhee - frontmanem tego
zespołu.
Muzyka zespołu w jeszcze jednym odnosi się do Coltrane'a - ma głęboki, uduchowiony charakter. Nie ma w tym jednak żadnej ostentacji ani pozy. Dla Joe McPhee choćby jest to raczej treść życia, coś, o czym od lat mówi on poprzez muzykę czy - choćby - poezję.
Nie
wiadomo natomiast, kto wymyślił nazwę nowego zespołu - Ticonderoga. To
słowo z języka Indian Mohawk i oznacza ono "skrzyżowanie dwóch dróg
wodnych" (jest to także przy okazji miejsce w stanie Nowy York). O co w
tym chodzi? To dosyć łatwe do odgadnięcia, gdy już włączy się płytę - o
połączenie w jedno rozmaitych nurtów free jazzu i muzyki improwizowanej
lat sześćdziesiątych: Ornette'a Colemana, Aylera i właśnie, najmocniej
tu akcentowanego, Coltrane'a.
Jak głosi na swojej stronie wydawca - produkt końcowy uderza niczym pięścią. Uderza, fakt. Radzę sprawdzić samemu. Bo w moim odczuciu to najważniejsza płyta mijającego roku.
Joe McPhee |
Perkusistę Charlesa Downsa, jako ostatniego członka kwartetu wymyślili już wspólnie. Downs jest legendą sceny loftowej Nowego Jorku, perkusistą niegdyś równie znanym i cenionym jak Rashid Bakr, i chociaż w ostatnich latach porzucił nieco sceniczną i (zwłaszcza) nagraniową aktywność, pozostaje wciąż muzykiem i instrumentalistą najwyższej próby.
Jamie Saft |
Muzyka zespołu w jeszcze jednym odnosi się do Coltrane'a - ma głęboki, uduchowiony charakter. Nie ma w tym jednak żadnej ostentacji ani pozy. Dla Joe McPhee choćby jest to raczej treść życia, coś, o czym od lat mówi on poprzez muzykę czy - choćby - poezję.
Joe Morris |
Jak głosi na swojej stronie wydawca - produkt końcowy uderza niczym pięścią. Uderza, fakt. Radzę sprawdzić samemu. Bo w moim odczuciu to najważniejsza płyta mijającego roku.
autor: Wawrzyniec Mąkinia
Joe McPhee: tenor saxophone, soprano saxophone
Jamie Saft: piano
Joe Morris: double bass
Charles Downs: drums
1. Beyond Days
2. Simplicity of Man
3. Leaves of Certain
4. A Backward King
płyta do nabycia na multikulti.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz