Harris Eisenstadt Canada Day "On Parade in Parede" Clean Feed 2017, CF413 |
Od początku działali razem jako kwintet, eksploatując "skażone"
rewolucją free obszary tradycyjnego jazzu. Owo "free" nie oznaczało
jednak szalonych improwizacji, a jedynie jej elementy i skażenie
nieskalanych brzmień instrumentów tradycyjnego gatunku wszechobecnym
dziś "brudem". Jakby pewną nonszalancką niedbałość. Ale też lekkość,
niezwykłą łatwość takiego grania i rzadką dziś umiejętność pozostawania
kreatywnych wewnątrz dość ściśle określonego gatunku.
Sprzyjało temu niezwykłe - w moim odczuciu - wyczucie Eisenstadta-kompozytora, człowieka umiejącego tworzyć klasyczne jazzowe harmonie i melodie, i łamania ich w bardzo współczesny sposób. Efekt - gdy dodać do tego znakomity skład osobowy - był naprawdę niezwykły. Na krótko zaistniał tez oktet, który przynosił w bardziej rozbudowanej formie tą samą fantastyczną muzykę. Teraz otrzymujemy kwintet, przykrojony chyba troszkę przypadkiem, ale grający z równie wielkim smakiem i wyczuciem formy. Przypadkiem - bo nie mamy tu doczynienia z zaplanowaną sesją studyjną, więc rezygnacja z wibrafonu Chrisa Dingmana wcale nie musiała być zamierzona. Nagranie to zarejestrowano podczas dwóch koncertów kwartetu w Parede, w Portugalii w kwietniu i maju 2015 roku.
Znakomicie skrojone na potrzeby zespołu kompozycje Eisenstadta zyskują - znów w moim odczuciu dodatkową energię. Czasem tak już zresztą jest, że każda zmiana sprawia, iż wyzwala się w twórcach jakaś dodatkowa energia. Tutaj może to być choćby konieczność zapełnienia dźwiękowej przestrzeni wibrafonu, jedynego wszak harmonicznego instrumentu w składzie. Harmonia musi być więc budowana w nieco odmienny sposób, ale podstawą jej pozostają perkusyjne brzmienia lidera zespołu. Sama gra Eisenstadta także nieco się zmieniła, chociaż w dalszym ciągu opiera on swoje perkusyjne brzmienia na afrykańskich, polirytmicznych tradycjach. Jak opowiada, w ciągu ostatnich lat, zafascynowała go silnie muzyka latynoska i będąca jej częścią kubańska tradycja Bata. I wyraźnie słychać to w jego grze, która nabrała jeszcze większej lekkości i płynności.
Te zmiany mają jeszcze jeden efekt, i jak spojrzeć na to z dystansu, to wcale nie powinien być on zaskakujący - muzyka zyskała bardziej zespołowy, kolektywny charakter. Tak jak i budowana harmonia. I chociaż każdy z instrumentalistów tworzących zespół może się tu wykazać i zaznaczyć swoją obecność, to poprzez rozbudowanie całemu systemu małych struktur i kolektywów, są jeszcze silniej związani jako całość. Ale Nate Wooley, Matt Bauder czy Pascal Niggenkempler nie tracą przy tym nic ze swojej kreatywnej mocy - ich partie, indywidualne brzmienie, decydują w równej mierze o wartość płyty i zespołu, jak wprowadzane konsekwentnie w życie stylistyczne koncepcja lidera. To świetny zespół, który nie rezygnując z indywidualnych osobowości, potrafi ukazać kolektywną moc i potęgę grania, wcale nie demolując sceny kolektywną energią.
Sprzyjało temu niezwykłe - w moim odczuciu - wyczucie Eisenstadta-kompozytora, człowieka umiejącego tworzyć klasyczne jazzowe harmonie i melodie, i łamania ich w bardzo współczesny sposób. Efekt - gdy dodać do tego znakomity skład osobowy - był naprawdę niezwykły. Na krótko zaistniał tez oktet, który przynosił w bardziej rozbudowanej formie tą samą fantastyczną muzykę. Teraz otrzymujemy kwintet, przykrojony chyba troszkę przypadkiem, ale grający z równie wielkim smakiem i wyczuciem formy. Przypadkiem - bo nie mamy tu doczynienia z zaplanowaną sesją studyjną, więc rezygnacja z wibrafonu Chrisa Dingmana wcale nie musiała być zamierzona. Nagranie to zarejestrowano podczas dwóch koncertów kwartetu w Parede, w Portugalii w kwietniu i maju 2015 roku.
Znakomicie skrojone na potrzeby zespołu kompozycje Eisenstadta zyskują - znów w moim odczuciu dodatkową energię. Czasem tak już zresztą jest, że każda zmiana sprawia, iż wyzwala się w twórcach jakaś dodatkowa energia. Tutaj może to być choćby konieczność zapełnienia dźwiękowej przestrzeni wibrafonu, jedynego wszak harmonicznego instrumentu w składzie. Harmonia musi być więc budowana w nieco odmienny sposób, ale podstawą jej pozostają perkusyjne brzmienia lidera zespołu. Sama gra Eisenstadta także nieco się zmieniła, chociaż w dalszym ciągu opiera on swoje perkusyjne brzmienia na afrykańskich, polirytmicznych tradycjach. Jak opowiada, w ciągu ostatnich lat, zafascynowała go silnie muzyka latynoska i będąca jej częścią kubańska tradycja Bata. I wyraźnie słychać to w jego grze, która nabrała jeszcze większej lekkości i płynności.
Te zmiany mają jeszcze jeden efekt, i jak spojrzeć na to z dystansu, to wcale nie powinien być on zaskakujący - muzyka zyskała bardziej zespołowy, kolektywny charakter. Tak jak i budowana harmonia. I chociaż każdy z instrumentalistów tworzących zespół może się tu wykazać i zaznaczyć swoją obecność, to poprzez rozbudowanie całemu systemu małych struktur i kolektywów, są jeszcze silniej związani jako całość. Ale Nate Wooley, Matt Bauder czy Pascal Niggenkempler nie tracą przy tym nic ze swojej kreatywnej mocy - ich partie, indywidualne brzmienie, decydują w równej mierze o wartość płyty i zespołu, jak wprowadzane konsekwentnie w życie stylistyczne koncepcja lidera. To świetny zespół, który nie rezygnując z indywidualnych osobowości, potrafi ukazać kolektywną moc i potęgę grania, wcale nie demolując sceny kolektywną energią.
autor: Marek Zając
Matt Bauder: tenor saxophonePascal Niggenkemper: bassHarris Eisenstadt: drums
1. Innuendo Is Nobody's Friend
2. Sometimes You Gotta Ask For What You Want
3. A Fine Kettle Of Fish
4. We All Ate What We Wanted To Eat, Parts 2 & 5
5. Sympathy Batters No Parsnips
6. We All Ate What We Wanted To Eat, Parts 3 / She Made Old Bones
7. We All Ate What We Wanted To Eat, Part 1
płyta do nabycia na multikulti.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz