środa, 22 kwietnia 2015

Sandro Roy "Where I Come From", Skip 2015, SKP91242

Sandro Roy "Where I Come From", Skip 2015, SKP91242
Mimo niezwykle młodego wieku - Sandro Roy urodził się w roku 1994 - jest artystą niezwykle wszechstronnym i wielce cenionym w Niemczech tak przez krytykę, jak i tamtejszą publiczność. Ci pierwsi podkreślają "jego niesamowite spektrum ekspresji i energii, jak i niezwykle emocjonalne podejście do wykonywanej muzyki, ale wolne od pokusy pseudo-romantycznego traktowania roli skrzypiec we współczesnym jazzie i zachowujące zdrowy dystans do sentymentalizmu." Publiczność natomiast widzi w nim młodego chłopaka, obdarzonego niezwykłą, naturalną muzykalnością i wielkim talentem, który kocha to, co robi, a zachowując szacunek dla muzycznej tradycji potrafi tchnąć nowe życie we wszystko za co tylko się zabierze.

Jego debiutancka płyta ma niezwykle celny tytuł "Where I Come From" czyli "Skąd pochodzę". Trafny - bo pokazujący spektrum jego muzycznych fascynacji i zainteresowań. Ale też znakomicie dokumentujący niezwykle umiejętności młodego instrumentalisty, jak i wizję jego muzyki.

Ten urodzony w Augsburgu muzyk, pierwsze lekcje gry na skrzypcach odebrał w wieku siedmiu lat. W wieku lat 13 był już laureatem wielu konkursów dla młodych muzyków. Klasyczne wykształcenie muzyczne odebrał w Monachium, a kursy mistrzowskie ukończył Salzburgu, Bernie i Lichtenbergu. Jego zainteresowania to wszakże nie tylko muzyka klasyczna - wielkim uwielbieniem darzył on bowiem amerykańską, ale i europejską tradycję jazzową, że szczególnym uwzględnieniem tzw. gypsy-swingu. Ten nurt wykształcił się w Paryżu lat trzydziestych i czterdziestych ubiegłego stulecie, zapoczatkowany przez francuskiego gitarzystę o cygańskich korzeniach - Django Reinhardta oraz francuskiego skrzypka Stéphana Grappelli'ego i skupionych wokół nich muzyków Hot Club de France. I ta tradycja jest najmocniej reprezentowana w grze młodego niemieckiego wirtuoza. Ale na płycie nie jest jedyną - bardzo mocno akcentowany jest swing, ten kołyszący, synkopowany, amerykański - Roy porusza się tam niczym ryba w wodzie, ale i bossa nova, słyszalna zwłaszcza w kompozycjach Jobima i Morello.

Mimo włączenia do programu fragmentu kompozycji Jana Sebastiana Bacha pierwsza płyta Sandro Roya nie robi wrażenia eklektycznej - a przy tak dużym spektrum zainteresowań to już nie mało. Gdy dodać do tego jego wirtuozerskie umiejętności, znakomite czucie swingu i umiejętność poruszania się, płynnego i szybkiego, w interakcjach z partnerami to już bardzo, bardzo wiele. Ale - podobno - to i tak nic, gdy dołączy się do tego sceniczną charyzmę młodego Niemca. I tego (koncertów) - mam nadzieję - będziemy mieli okazje spróbować. A płytę - polecam gorąco!
autor: Józef Paprocki

Sandro Roy: violin
Paulo Morello: guitar
Sascha Köhler-Reinhardt: guitar
Joel Lochner: double bass
Jermaine Landsberger: piano
Wolfgang Lackerschmid: vibes

1. J. L. Swing (Sandro Roy)
2. Tune Up (Miles Davis)
3. A Child Is Born (Thad Jones)
4. Someday my prince will come (Frank Churchill)
5. Limehouse Blues (Philip Braham)
6. Triste (Carlos Antonio Jobim)
7. Samba Nr 1 (Paulo Morello)
8. Two for the Road (Henry Mancini)
9. My Favourite Gigue (J.S. Bach)
10. Zigeunerweisen (Pablo Sarasate)
11. Banjo and Fiddle (William Kroll)
12. Caprice Viennois (Fritz Kreisler)
13. Summer 42 (Michel Legrand



płyta do nabycia na multikulti.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz