Barry Guy / Ken Vandermark "Occasional Poems" [2CD], Not Two 2015, MW9312 |
Nie pierwsze to wspólne - także nagraniowe (była już nagrana w trio - z
Markiem Sandersem - podwójna płyta "Fox Fire") - spotkanie dwóch
wybitnych instrumentalistów, liderów, ale też wizjonerów współczesnego
jazzu - Barry Guya oraz Kena Vandermarka. Jednak – podejrzewam – żadno
nie miało tej mocy, intensywności, tego poziomu wspólnego porozumienia,
ale i zderzenia mocnych osobowości, co właśnie ten jeden jedyny duetowy
koncert w podziemiach krakowskiej Alchemii, wydany teraz na płcie pod
ciepło brzmiącym tytułem "Occasional Poems".
Od pierwszych chwil
tego nagrania słychać tu bardzo klarownie dwie odmienne koncepcje w
muzyki improwizowanej. Może inaczej - nie są to bardzo odległe od siebie
koncepcje, ale ponieważ wywiedzione są z odmiennych tradycji (Guy'a - z
tradycji europejskiej muzyki improwizowanej, z niemałym jednak wpływem
komponowanej muzyki klasycznej - zwłaszcza współczesnej, jak i np.
barokowej; Vandermarka natomiast z tradycji jazzowej, ze szczególnym
uwzględnieniem free jazzu, ale również europejskiej muzyki
improwizowanej), muzycznych korzeni - stąd też brzmieniowo różnią się od
siebie.
Nade jednak wszystko, wszelkie te rozważania o tradycjach i źródłach muzyki obu tych jazzowych wizjonerów nie powinny nam przysłonić sedna ich wspólnego muzycznego spotkania - był to bowiem jeden z tych absolutnie niezwykłych wieczorów, kiedy magia stepuje na scenę i udziela się tak muzykom jak i publiczności. I nie jest tak, że te dwie osobowości gdzieś pośrodku się spotkały, że szukały kompromisu czy też płaszczyzny porozumienia, nie. Obaj - tak Guy jak i Vandermark - pokazali, że taka płaszczyzna w ich rozumieniu muzyki istnieje. Byli w tym wspólnym graniu sobą, w 100 procentach, niemal tak jakby grali solo. I przy własnych zdaniach i wizjach (korzeniach) w konsekwencji pozostali. Tworząc jednak przy okazji znakomitą muzykę, niepokojącą od pierwszej sekundy.
Gdy grają razem jest o muzyka gęstych fraz
przetykanych momentami ciszy, zwolnieniami, pełnymi inwencji i
ciekawości pasażami zmierzającymi do kolejnego zagęszczenie, rozwijanymi
w piękny sposób z wielką świadomością wyczucia formy jak i upływu
czasu. Guy używa rozmaitych technik by poszerzyć możliwości brzmieniowe
swojego instrumentu – wkłada pomiędzy struny różne przedmioty, uderza w
nie, operuje smyczkiem zarówno na tych przedmiotach jak i strunach – nad
i pod mostkiem, gra dwoma smyczkami. Wykorzystuje przy tym cały
instrument, gra palcami na gryfie i pudle, w końcu czasem też świadomie
instrument przestraja. Vandermark jest bardziej tradycyjny i silnie
osadzony w jazzowych technikach gry, on nie preparuje instrumentu, nie
zatyka czary by modulować brzmienie. Po prostu gra, a jego najbardziej
rozpoznawalnym elementem jest wielka energia i elementy rockowej niemal
stylistyki.
Znakomicie to słychać w dwóch utworach które zagrane
są solo – najpierw Ken Vandermark „Pan Metron Aryston”, potem Guy
„Black, White, Red, Blue” (tu co prawda Ken towarzyszy Barry’emu w
drugiej części cichutko na klarnecie). Vandermark tworzy energetyczną
balladę, którą zaczyna długą, piękną, klasyczną frazą, by potem łamać
jej brzmienie. W tym lirycznym, niemal modlitewnym charakterze muzyki
pobrzmiewa echo twórczości Brötzmanna, z którym Vandermark spędził
przecież niemało czasu. W połowie Ken łamie nieco utwór odchodząc od
stricte jazzowej stylistyki i poszukując nowych sposobów ekspresji. Guy
od początku tworzy misterium dźwięku, w którym ważne jest każde
drgnienie struny i każde przesunięciem po niej palcem czy przedmiotem.
Bardziej energetyczna jest druga część gdzie stosuje cała – niemałą –
gamę swoich preparacji by w finale powrócić do skupionej, lirycznej
również stylistyki.
Razem nie starają się oni stworzyć tu wielkiej suity i świetnie widać to choćby w przecudnej urody utworze "Riding the Air" będącym - w moim odczuciu - syntezą tych płyt, zderzeniem bez eksplozji, procesem od początku kontrolowanym i analizowanym, w którym każdy z partnerów w pełni wyraża siebie i mówi swoim głosem, nie zagłuszając jednak głosu partnera.
Nie wiem czy można mówić przy okazji tego nagrania o słuchaniu się siebie nawzajem, a raczej o podążaniu we wspólnym kierunku. Dobrze, że ta podróż możemy się - dzięki wytwórni NotTwo - zabrać razem z nimi. Piękna płyta!
photo by Krzysztof Penarski |
Nade jednak wszystko, wszelkie te rozważania o tradycjach i źródłach muzyki obu tych jazzowych wizjonerów nie powinny nam przysłonić sedna ich wspólnego muzycznego spotkania - był to bowiem jeden z tych absolutnie niezwykłych wieczorów, kiedy magia stepuje na scenę i udziela się tak muzykom jak i publiczności. I nie jest tak, że te dwie osobowości gdzieś pośrodku się spotkały, że szukały kompromisu czy też płaszczyzny porozumienia, nie. Obaj - tak Guy jak i Vandermark - pokazali, że taka płaszczyzna w ich rozumieniu muzyki istnieje. Byli w tym wspólnym graniu sobą, w 100 procentach, niemal tak jakby grali solo. I przy własnych zdaniach i wizjach (korzeniach) w konsekwencji pozostali. Tworząc jednak przy okazji znakomitą muzykę, niepokojącą od pierwszej sekundy.
Barry Guy, photo by Krzysztof Penarski |
Ken Vandermark, photo by Krzysztof Penarski |
Razem nie starają się oni stworzyć tu wielkiej suity i świetnie widać to choćby w przecudnej urody utworze "Riding the Air" będącym - w moim odczuciu - syntezą tych płyt, zderzeniem bez eksplozji, procesem od początku kontrolowanym i analizowanym, w którym każdy z partnerów w pełni wyraża siebie i mówi swoim głosem, nie zagłuszając jednak głosu partnera.
Nie wiem czy można mówić przy okazji tego nagrania o słuchaniu się siebie nawzajem, a raczej o podążaniu we wspólnym kierunku. Dobrze, że ta podróż możemy się - dzięki wytwórni NotTwo - zabrać razem z nimi. Piękna płyta!
autor: Marcin Jachnik
Barry Guy / Ken Vandermark, Alchemia, November 22, 2014, photo by Krzysztof Penarski |
Barry Guy: double bass
Ken Vandermark: clarinet, saxophones
CD 1
1. Nature is a Wolf [11:24]
2. Light Cuts Shadow [12:15]
3. Shadow Cuts Light [8:49]
4. I Will Sing You of the Moments [7:50]
CD 2
1. States of Being [13:18]
2. Pan Metro Ariston (every good thing in measure) [7:35]
3. Black, White, Red, Blue [9:26]
4. Riding the Air [12:09]
5. Curving of the Wave [3:27]
płyta do nabycia na multikulti.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz