Little Women [Travis Laplante / Darius Jones / Andrew Smiley / Jason Nazary] "Lung", Aum Fidelity 2013, AUM076 |
Lung to płyta koncepcyjna - 42 minuty improwizacji zarejestrowanej w
studio nagraniowym przez czysto męski kwartet o jakże pięknej nazwie
Little Women. W dodatku ta improwizacja jest jednym długim utworem -
muzycy nie zdecydowali się dzielić go na ścieżki ani w jakikolwiek
sposób ingerować w muzyczną warstwę nagrania. Chociaż - dodajmy -
pocięcie tego na dosyć czytelne i wcale nie bardzo długie, zamknięte
całości byłoby możliwe. Jak ważny był ten fakt dla nich świadczy też to,
że nie zgodzili się na winylową edycję nagrania, chcąc by traktowane
było, jako jedna, nierozerwalna całość. I w taki też sposób ma być przez
odbiorcę słuchane.
Sama muzyka jest znakomita. Nie jest to awangarda dla awangardy - muzycy nie narzucając sobie ograniczeń, starają się by ich muzyka była formą komunikacji - bardziej zresztą między nimi, a słuchaczami niż wewnątrz kolektywu. Nie znaczy to, że nie ma tu interakcji, ale poszczególne partie - raczej struktura utworu niż poszczególne partie - zdają się być starannie rozpisane. Strasznie ciekawi mnie na ile ta forma została określona z góry, a na ile jest dziełem chwili. Pocięta i zaplanowana, starannie rozpisana, ale nieprzewidywalna narracja kompozycji sprawia, że gdy słuchałem tego nagrania po raz pierwszy opadła mi po prostu szczęka.
W dodatku nie obcujemy tu z jazzowym idiomem. Dość powiedzieć, że w itunes’ie płyta sklasyfikowana jest, jako "indie rock", chociaż sam określiłbym ją, jako "free rock improv". Z odniesieniami do jazzu, z użyciem jazzowej formy i kojarzącego się z jazzem instrumentarium, zagrana przez jazzowych muzyków, ale jazzem w najmniejszym stopniu niebędąca.
Prawdziwym bohaterem nagrania jest w moim odczuciu gitarzysta Andrew Smiley. Gra tutaj niesamowite, różnorodne partie rozpięte od delikatnego, plumkającego na metalowych strunach gitary "indie rocka", przez gwałtowne, tnące całość muzyki i percepcję słuchaczy rozwibrowane, charkotliwe szarpnięcia, z nagła atakujące słuch, po zgiełkliwe improwizacje pełne brudu i jazgotu. Czasem i furii. To on łamie i określa formę, zamyka ją, kieruje i przycina według własnej, niebanalnej wyobraźni.
Dwaj saksofoniści - Travis Laplante i Darius Jones - łagodzą brzmienie płyty i są często kontrapunktem dla gitary Smileya. Często są tkanką tego nagrania, miękką tkanką, niemającą wprawić ciała w ruch. To nie są mięśnie i ścięgna, ale też nie szkielet - tej funkcji zdaje się być najbliższy perkusista Jason Nazary.
Cóż, jeżeli w ten sposób popatrzeć na kwartet - obcujemy z prawdziwą, fascynującą, piękną, ale pełną drapieżności i delikatności równocześnie Małą Kobietką. Nic dodać ;)
PS
A płyta - jak dla mnie - Wielka.
Sama muzyka jest znakomita. Nie jest to awangarda dla awangardy - muzycy nie narzucając sobie ograniczeń, starają się by ich muzyka była formą komunikacji - bardziej zresztą między nimi, a słuchaczami niż wewnątrz kolektywu. Nie znaczy to, że nie ma tu interakcji, ale poszczególne partie - raczej struktura utworu niż poszczególne partie - zdają się być starannie rozpisane. Strasznie ciekawi mnie na ile ta forma została określona z góry, a na ile jest dziełem chwili. Pocięta i zaplanowana, starannie rozpisana, ale nieprzewidywalna narracja kompozycji sprawia, że gdy słuchałem tego nagrania po raz pierwszy opadła mi po prostu szczęka.
W dodatku nie obcujemy tu z jazzowym idiomem. Dość powiedzieć, że w itunes’ie płyta sklasyfikowana jest, jako "indie rock", chociaż sam określiłbym ją, jako "free rock improv". Z odniesieniami do jazzu, z użyciem jazzowej formy i kojarzącego się z jazzem instrumentarium, zagrana przez jazzowych muzyków, ale jazzem w najmniejszym stopniu niebędąca.
Prawdziwym bohaterem nagrania jest w moim odczuciu gitarzysta Andrew Smiley. Gra tutaj niesamowite, różnorodne partie rozpięte od delikatnego, plumkającego na metalowych strunach gitary "indie rocka", przez gwałtowne, tnące całość muzyki i percepcję słuchaczy rozwibrowane, charkotliwe szarpnięcia, z nagła atakujące słuch, po zgiełkliwe improwizacje pełne brudu i jazgotu. Czasem i furii. To on łamie i określa formę, zamyka ją, kieruje i przycina według własnej, niebanalnej wyobraźni.
Dwaj saksofoniści - Travis Laplante i Darius Jones - łagodzą brzmienie płyty i są często kontrapunktem dla gitary Smileya. Często są tkanką tego nagrania, miękką tkanką, niemającą wprawić ciała w ruch. To nie są mięśnie i ścięgna, ale też nie szkielet - tej funkcji zdaje się być najbliższy perkusista Jason Nazary.
Cóż, jeżeli w ten sposób popatrzeć na kwartet - obcujemy z prawdziwą, fascynującą, piękną, ale pełną drapieżności i delikatności równocześnie Małą Kobietką. Nic dodać ;)
PS
A płyta - jak dla mnie - Wielka.
autor: Marcin Jachnik
Travis Laplante: tenor saxophone
Darius Jones: alto saxophone
Andrew Smiley: guitar
Jason Nazary: drums
1. Lung 42:13
płyta do kupienia na multikulti.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz