piątek, 6 kwietnia 2012

Joe McPhee / Ingebrigt Håker Flaten "Brooklyn DNA", Clean Feed 2012, CF244.


Joe McPhee / Ingebrigt Håker Flaten "Brooklyn DNA", Clean Feed 2012, CF244.
Najnowsza produkcja duetu Joe McPhee - Ingebrigt Håker Flaten to "płyta z tezą" - chociaż może nie jest to bardzo precyzyjne sformułowanie. Raczej należałoby powiedzieć "płyta na temat". A jest nim muzyka związana z Brooklynem, dzielnicą Nowego Yorku (tam powstała albo o tym miejscu opowiadająca); jak i ze społecznością mieszkających tam muzyków. Ale też z konkretnym czasem tego miejsca, z jego latami świetności. Dla Joe McPhee były to lata czterdzieste, pięćdziesiąte i sześćdziesiąte ubiegłego wieku, gdy właśnie tam powstawała historia jazzu.

Cześć utworów wzięła swoje tytuły od miejsc - najczęściej są to kluby gdzieś po Brooklynie rozsiane i dziś już nieistniejące (Putnam Central - gdzie grali Charlie Parker i Dizzy Gillespie, Blue Coronet - jeden z najdłużej działających klubów, grywał tam m.in. Miles Davis; 214 Martense - miejsca gdzie długi czas grywał Dewey Redman, CBJC - Central Brooklyn Jazz Consortium), "Crossing the Bridge" przywołuje Most Brooklyński, ale jest również odwołaniem do słynnej kompozycji Sonny'ego Rollinsa, no i wreszcie wieńczący płytę utwór "Here and Now" o którym sam McPhee napisał, iż jest próbą odpowiedzi na pytanie Dona Cherry'ego zawarte tytule jego słynnej płyty "Where Is Brooklyn?" z 1966 roku.

Jakie jest muzyczne DNA wg Joe McPhee i Håker Flatena? Liryczne i pełne pogodnej zadumy z jednej strony, ale także drapieżne, rozedrgane i twórcze z drugiej. Brzmienie saksofonu amerykańskiego muzyka i jego jest rozpoznawalne od pierwszej chwili. McPhee - dziś już ponad siedemdziesięcioletniego - od lat imponuje jako człowiek i artysta, ale niekoniecznie jako wirtuoz instrumentu. Potrafi właściwie zagrać wszystko, a jakby celowo podkreślał własne ograniczenia. Czasem grając na trąbce z całego arsenału dźwięków eksponuje tylko i wyłącznie szmery. W Nickelsdorfie rozpoczynając solowy koncert odłożył na bok saksofon i trąbkę, a zagrał na wuwuzeli, której możliwości są właściwie żadne. Jego saksofonowe szybkie frazy, grane jakby tylko na częściowym zadęciu czy też nie wybrzmiałe w pełni, jakby zbyt szybko przerwane dźwięki są bardzo charakterystyczne i niemożna z niczym ich pomylić. Ale jest w tym celowa metoda twórcza, akcentująca indywidualny język i przedkładająca własny styl nad wirtuozerską doskonałość. Taki McPhee jest i tutaj, od takiego brzmienia niesposób się oderwać i niesposób o nim zapomnieć. Bo Joe - tak jak podczas przywoływanego koncertu w małym kościele w austriackim miasteczku - zdaje się nasycać muzykę swoim duchem i żarem; wydobywa z instrumentu znacznie więcej niż tylko dźwięki. Jest w tym prawda płynąca z doświadczenia życia, a nie tylko intelektualna spekulacja.

Ingebrigt gra tutaj niemal wyłącznie palcami, a najważniejszy jest dla niego śpiewny swing. Jego instrument o głębokim brzmieniu płynie leciutko nawet gdy McPhee zostawia na boku swój liryzm i gra bardziej drapieżnym dźwiękiem. Ale że nie ma tych partii bardzo wiele na tej płycie, ich wspólne granie pozostaje w harmonii, a nie jest rozmową i nie opiera się na kontraście. Kontrabas jest dopełnieniem tej muzyki, chociaż w moim odczuciu jest to raczej płyta solowa Joe McPhee, nagrana tylko z jego akompaniamentem. Nie ma w tym winy Ingebrigta - to saksofonista i trębacz w jednej osobie jest tu narratorem i przewodnikiem, opowiada historię o której Håker Flaten - chociażby z racji wieku - nie ma bladego pojęcia. Myślę, że on sam świetnie zdawał sobie z tego sprawę - nie od dziś grywa on z tym legendarnym muzykiem (to już ponad dziesięć lat od kiedy wraz z Matsem Gustafssonem i Paalem Nilssem-Love'm zaprosili go na drugi album The Thing). Nie deprecjonuję przez to jego umiejętności i znaczenia, stwierdzam jedynie fakt. Także przez taką formułę płyta ta zyskuje w moich oczach.

A moje zdanie o niej, jakie jest? Cóż, zachwycony jestem tym nagraniem, uważam, że jest nadzwyczajne. Dawno nie słyszałem tak pięknego albumu, pogodnego i nostalgicznego jednocześnie. Akcentującego w muzyce brzmieniowe braki i przez to doskonalszego w formie, bo mówiącego o żywych ludziach. Podkreślającego niedoskonałości i przez to prawdziwszego, głębszego i mocniej do mnie przemawiającego.
autor: Wawrzyniec Mąkinia



Joe McPhee: pocket trumpet, soprano saxophone, alto saxophone
Ingebrigt Håker Flaten: double bass


1. Crossing the Bridge
2. Spirit Cry
3. Putnam Central
4. Blue Coronet
5. 214 Martense
6. CBJC
7. Enoragt Maeckt Haght
8. Here And Now


Joe McPhee / Ingebrigt Håker Flaten, The Stone, NYC, July 2011


płyta do kupienia na multikutli.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz