poniedziałek, 17 grudnia 2012

Najlepsze płyty 2012 wg Multikulti Project!

Oto lista najciekawszych - wg nas - jazzowych płyt mijającego - 2012 - roku. Oczywiście spośród tych, które trafiły do naszych rąk. Kolejność alfabetyczna.
Polecamy te tytuły gorąco!!!



Angles 8 "By Way of Deception", Clean Feed 2012, CF256.


























Wszystkie te tytuły - i więcej jeszcze - można kupić na multikulti.com. Zapraszamy!

niedziela, 16 grudnia 2012

Dodens Garderobe feat. John Tchicai "Dodens Garderobe feat. John Tchicai", Barefoot Records 2012, BFREC020CD.


Dodens Garderobe feat. John Tchicai "Dodens Garderobe feat. John Tchicai", Barefoot Records 2012, BFREC020CD.
Niestety najsłynniejszego muzyka obecnego przy tym nagraniu nie usłyszymy już nigdy na żywo. John Tchicai - bo o nim mowa - zmarł po kilku miesięcznej chorobie w październiku br. Tym bardziej więc cieszyć się trzeba z tego jednego z ostatnich jego nagrań, dokonanego z młodymi duńskimi muzykami.

Tchicai zagrał tu tylko w czterech utworach ("8 1/2", "Insame in Vain", "Heavenly Love On Planet Druba" oraz "Hr. Korbes"), z czego pierwsza i trzecia są jego autorskimi kompozycjami, ale tak determinuje brzmienie tego albumu. Dodens Garderobe dograli bowiem pozostałe tracki już po wylewie krwi do mózgu, któremu John Tchicai uległ w czerwcu br. - miały one stanowić rozszerzenie muzyki zarejestrowanej wraz ze słynnym saksofonistą. I chociaż słychać w nich znakomity warsztat, erudycję obejmującą dorobek nie tylko jazzowej awangardy dwudziestego stulecia (ale także tej klasycznej, znamienne są wpływy dodekafonistów), to żadna nie ma intensywności, ale i ciepła tych zarejestrowanych w kwartecie. Tchicai łączył w swej muzyce wiele tradycji. Jego rodzice pochodzili z Konga i Danii. W tym ostatnim kraju wychował się i wykształcił (początkowo jego głównym instrumentem były skrzypce, dopiero później saksofon altowy), a od 1963 roku mieszkał w Nowy Jorku, gdzie w dobie free jazzowej rewolucji prowadził własne składy (choćby słynny New York Contemporary Five i New York Art Quartet), ale i grywał z największymi - grał choćby na słynnym albumie "Ascencion" Johna Coltrane'a. Później koncentrował się raczej na edukacji młodych i do końca pozostawał aktywnym muzykiem - nagrywającym i koncertującym.

Posiadał piękne, ciepłe brzmienie instrumentu - od lat dziewięćdziesiątych częściej grywał na tenorze niż na alcie. I to właśnie on pobrzmiewa swą głębią w tym nagraniu. Co charakterystyczne - Tchicai gra tylko w kompozycjach. I chyba takie właśnie miało być założenie tego nagrania. Utwory triowe - to tylko i wyłącznie improwizacje. Jakby wraz z odejściem saksofonisty młodzi Duńczycy postanowili zderzyć zamkniętą formę z tą tworzoną "ad hoc". Cztery utwory rozmieszczone na całej płycie to jakby jej muzyczne epicentra - napięcie budowane jest właśnie pod nie, a nie w obrębie pojedynczego utworu. Dobitnie wyrażają to same tytuły improwizacji - tylko "Small", "Medium" lub "Large", nic ponadto. Ale nie są one pustym wypełniaczem, są czasem oczekiwania na dźwięk saksofonu. Wielka szkoda, że zamyka ten album nagranie triowe, chociaż sens takiego układu jest nader wymowny. Po nim saksofon już nierozbrzmiewa. Przepiękna to płyta!
autor: Józef Paprocki


Jeppe Zeeberg: piano
Nicolai Kaas Claesson: bass
Rune Lohse: drums
John Tchicai: saxophones


1. Small
2. Medium
3. 8 1/2
4. Small
5. Small
6. Insame In Vain
7. Small
8. Large
9. Heavenly Love On Planet Druba
10. Medium
11. Small
12. Hr. Korbes
13. Large

płyta do kupienia na multikulti.com

poniedziałek, 26 listopada 2012

Jessica Pavone "Hope Dawson Is Missing", Tzadik 2012, TZ7727

Jessica Pavone "Hope Dawson Is Missing", Tzadki 2012, TZ7727

Seria Oracle jest w wytwórni Tzadik jedną z moich ulubionych, w rolach głównych obsadzane są kobiety, obdarzone otwartą wyobraźnią, niespętaną gatunkowymi ograniczeniami, ale także poziomem kreatywności wpędzające innych w kompleksy. Najnowsza, druga już dla Tzadika płyta amerykańskiej skrzypaczki i kompozytorki, Jessiki Pavone to kolejna znakomita pozycja w tej serii wydawniczej. Sama Jessica Pavone fanom nowej, kreatywnej muzyki powinna być dobrze znana, chociażby przez fakt współpracy nagraniowo-koncertowej z zespołami Anthony'ego Braxtona, Williama Parkera, Taylora Ho Bynuma, Lawrence'a Butcha Morrisa, Jasona Cady'ego, Jeremiah Cymermana, Matany Roberts, Aarona Siegela, Henry'ego Threadgilla czy Matthew Welcha. Z coraz bardziej znaną gitarzystką Mary Halvorson nagrała już kilka duetowych płyt, zaangażowana jest jeszcze w inne projekty jak The New York Underground Orchestra, Normal Love i The Thirteenth Assembly. Prowadzi także swój zespół Army of Strangers and The Pavones. Jej dotychczasowe doświadczenia z pewnością miały wpływ na ugruntowanie decyzji, że ta cross-gatunkowa droga, jaką obrała na początku kariery jest idealnie dopasowana do jej wrażliwości, tu wypowiada się najpełniej.

"Hope Dawson is Missing" to album składający się z ośmiu utworów, z których tylko jeden, otwierający płytę "Hope" jest bez głosu. Instrumentalnym trzonem zespołu jest tutaj kwartet smyczkowy w nietypowej obsadzie, zamiast klasycznego (dwoje skrzypiec, altówka i wiolonczela) mamy skrzypce, altówka, wiolonczela i kontrabas. Dodatkowo na płycie usłyszymy Mary Halvorson na gitarze, Tomasa Fujiwarę na perkusji i śpiewającą Emily Manzo. Sięgnąłem do półki z płytami i znalazłem tylko dwie płyty, które pod względem instrumentalnym można zestawić z "Hope Dawson is Missing", są to "The Gorey End" Tiger Lillies & Kronos Quartet i "The Juliet Letters" Brodsky Quartet i Elvisa Costello. O ile jednak "The Gorey End" to w mojej ocenie album niepotrzebny, nic niewnoszący do muzyki Tiger Lillies, grupy o znakomitej, ale zamkniętej formule wykonawczej a "The Juliet Letters" z kolei została przez Costello "przedobrzona", niczym tenor dramatyczny, którym nie jest, postawił niemal wyłącznie na ekspresję, zapominając o innych walorach interpretacyjnych.

Emily Manzo śpiewa miękko, pozwala tekstowi wybrzmieć bez zbędnych ozdobników, przykuwa uwagę na równi z muzykami kwartetu smyczkowego, grającymi zarówno smyczkami jak i palcami. Płytę otwiera "Hope", piękny motyw melodyczny, w roli głównej instrumenty smyczkowe grane arco. Następnie dramatyczny "Providence", mocny rytm, ciekawie zestawiona gitara z innymi instrumentami strunowymi. Najbardziej depresyjny na płycie "Dawn to Dark" to już maestria członków Toomai String Quintet, ze wzruszającym duetem Emily Manzo i Mary Halvorson, który przywraca nadzieję. Wyborna kompozycja "If You Can’t" w większości zagrana przez kwartet smyczkowy pizzicato i pełną energii Manzo. Kolejna "Plutonium" to już absolutnie piękna, zapierająca dech w piersi swą intymnością, delikatnością i melancholią kompozycja, Mary Halvorson swą oszczędną grą na gitarze wprowadza tutaj trochę jasnego światła. 

"Jump to the Thunder" rozpoczyna się poruszającą introdukcją grających unisono przez Palę Garcia, Erin Wight i Johna Pophama, by z czasem wrócić do melodycznego motywu z "Hope", powoli dołącza Roitstein, Fujiwara i Emily Manzo i robi się mniej dramatyczne. Przejmująca, minorowa aura "Deconstruction, Reconstruction" to głównie zasługa delikatnych współbrzmień smyczków, ale też głosu Manzo, nadal panuje ten sam, co na całej płycie nastrój mistycyzmu i nierealności. Płytę kończy "And at Last", najbardziej dynamiczny utwór, znów wracamy do motywu melodycznego z "Hope", jednak tutaj niepodzielnie panuje rytm, głownie wygrywany przez perkusję, nie jest to jednak czczy popis świetnych umiejętności Fujiwary, bynajmniej, jest to przemyślana, pełna samodyscypliny obecność tego wyśmienitego perkusisty.

"Hope Dawson is Missing" to płyta ze wszech miar wyjątkowa, nawiązująca zarówno do muzyki archaicznej, w której magiczna siła ciszy w muzyce i piękno brzmienia pojedynczego dźwięku były bardzo ważne, ale także do współczesnej muzyki awangardowej, z całym jej emocjonalnym ładunkiem. Głos Emily Manzo jest eteryczny, zmysłowy, czasami przezroczysty, jeśli utraciliście wiarę w muzykę śpiewaną, ta płyta ją przywróci.
autor: Tomasz Konwent


Tomas Fujiwara: Drums
Pala Garcia: Violin
Mary Halvorson: Guitar
Emily Manzo: Voice
John Popham: Cello
Andrew Roitstein: Double Bass
Erin Wight: Viola

1. Hope
2. Providence
3. Dawn to Dark
4. If You Can’t
5. Plutonium
6. Jump to the Thunder
7. Deconstruction, Reconstruction
8. And at Last

płyta do kupienia na multikulti.com

wtorek, 6 listopada 2012

Mark Solborg "4+4+1", Ilk Records 2012, ILK191CD



Mark Solborg "4+4+1", Ilk Records 2012, ILK191CD

Mark Solborg to duński gitarzysta, kompozytor, aranżer i nauczyciel. Niezwykle ceniony także jako kompozytor muzyki filmowej i teatralnej. Jeden z najbardziej cenionych i uznanych muzyków współczesnej duńskiej sceny jazzowej. Aktywna współpraca, zarówno koncertowa jak i nagraniowa, z Herb'em Robertson'em, Chris'em Speed'em, Mats'em Eilertsen'em czy Paal'em Nilssen'em Love sprawiły, że Mark Solborg w świecie muzyki improwizowanej jest postacią dobrze już znaną. Jest odpowiedzialny za wiele projektów muzycznych, które na europejskiej scenie kreatywnego jazzu znaczą coraz więcej jak nonet Solborg 4+4+1 z Chris'em Speed'em, moLd, Solborg 4, Ventilator, Revolver z Mats'em Eilertsen'em i Liudas'em Mockunas'em, Peter Wessels Polyfonias Poetry Project, Hopscotch z Kevin'em Brow'em i Francesco Bigoni'm. Jego duetowe i kwartetowe formacje z amerykańskim trębaczem Herb'em Robertson'em otrzymały wysokie noty zarówno w Europie jak i w USA. Martin Longley, recenzent All About Jazz w recenzji płyty NOD porównuje inwencję Solborga do ikon improwizowanej gitary jazzowej jak Bill Frisell, Derek Bailey i Fred Frith.

W projekcie tym duński gitarzysta i improwizator eksploruje swe autorskie pomysły na prowadzenie dużego zespołu instrumentalnego. Kompozycje te powstały specjalnie na festiwal w Kopenhadze w roku 2010, kiedy to jego skład występował z gościnnym udziałem amerykańskiego saksofonisty i klarnecisty Chrisa Speeda. Wtedy też, podczas koncertu, cały materiał został zarejestrowany.

Najważniejszą rzeczą w dużym składzie jest - wg Solborga - wzajemne porozumienie oparte w tym przypadku na poznaniu kompozycji, identyfikacji z nią instrumentalistów i rozumieniu narracji, oraz jej przebiegu. Dopiero wtedy możliwe konsekwentne budowanie napięcia czy to w rozpisanych partiach tutti czy też w improwizacjach zbiorowych i solowych.

I to właśnie konsekwentne przepracowanie znakomicie słychać w tym nagraniu! Kolektyw gra jak jeden, nierozerwalny organizm i przysłowiowego konia z rzędem temu, kto potrafi wytyczyć tu granice kompozycji i improwizacji. A to świadczy o najwyższym mistrzostwie zespołu i geniuszu lidera! Świetna płyta!
autor: Józef Paprocki


Mark Solborg: guitar
Anders Banke: tenor saxophone, clarinet, bass clarinet
Jeppe Skovbakke: bass
Bjorn Heebol: drums
Gunnar Halle: trumpet
Laura Toxvard: alto saxophone
Torben Snekkestad: tenor & soprano saxophones, clarinet
Jakob Munch: tuba, trombone
Chris Speed: tenor saxophone, clarinet


1. Mrs. Pedersen Takes The Tram
2. 2620
3. Almost
4. The Whispers
5. Open Parenthesis


Mark Solborg Trio with Evan Parker & Herb Robertson
at Musikcafeen

płyta do kupienia na multikulti.com

środa, 31 października 2012

Dariusz Herbasz "Joy of Friendship", Multikulti Project 2012, MPI024

Dariusz Herbasz "Joy of Friendship", Multikulti Project 2012, MPI024

"Na końcu chciałam powiedzieć, że kiedy włączyłam i przesłuchałam tę płytę po raz pierwszy pomyślałam, że Wawrzyn i Tomek zrobili nam kawał i zdobyli skądś nagranie gigantów jazzu z lat pięćdziesiątych czy sześćdziesiątych i wydali pod przykrywką. Pierwszy utwór „Prayer for peace” czyli „modlitwa dla pokoju” czy może „o pokój” budzi moje skojarzenia z Ornettem Colemanem i jego utworem „Lonely woman”. Jest przejmujący i głęboki. Najbardziej podobają mi się w nim partie fortepianu, na którym gra Piotr Mania. Drugi utwór czyli „Don Don” jest bardo rozkołysany,  można by rzec swingujący. Najbardziej podoba mi się trzeci utwór Ruffus, najwięcej w nim zabawy. Utwór czwarty, poświęcony pamięci brata autora, przywodzi na myśl kołysankę, ciepłą i kojącą. "Taniec tenorów" jest… a, sama nie wiem, podoba mi się. Płytę wieńczy T.T. Blues. Utwory są komponowane. 
Tu mnie łapie refleksja – podobno Andrzej Trzaskowski po powrocie ze Stanów stwierdził, że między jazzem amerykańskim a europejskim jest przepaść nie do przebycia. Renata Przemyk śpiewała w  którejś piosence, że w knajpie grają zbyt polski jazz. Powstał nawet film, który obejrzałam „Play your own thing” o jazzie europejskim, bardzo ciekawy. Kiedyś byłam taka mądra, że wparowałam do Frippa i stwierdziłam cała z siebie zadowolona, że dostrzegam różnicę między brzmieniem chicagowskim a nowojorskim. Byłam o tym święcie przekonana. Potem przeczytałam, że podział jazzu pochodzącego z West i East czy zachodniego i wschodniego wybrzeża to przede wszystkim zabieg komercyjny. Kategorie, podziały, dychotomia. Zdarzyło mi się również, że gdy byłam oczadzona free jazzem, gdy przyjechał Mike Reed i grał utwory z lat pięćdziesiątych byłam bardzo niezadowolona i doszłam do wniosku, że tak potrafią grać wszyscy (co nie jest prawdą). Jak żałuję, ze tego koncertu nie mogę wysłuchać dzisiaj i porównać czy dziś potrafiłabym docenić tę muzykę. Nie wchodząc w meandry roli postępu w sztuce przytoczę zdanie In, z którym w pełni się zgadzam i które podzielam – coś nowego musi wyrastać z rzeczy już znanych na zasadzie wplatania nowego w stare. Usłyszałam, że mam nie brać sobie dewizy Sokratesa do serca, ale z jazzem mam tak, że chyba nigdy nie będzie dla mnie oczywisty. Nie słyszę europejskości, polskości (i nie wiem czemu miałby to być synonim czegokolwiek) na tej płycie tylko dobre granie. 
Wawrzyn powiedział, ze w jego odczuciu muzycy inspirowali się jazzem postColtranenowskim czyli McCoyem Tynerem czy Sonnym Rollinsem. Nie znam tych dwóch muzyków za dobrze. In mówi, że Sonny R. grał długą frazą, jego ton wybrzmiewał w pełni i faktycznie tak grają Dariusz Herbasz i Tomasz Grzegorski na tenorowych saksofonach. Faktura utworów jest gęsta dzięki sekcji (Adam Żuchowski na basie i Tomasz Sowiński na perkusji)..."
autorka: Gnito
farnykoniec.blogspot.com


Dariusz Herbasz: tenor saxophone
Tomasz Grzegorski: tenor saxophone
Piotr Mania: piano
Adam Żuchowski: bass
Tomasz Sowiński: drums


1. Prayer for Peace 9:43
2. Don Don 7:52
3. Ruffus 7:20
4. 13-26, 06 (dedicated to the memory of My Brother Wojtek) 4:56
5. Tenor's Dance 7:45
6. T.T. Blues (Tapta Tapta Blues) 7:59


płyta do nabycia w multikulti.com

sobota, 27 października 2012

Angelica Sanchez Quintet [Angelica Sanchez / Drew Gress / Marc Ducret / Tom Rainey / Tony Malaby] "Wires & Moss" Clean Feed 2012, CF259


Angelica Sanchez Quintet [Angelica Sanchez / Drew Gress / Marc Ducret / Tom Rainey / Tony Malaby] "Wires & Moss" Clean Feed 2012, CF259

Przeglądając stronę Angeliki Sanchez (www.angelicasanchez.com) można dojść do wniosku, że ta skądinąd awangardowa pianistka nie ma szans na szlifowanie własnych projektów. Skoro w ciągu niecałego miesiąca wielokrotnie zmienia kontynenty i składy (najpierw europejska trasa Harris Eisenstadt's September Trio, powrót do Nowego Jorku, później wycieczka do Sao Paulo i koncert z Rob Mazurek's Pulsar Quartet, powrót do NY, kolejna wyprawa do Europy i koncert z Lucas Niggli Trio, w międzyczasie koncerty w NY) pytanie o czas na własne projekty samo nasuwa się na myśl. Tym bardziej zadziwiony jestem, gdy dostałem do rąk jej najnowszą płytę "Wires & Moss", wydaną właśnie przez Clean Feed Records, nie bez powodu uznawaną za najlepszą jazzową wytwórnię na świecie. To już trzecia autorska płyta Angeliki Sanchez w jej barwach, i trzeba powiedzieć, że trzecia znakomita płyta. Formuła w stosunku do pierwszej "Life Between" nie uległa radykalnej zmianie, po pierwsze skład jest identyczny, Angelica Sanchez, Tony Malaby, Marc Ducret, Drew Gress i Tom Rainey, po drugie, co jest już regułą na jej autorskich płytach, wszystkie utwory wyszły spod ręki liderki, po trzecie mamy do czynienia z żelazną dyscypliną grania, co zważywszy na wysoką temperaturę, uzyskiwaną raczej w składach free-improve, warte jest odnotowania i staje się powoli charakterystyczną cechą jej muzycznej koncepcji.

Angelica Sanchez w swojej ponad 20-letniej karierze współpracowała z prawdziwymi legendami kreatywnego jazzu, jak też z muzykami jej pokolenia: Wadada Leo Smith, Paul Motian, Brandon Ross, Susie Ibarra, Tim Berne, Mario Pavone, Trevor Dunn, Mark Dresser, Ed Schuller, Reggie Nicholson, Mike Sarin, Chad Taylor, Harris Eisenstadt czy Michael Formanek to muzycy, bez których współczesny jazz miałby inne oblicze. Mając szansę kształtować swój autorski język wypowiedzi, grając z prawdziwie kreatywnymi muzykami wykorzystała ten czas znakomicie. Słychać to w każdym utworze, W rozpoczynającym płytę "Loomed", chciałoby się powiedzieć leniwa, porwana narracja za sprawą gitary Marka Ducreta nabiera wigoru, niebagatelna jest rola sekcji rytmicznej, tego fundamentu, bez którego improwizacje Ducreta, a później Malaby'ego nie osiągnęłyby takiej intensywności. W najbardziej lirycznym "Feathered Light", tu już w roli głównej małżeńska para, Sanchez na fortepianie, po swojemu niby lakoniczna, Malaby tym razem na sopranie, intensywnym, lirycznym tonem saksofonu wprowadzają nas w świat prawdziwej więzi ducha, będącej konsekwencją wieloletniego zawodowego i osobistego związku. W kolejnym, złożonym niejako z dwóch "Soaring Piasa", gdzie do pojedynczego dźwięku tenoru Malaby'ego powoli dołączają pozostali muzycy, Ducret, Sanchez, Rainey i na końcu Gress, tkają swoją abstrakcyjną, dźwiękową sieć, powoli nabierającą widoczny kształt, by w drugiej części wydobyć na pierwszy plan, melodyczny motyw, który następnie zapętlają, osiągając niezwykły efekt i bliską wrzenia temperaturę grania. Każdy z muzyków prezentuje się tutaj ze swojej najlepszej strony, grają tak, że trudno sobie w tym miejscu byłoby wyobrazić kogoś innego. W kolejnych dwóch "Dare" i tytułowym "Wires & Moss", wyraźnie słychać, że Angelica Sanchez to kompozytorka syntezy, nie dokonuje mocnego rozgraniczenia między gatunkami muzycznymi, których wielość może onieśmielać. W kończącym płytę "Bushido", Tom Rainey grając bardzo dynamicznie, nadaje muzyce porywającą motorykę a Tony Malaby, masywnym brzmieniem saksofonu tenorowego wyprowadzają emocjonalny cios w żaden sposób nieograniczony artystycznymi kompromisami. To juz koniec, nie sposób wyciągnąć płytę z odtwarzacza, trzeba ją posłuchać ponownie.

"Wires & Moss" to połączenie wody z ogniem, swobody i dyscypliny, kompozycji i improwizacji. Niektórzy muzycy sceny free-improve mawiają, że "nuty unieruchamiają muzykę", oczywiście fraza ta miała być artystyczną prowokacją, i jako taka jest jak najbardziej uzasadniona. Jednak tak jak to było chociażby z duńską dogmą, wg. zasad, której nie nakręcono żadnego ważnego filmu, wartość leży w warstwie symbolicznej, nie merytorycznej hasła. Kolejna już płyta Angeliki Sanchez, od lat związanej ze środowiskiem nowojorskiej awangardy, która w prostej drodze jest spadkobiercą jazzowych rewolucjonistów z lat 60. i 70. Dobitnie pokazuje, że "nuty nie unieruchamiają muzyki", jednak bez świata poza nimi język jazzu jest jak zatopiony w żywicy prehistoryczny owad, widowiskowy, ale jednak martwy.
autor: Tomasz Konwent

Angelica Sanchez: piano
Drew Gress:
double bass
Marc Ducret:
guitar
Tom Rainey:
drums
Tony Malaby:
tenor saxophone, soprano saxophone
1. Loomed
2. Feathered
3. Soaring Piasa
4. Dare
5. Wires & Moss
6. Bushido

płyta do kupienia na multikulti.com

piątek, 19 października 2012

Paul Lytton / Nate Wooley + Ikue Mori & Ken Vandermark "The Nows", Clean Feed 2012, CF260


Paul Lytton / Nate Wooley + Ikue Mori & Ken Vandermark "The Nows", Clean Feed 2012, CF260
Ten dwupłytowy album ma wiele twarzy, bo też zabrano tu rejestracje odmiennych koncertów duetu Paul Lytton / Nate Wooley z udziałem zupełnie odmiennych artystycznych osobowości (Ikue Mori i Ken Vandermark), posługujących się w dodatku tak różnym instrumentarium jak laptop oraz saksofon i klarnet. Jakby tego było mało, pierwsza część każdej z płyt to występ duetu, a dopiero w drugiej części - trio.

Pierwsza płyta, z gościnnym udziałem specjalistki od rozmaitych elektronicznych brzmień (Ikue Mori) zarejestrowana została w nowojorskim klubie The Stone. Ten pierwszy dysk jest w moim odczuciu drogą od jednak w miarę uporządkowanego świata duetu do kompletnego dźwiękowego chaosu, który - co tu dużo kryć - ma też swoje uroki. Duet stosuje tu dużo znanych ze sceny free improv chwytów, ale - jako miłośnik raczej swingowych konstrukcji - mam wrażenie, że nie wykształca własnego muzycznego języka. Jest to uporządkowane troszkę tak, jak rozmowa między ludźmi - po pytaniu zawsze przychodzi odpowiedź, a gdy wypowiedź jest dłuższa - mamy narrację tworzącą pewną dźwiękową fabułę. Jednak rozmówcy - może błędne to wrażenie - posługują się nieco odmiennymi językami. Gdy jednak wsłuchać się w rozmowę traktując ją jak zbiór dźwięków tworzących muzykę (w oderwaniu od treści) ma to sens i swoiste piękno. Akcenty, zaśpiewy, strzępki fraz i melodii układają się w fascynującą tkankę. Czasem tworzą harmonię przez chwilkę, czasem zgrzytliwe dysonanse. Jest w tym urok i trudno się od tego oderwać.

Gdy jednak dochodzi Ikue Mori wszyscy zaczynają przemawiać jednocześnie, a o uporządkowanej w jakikolwiek sposób formie trudno mówić. Każdy zdaje się być zamknięty w małym, własnym światku i w morzu zgrzytliwych tonów trudno jednoznacznie określić spod czyjej ręki wyszedł dany dźwięk. Na tej płycie dopełnieniem muzyki jest cisza - to w niej gaśnie muzyka i odnajdujemy harmonię.

Odmienna zupełnie jest druga płyta zarejestrowana w chicagowskim Hideout'cie. Tutaj odbywamy podróż w zupełnie odmiennym kierunku. Zaczyna duet, ale pierwsze dwa utwory już nie zdają się być rozmową, lecz poszukiwaniem dźwięku, jego misterium. W przeciwieństwie jednak do nagrania z Ikue Mori, tutaj interakcje pomiędzy partnerami są czytelne i widoczne, a wszechogarniający chaos nie jest w stanie zwyciężyć narracyjnej formy. Ta jednak znajduje swoją pełnię, gdy na scenie do duetu dołącza Ken Vandermark. Ten nadaktywny muzyk miał wcześniej juz okazje współpracować z każdy z członków duetu oddzielnie (CINC i "English Suites" z Lyttonem, soundtrack do filmu "Parradox Sound" z Wooleyem) i znakomicie zna ich możliwości. Wie, co ich w muzyce interesuje. Dla samego Vandermaka - jak miałem kiedyś okazję czytać - muzyka jest formą komunikacji a "porozumienie" czymś w muzyce nadrzędnym. Taki też model udaje mu się narzucić wykorzystując do tego tradycję improwizowanego jazzu, w jego twórczości obecną od zawsze.

Fascynująca muzyczna przygoda, wiele różnorodnych chwil i koniec (ten z Kenem) wieńczący dzieło.
autor: Marcin Jachnik



Paul Lytton: percussion
Nate Wooley: trumpet, amplifier
Ikue Mori: computer [only on CD 1 - tracks 2 & 3]
Ken Vandermark: bass clarinet, clarinet, tenor saxophone, baritone saxophone [only on CD 2 - tracks 3, 4 & 5]


CD 1
Live at The Stone, NYC, March 2, 2011

1. Free Will, Free Won't
2. Abstractions And Replications
3. Berlyne's Law


CD 2
Live at The Hideout, Chicago, March 16, 2011

1. Men Caught Staring
2. The Information Bomb
3. Automatic
4. Destructive To Our Proper Business
5. The Ripple Effect


płyta do kupienia na multikulti.com

wtorek, 16 października 2012

Snorre Kirk "Blues Modernism", Calibrated 2012, CALI119

Snorre Kirk "Blues Modernism", Calibrated 2012, CALI119
Bogata tradycja łączenia jazzu z poetyckim nastrojem nordyckich ballad miała przemożny wpływ na światowy sukces wielu muzyków jazzowych z północy Europy. Jednak prawdziwym motorem napędzającym tamtejszą scenę jazzową jest już od lat 50. liczna obecność muzyków zza oceanu, którzy najchętniej wybierają właśnie Danię czy Szwecję jako miejsce zamieszkania (na stałe bądź czasowo). Muzycy amerykańscy tacy jak Dexter Gordon, Bud Powell już w latach 50. przywieźli tam ze sobą mocno osadzoną w bluesie muzykę jazzową. Do tej właśnie tradycji odwołują się duńscy muzycy, którzy wydali właśnie płytę pod znamiennym tytułem “Blues Modernism”.

Osiem oryginalnych kompozycji lidera, charakteryzujących się melodyjnym tematem, umiarem i elegancją mogłoby zostać skomponowanych przez nestora jazzu, wyszły jednak spod ręki młodego muzyka. Przywołują skojarzenia z nastrojem balladowych płyt Bena Webstera, Johna Coltrane'a czy Milesa Davisa, dość szybko jednak stwierdzamy, że idiom amerykańskiego jazzu wzbogacony został o zupełnie wyjątkowy, poetycki nastrój nordyckich ballad dając w efekcie wspaniałą muzycznie, pełną dobrego i tak potrzebnego nam spokojnego jazzu płytę. Jasno zdefiniowana harmonia, jednolite tempa utworów, stonowana ekspresja do tego audiofilska realizacja sprawiają, że z pewnością znajdzie ona uznanie nie tylko wśród miłośników jazzowej ballady, ale i tych, którzy słuchają jazzu okazjonalnie.

Jeśli jest ziarnko prawdy w obiegowym twierdzeniu, że ballada jazzowa jest najtrudniejszą formą muzyczną do przekazania, sextet prowadzony przez Snorre Kirka, zarówno warsztatowo ale co najważniejsze dramaturgicznie prezentuje na płycie “Blues Modernism” poziom mistrzowski.
autor: Andrzej Majak


Jan Harbeck: tenor saxophone
Magnus Hjorth: piano
Fredrik Kronkvist: alto and soprano saxophones
Karl Olandersson: trumpet
Lars Ekman: bass
Snorre Kirk: drums


1. On Late Nights [10:25]
2. Riviera [4:57]
3. Coco [4:27]
4. Sunday Service [6:01]
5. Paean [5:13]
6. Maghreb [9:03]
7. Noir [5:53]
8. Down Home [9:11]

płyta do kupienia na multikulti.com

czwartek, 4 października 2012

Trespass Trio [Martin Küchen / Per Zanussi / Raymond Strid] "Bruder Beda", Clean Feed 2012, CF251

 

Trespass Trio [Martin Küchen / Per Zanussi / Raymond Strid] "Bruder Beda", Clean Feed 2012, CF251
Każdy kto zna dokonania formacji Angles wie, że Martin Kuchen jest znakomitym kompozytorem, cechą wyróżniającą go od innych to zdecydowana, ale nie agresywna, spójna, ale różnorodna struktura utworów. Dlatego pewnie, jego muzyka pojawia się nie tylko w kontekście czysto jazzowym, pisze dla teatrów, filmów i do spektakli tańca współczesnego, choć nigdy nie jest to muzyka ilustracyjna, wbudowana jest w nią jakaś osobista narracja kompozytora. Pisze dużo i wielonurtowo, jego kompozycje czasami łączą jazzową improwizację z estetyką muzyki sakralnej (np. "Ein Krieg In Einem Kind") by za chwilę dać upust czystej, niczym nieskrępowanej energii (jak w "Bruder Beda ist Nicht Mehr", czy w "A Different Koko").

Martin Kuchen zyskał opinię jednego z najbardziej niezwykłych improwizatorów w Europie, wirtuoza saksofonu, odważnego i bezkompromisowego artysty, który równie dobrze radzi sobie w składach free-jazzowych, jak i w projektach skręcających w stronę ponadgatunkowej awangardy. Należałoby dodać, że cenne doświadczenie, jakie zbierał przez kilkanaście ostatnich lat wykorzystuje mądrze i rozważnie, konsekwentnie rozwijając swój język muzyczny. Jedno jest pewne, z Kuchenem za sterami nie ma mowy o nudzie, zawsze gdzieś w tle natchnionej muzyki kryje się moc zniewalającej osobowości.

W młodości występował jako perkusista i wokalista rockowy, by z czasem skupić swoje zainteresowania na muzyce jazzowej i improwizacji. Grywał na ulicy i w sztokholmskim metrze, ale też przez kilka tygodni podróżował po Afryce, gdzie grał z lokalnymi artystami. Wszystkie te doświadczenia miały wpływ na oryginalny styl gry Kuchena. Znany z kilku znakomitych jazzowych zespołów jak Angles, Exploding Customer, Looper czy właśnie Trespass Trio, z którym wydał w Clean Feed swoją kolejną już płytę "Bruder Beda".

Po raz kolejny bardzo osobista, skupiona narracja Kuchena zachwyca uważnego słuchacza, saksofonista wspomagany jest przez kontrabasistę Pera Zanussiego, który grając pizzicato jak i arco jest jak kotwica, fundament, na którym wznosi się muzyczna budowla, perkusista Raymond Strid, mistrz barwy i dynamiki potrafi zagrać bardzo dynamicznie, nadając muzyce porywającą motorykę, a jednocześnie, co rusz wyzwala perkusję z typowej dla niej rytmicznej funkcji (jak w "Todays Better Than Tomorrow").

Poprzednia płyta Trespass Trio "…was there to illuminate the night sky…" trafiła na szczyty jazzowych podsumowań 2009 roku (All About Jazz NY - Best New Release 2009 – Honorable Mention list, The Wire – Best Jazz & Improv 2009 list, freejazz-stef.blogspot.com * * * * *), najnowszy album z pewnością powtórzy jej sukces.
autor: Andrzej Fikus

 
Martin Küchen: alto saxophone, baritone saxophone
Per Zanussi: bass
Raymond Strid: drums


1. Ein Krieg In Einem Kind (take 3)
2. Don't Ruin Me
3. Bruder Beda ist Nicht Mehr
4. Todays Better Than Tomorrow
5. A Different Koko
6. Ein Krieg In Einem Kind (take 4)

płyta do kupienia na multikulti.com

poniedziałek, 1 października 2012

Platform 1 [Ken Vandermark / Magnus Broo / Steve Swell / Joe Williamson / Michael Vatcher] "Takes Off", Clean Feed 2012, CF255


Platform 1 [Ken Vandermark / Magnus Broo / Steve Swell / Joe Williamson / Michael Vatcher] "Takes Off", Clean Feed 2012, CF255

Platform 1 to najnowszy kwintet z udziałem Kena Vandermarka - nie jest on tutaj wyłącznym liderem zespołu. Vandermark - co udowodnił juz wielokrotnie - nie jest muzykiem jednego projektu. Równocześnie tworzy i uczestniczy w bardzo wielu zespołach, przenosząc idee z jednego do kolejnych. Czasami w małych składach testuje pomysły, urzeczywistniane w dużych zespołach (w przeszłości było tak chociażby z FME i Territory Band), czasami gra zupełnie free (jak chociażby w CINC), zawsze jednak dbając o zupełnie unikatowe brzmienie grupy. Nie inaczej jest i tutaj, chociaż strona formalna poszczególnych kompozycji, jak i ich korzenie są mocno zróżnicowane.

Vandermark w swych autorskich kompozycjach rozwija tu formalne idee swojego autorskiego kwintetu [Vandermark 5], ale wpływy rockowe i motoryczna energia nie są tutaj wiodące. Bardziej miękkie i odmienne instrumentarium zespołu sprawia, iż bardziej widoczne staje się tutaj sięgnięcie do jazzowych korzeni muzyki improwizowanej, a poszerzona - w porównaniu z V5 - sekcja dęta sprawia, iż więcej tu odwołań do swingu czy nawet dixielandu niż we wcześniejszych grupach Kena Vandermarka. Oczywiście nie są to cytaty z muzyki lat trzydziestych ubiegłego wieku - wszystko to przetworzone jest przez naszą współczesną, eklektyczną wrażliwość.

Magnus Broo mocniej odwołuje się do muzyki etnicznej - w "Portal #33" wyraźnie pobrzmiewają (dalekie - co prawda) echa muzyki bałkańskiej - i swingu, niekiedy (jak w "Dim Eyes") łączonego z niesamowitą energią. Kompozycje szwedzkiego trębacza są wirtuozerskie, komunikatywne i najbardziej przebojowe na płycie "Takes Off".

Najbliższe eksperymentowi na jazzowym polu są natomiast te utwory, które wyszły spod pióra Steve'a Swella. Wciąż jeszcze u nas niedoceniany puzonista jawi się w tym zestawieniu, jako niezwykle odważny kompozytor i zjawiskowy muzyk, potrafiący snuć niezwykłe wizje ("Compromising Emanations"), jak i przykrawać je do kompozycji partnerów (połączone z kompozycjami Williamsona "Tempest" oraz "For Derek's Kids"). Swell znakomicie wie, co można zrobić z piękną frazą tematu, jak ją przetworzyć i co twórczego można z tego wyciągnąć - w "For Derek's Kids" zachwyca giętkością dźwięku, erudycyjną wyobraźnią i wrażliwością na wszelkie niuanse brzmienia.

W dwóch kompozycjach najmniej chyba znanego muzyka kwintetu - amerykańskiego basisty Joe Williamsona - pobrzmiewa fascynacja muzyką współczesną w jej kameralnej odsłonie. I chociaż brak w nich właściwie odniesień do jazzu, ten mieszkający od lat w Stockholmie muzyk znakomicie sprawdza się i na tym polu tworząc wraz z Kanadyjczykiem
 Michaelem Vatcherem elastyczną i giętką sekcję rytmiczną.

Słuchając tego albumu nie można nieoprzeć się wrażeniu, iż w dorobku Kena Vandermarka obcujemy z zupełnie nową jakością. Chociaż płyta jest bardzo zróżnicowana (nie ma tu takiej spójności jak chociażby na Bridge 61, gdzie również komponowali wszyscy członkowie zespołu) i czerpie z rozmaitych źródeł, słuchając jej nie ma się wrażenia nadmiernej eklektyczności, i powraca do jej dźwięków z niesłabnącym zainteresowaniem.

autor: Marcin Jachnik

Ken Vandermark: tenor saxophone, clarinet
Magnus Broo: trumpet
Steve Swell: trombone
Joe Williamson: bass
Michael Vatcher: drums

1. Tempest/2A>2B 7:13
2. Portal #33 6:53
3. Stations 10:33
4. Dim Eyes 8:57
5. Compromising Emanations 8:56
6. Deep Beige/For Derek's Kids 13:39
7. In Between Chairs 9:04

płyta do kupienia na multikulti.com

piątek, 14 września 2012

Mulgrew Miller & Kluver's Big Band "Grew's Tune", Stunt Records 2012, STUCD12122


Mulgrew Miller & Kluver's Big Band "Grew's Tune", Stunt Records 2012, STUCD12122

Mulgrew Miller to znakomity amerykański pianista, świetnie znany szerokiej publiczności jako członek słynnego Art Blakey's Jazz Messengers. Jednak jego autorskie nagrania pojawiają się na rynku rzadko. Urodził się on w 1955 roku i bardzo szybko rozpoczął naukę gry na fortepianie. Początkowo grywał bluesa i rhyth 'm' bluesa oraz akompaniował zespołom gospel w miejscowym kościele. Jak sam opowiadał, postanowił zostać jazzowym muzykiem, gdy pierwszy raz w telewizji zobaczył Oscara Petersona. Później bardzo często krytycy zachwycali się jego grą porównując go właśnie do Petersona, chociaż w moim odczuciu jego gra jest zdecydowanie bardziej energiczna i agresywna niż słynnego pianisty. W późniejszej karierze Miller odwoływał się także do twórczości Monka i Tynera, a jego potężna dyskografia liczy dziś ponad pięćset albumów, z czego jednak zdecydowaną większość zrealizował jako sideman.

Najnowsza płyta Mulgrew nagrana została w lutym 2012 roku z towarzyszeniem obchodzącego w tym roku trzydziestopięciolecie Kluver's Big Band, a wszystkie kompozycje wyszły spod pióra amerykańskiego pianisty. Kompozycje jego nie mają prostej formy dialogu pianisty z orkiestrą, starannie dzieli zespół na poszczególne grupy instrumentów. Czasami oczywiście obecna jest tu forma przeciwstawienia fortepianu i big bandu (częściej jest to jednak klasyczne trio vs. big band), ale prócz tego mamy także momenty, gdy obok pianiście (lub trio) przeciwstawiony jest big band z wysuniętym na pierwszy plan, improwizującym saksofonistą, lub też - by jeszcze bardziej skomplikować formę - sekcja rytmiczna stanowi zupełnie odrębny organizm w usytuowanym jak wyżej schemacie. Doświadczeni Miller i równie jak on ceniony dyrygent i założyciel zespołu Jens Kluver po prostu mają pomysł na to, co można zrobić z tak dużym aparatem wykonawczym, jakim jest zgrany kolektyw orkiestry; mają wizję, jak ta muzyka może zabrzmieć i potrafią ją wraz z pozostałymi, wiele zresztą od siebie wnoszącymi, członkami zespołu zrealizować. Całość została przy tym zarejestrowana na koncercie – był to ostatni z pięciu występów podczas krótkiego tournee zespołu z Millerem. Świetna płyta!
autor: Józef Paprocki

Mulgrew Miller: piano, composition
Kluver's Big Band
Jens Kluver: conductor

1. Thinking Out Loud [6:48]
2. Return Trip [8:56]
3. Samba D'blue [6:41
4. Grew's Tune [9:41]
5. Hand in Hand [13:10]
6. When You Get There [11:55]

płyta do kupienia na multikulti.com

wtorek, 11 września 2012

Henrik Gunde 3 [Henrik Gunde / Kasper Vandscholt / Rasmus Kilhberg] "Gunde Now!" Stunt 2012, STUCD12092



Henrik Gunde 3 [Henrik Gunde / Kasper Vandscholt / Rasmus Kilhberg] "Gunde Now!" Stunt 2012, STUCD12092
Każdy kto interesuję się duńską sceną jazzową musiał zetknąć się z nazwiskiem Henryka Gunde - jak piszą tamtejsze jazzowe magazyny "prawdopodobnie najbardziej zapracowanym pianistą w tym kraju". Nagrywa on bowiem z big bandem duńskiego radia, jest członkiem kwartetu Jana Harbecka, zespołów saksofonisty Fredrika Lundina, koncertuje z folkowym piosenkarzem Erikiem Grimem i akompaniuje zagranicznym gwiazdom występującym w Danii. Zainteresowania jego łączą więc wiele, nie tylko jazzowych, idiomów - powołuje się w wywiadach na fascynację Jarrettem, Hancockiem, Wyntonem Kelly, Achmedem Jamalem, Errollem Warnerem, ale także muzyką Jana Sebastiana Bacha czy Carla Nielsena (najsłynniejszy duński kompozytor przełomu XIX i XX wieku), jak i twórczością dwudziestowiecznych songwriterów.

Nigdy nie była dla niego priorytetem własna promocja - po dziś dzień najbardziej znany jest z nagrań tria Gunde on Garner, a prezentowana właśnie płyta jest bodaj pierwszym w pełni autorskim albumem pianisty. Zaprosił do udziału dwóch cenionych skandynawskich muzyków - kontrabasistę Kaspera Vadsholta oraz popularnego szwedzkiego pianistę Rasmusa Kihlberga. Stworzyli oni tutaj intuicyjnie rozumiejącą się sekcję rytmiczną, potrafiącą zagrać miękkim i głębokim, lecz także zdecydowanym groovem (Floatin'), jak i ozdobić lirycznym pięknem cudownie nastrojowy temat Limelight. Tworząc jeden organizm znakomicie rozumieją się przy tym z pianistą - znakomicie słychać to w hołdzie dla najsłynniejszego skandynawskiego muzyka ostatnich lat - Esbjorna Svenssona (From Esbjorn's Point of View), gdzie wspólnie, kroczek po kroczku budują napięcie rozpędzając utwór motoryczną frazą. Sam Gunde - pianista technicznie świetny - wydaje się być chyba rozkochany w nastrojowych frazach, które rozwija niespiesznie. Potrafi przy tym zaskoczyć, zmienić bieg utworu, przyspieszają nagle frazę fortepianu z zachowaniem oryginalnego rytmu kompozycji, Jakby chciał w tej samej frazie zawrzeć nieskończoną mnogość dźwięków. Nie sprawia to jednak wrażenia płytkiego pośpiechu - zawsze znakomicie wkomponowane jest w formę utworu.

Wynikiem tego wszystkiego jest album niebanalny, oparty na autorskich kompozycjach lidera zespołu (z wyjątkiem dwóch tematów Chaplina i Weissa), który zapada w pamięć i do którego powraca się z niekłamaną przyjemnością. A z samym muzykiem można będzie się spotkać już wkrótce - na początku listopada odwiedzi nas w ramach Nornic Jazz Festiwal - Danish Delight. Polecamy płytę i koncerty gorąco!
autor: Marcin Jachnik


Henrik Gunde: piano
Kasper Vandscholt: bass
Rasmus Kilhberg: drums


1. Floatin’
2. Music, Music, Music
3. Limelight
4. Pearly Gate Graffiti
5. From Esbjörns Point Of View
6. And Round It Goes
7. The Raven Spoke
8. 6 AM
9. Intro Remix




Henrik Gunde z inną formacją - Gunde on Garner at Jazz Cup 2008 

płyta do kupienia na multikulti.com

sobota, 8 września 2012

Dennis González Yells At Eels featuring Louis Moholo-Moholo "Cape of Storms", Ayler Records 2010, AYLCD117



Dennis González Yells At Eels featuring Louis Moholo-Moholo "Cape of Storms", Ayler Records 2010, AYLCD117


Materiał został nagrany w lutym 2010 roku w Dallas i Nowym Orleanie. W sesji uczestniczył legendarny południowoafrykański perkusista jazzowy Louis Moholo-Moholo, obok Chrisa McGregora, Johnny'ego Dyani'ego, Nikele Moyake, Mongezi Fezy i Dudu Pukwany jeden z założycieli The Blue Notes. Członek the Brotherhood of Breath,  Viva la Black, Assagai i The Dedication Orchestra.

Lista jego współpracowników robi wrażenie: Derek Bailey, Steve Lacy, Evan Parker, Enrico Rava, Roswell Rudd, Irene Schweizer, Cecil Taylor, John Tchicai, Archie Shepp, Peter Brötzmann, Mike Osborne, Keith Tippett, Elton Dean i Harry Miller.

Wydany przez zasłużoną dla kreatywnego jazzu wytwórnię Ayler Records 'Cape of Storms' prezentuje poszerzony o Louis Moholo-Moholo kwartet Dennisa Gonzáleza w najlepszej dyspozycji, grane przez niego precyzyjne frazy potrafią brzmieć zarazem drapieżnie [Document for Walt Dickerson] i lirycznie [Cape of Storms I, Snakehandler]. Swobodnie czerpie inspiracje zarówno ze świata jazzu jak i światowego folku.

Zwarty, logiczny i przemyślany, a przy tym porywający pięknem, jakie muzycy wydobyli z własnej wyobraźni i doświadczeń należy bez wątpienia do jego czołowych osiągnięć
autor: Andrzej Fikus



Dennis González: cornet, trumpet, percussion
Aaron González: bass
Stefan González: vibes, drums, percussion
Louis Moholo-Moholo: drums, vocal
Tim Green: tenor saxophone, percussion


1. Document for Walt Dickerson
2. Interlude: A Desert Hidden in the Waves
3. Tag
4. Interlude: Gecka
5. Cape of Storms I
6. Interlude: Internal Dialogue, Eternal Pulse 5
7. Tranquilidad Alborotadora I
8. Cape of Storms II
9. Tranquilidad Alborotadora II
10. Snakehandler


Dennis González Yells At Eels featuring Louis Moholo-Moholo
at Spence Middle School in Dallas, February of 2010


płyta do kupirnia na multikulti.com

poniedziałek, 30 lipca 2012

Richard Andersson / R. J. Miller / Bill McHenry / Jacob Anderskov "Intuition", Stunt 2012, STUCD12022

Richard Andersson / R. J. Miller / Bill McHenry / Jacob Anderskov "Intuition", Stunt 2012, STUCD12022

Richard Andersson / R. J. Miller / Bill McHenry / Jacob Anderskov "Intuition", Stunt 2012, STUCD12022

Basista, kompozytor i lider tego kwartetu Richard Andersson to muzyk wielkich nadziei na duńskiej scenie jazzowej. Gdy miał 14 lat uległ wypadkowi podczas dziecięcej zabawy fajerwerkami. Od tamtego czasu - mimo, że miał mocno uszkodzony wzrok - każdy jego dzień był poświęcony muzyce. Zaczynał od gry na gitarze klasycznej w Instytucie Niewidomych i Słabowidzących, ale szybko zaczął też grać na kontrabasie i temu instrumentowi poświęcił się na studiach w The Academy of Music and Dramatic Arts, a następnie w prestiżowej Manhattan School of Music w Nowym Jorku (ukończone w 2009 r.). Tuż potem wydał swoją debiutancką płytę, która spotkała się z uznaniem publiczności i krytyków oraz otworzyła mu wiele możliwości współpracy z najlepszymi muzykami jazzowymi po obu stronach Atlantyku. Owocem tego była również nagroda dla największego młodego talentu w Danii - "Stjerneprisen" oraz w roku następnym (2010) nagroda "Fuen's Jazz Musician of the Year".

To zupełnie niezwykły muzyk pod względem wyczucia i kształtowania dźwięku, a jego mroczna i jednocześnie nastrojowa muzyka wnosi wiele świeżości na jazzowej scenie Danii. Gdy rozpoczynał pracę wiosną 2011 roku nad materiałem na płytę nowego kwartetu z Jacobem Anderskovem, RJ Millerem oraz Billem McHenrym zakładał, że będą to jego własne kompozycje, mniej lub bardziej rozbudowane o improwizacje. Ale po pierwszym, znakomicie przyjętym koncercie w lipcu tegoż roku, zaczął w jego głowie kiełkować karkołomny pomysł o swobodnej improwizacji lub raczej komponowaniu przez czwórkę muzyków w czasie rzeczywistym. Po początkowej fascynacji zarzucił jednak ten pomysł.

Tamto lato - jak sam Andersson wspomina - było w Danii najbardziej deszczowym od 1879 roku. Gdy zespół ponownie spotkał się w studio w październiku 2011 roku znów padał deszcz. Muzyka spadających kropli sprawiła, że nastrój koncertu i tamtego niezwykłego grania powrócił ze zdwojoną siłą. I - jak się okazało - wszyscy odczuwali to podobnie. Gdy więc basista zaproponował zostawienie kompozycji, a ustalenie tylko schematów i swobodną, opartą na nich improwizację, przywołującą nastrój chwili - Anderskov, Miller oraz McHenry zgodzili się bez wahania.

Efektem jest piękna, pełna nastrojowych harmonii i kolorów muzyka, bez powtarzanych kółko tematów i schematycznych, przeplatających je improwizacji. Bez znanych na pamięć standardów, po raz tysięczny rozkładanych na części i składanych na nowo. To muzyka stanowiąca zapis chwili, pełna swobody i piękna, pokazująca wielkie wyczucie formy wszystkich współtworzących ją muzyków. I dająca uczucie uczestnictwa w niezwykłym momencie i podglądania momentu stworzenia. Niesamowite nagranie!!!
autor: Marcin Jachnik



Richard Andersson: bass
R. J. Miller: drums
Bill McHenry: tenor saxophone
Jacob Anderskov: piano


1. Take One First
2. Hanna In Esbjerg
3. Ronald's New Rhythm
4. Root
5. Together But Apart
6. Two And Four
7. Song For Zeuthen
8. Origin
9. Rain Song, part 1
10. Rain Song, part 2

środa, 18 lipca 2012

Kieran Hebden / Steve Reid / Mats Gustafsson "Live At The South Bank", Smalltown Superjazzz 2011, STSJ211LP


Kieran Hebden / Steve Reid / Mats Gustafsson "Live At The South Bank", Smalltown Superjazzz 2011, STSJ211LP

Bez słynnego tria Fire! Matsa Gustafssona nie byłoby i tego projektu, stanowiącego połączenie free jazzu, ambientu, hardcore;'u i noise'u. I chociaż wykorzystaniem elektroniki różni się on od poprzedniego zespołu, to jednak energia, moc i drapieżność pozostają te same.

Transowe rytmy na których oparta jest muzyka zespołu przez cały czas są modyfikowane na najróżniejsze sposoby - a to perkusista inaczej powtórzy rytm, a to Mats na saksofonie zgubi w tumulcie jakiś dźwięk, a to strumień elektronicznych nut popłynie nieco odmiennym korytem. Mimo transowego szkieletu jest to muzyka ciągłej przemiany, początkowo niezauważalnej. Gdy utwory zaczynają się od pojedynczych szmerów czy zgrzytów narastające napięcie trudno spostrzec, ale gdy muzyka przyjmie już właściwy jej pęd i energię - nie sposób jej opanować ani zatrzymać. Można ją tylko modyfikować - i tego właśnie świadomi są jej twórcy.

Nie wiem czy koncert z którego rejestracją mamy do czynienia był pierwszym spotkaniem muzyków czy kolejnym, a może ostatnim na długiej koncertowej trasie. Faktem jest, że grają ze zrozumieniem, jakby nic innego w życiu nie robili a tylko od rana do nocy powtarzali kilka tych kompozycji wspólnie. A to przecież wolna improwizacja, gdzie żadna nuta nie jest wcześniej wymyślona ani zapisana na papierze. Całość daje cudowne odczucie świeżości. Zachwycająca muzyka!
autor: Marcin Jachnik

Kieran Hebden: electronics 
Mats Gustafsson: baritone saxophone, slide saxophone 
Steve Reid: drums

1. Morning Prayer
2. Lyman Place
3. People Be Happy
4. Untitled
5. 25th Street
6. The Sun Never Sets


płyta do kupienia na multikutli.com

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Patrick Bebelaar / Joe Fonda / Herbert Joos "Between Shadow And Light", Double Moon Records, DMCHR71108


Patrick Bebelaar / Joe Fonda / Herbert Joos "Between Shadow And Light", Double Moon Records, DMCHR71108
Nie wiem czy trio "Bebelaar / Fonda / Joos" to "working band" czy też jednorazowe spotkanie. Bardzo jednak życzyłbym sobie by to trio niezakończyło życia na jednym albumie, ale by kontynuowało pracę i rozwijało swoją muzykę, bowiem - wydaje mi się - znaleźli, jako zespół, całkowicie unikatowe brzmienie.

Nie jest to klasyczne trio z fortepianem, ale układ fortepian - kontrabas - trąbka (ewentualnie flugelhorn). Grają przede wszystkim własne kompozycje (wszystkich członków zespołu) i jeden standard ("My One And Only Love"). I znów nie mam pojęcia czy utwory te powstały specjalnie dla tego składu czy też wyciągnięto je z szuflady i na trio zinstrumentalizowano. Nieważne. Ale brzmienie zespołu jest, zaiste, zachwycające. Nie ma tu podziału na instrumenty rytmiczne i solistów - wszyscy mogą pełnić z równym powodzeniem każdą z tych funkcji.

Nie jest też jednak tak, że cały czas grają solo. Płynnie przechodzą od jednego zestawienia do drugiego, ze szczególnym uwzględnieniem duetowych dialogów i spokojnie, rozważnie budowanych partii solowych. Oszczędnie gra przy tym każdy z nich, co przywodzi na myśl skandynawski jazz spod znaku ECM-u, ale nie ma w tym nagraniu odrobiny chłodu ani zimna. Tak, wszystko jest "przymglone" i "pastelowe", ale i przesycone ciepłem, mimo wszechogarniającej melancholii. Nie idą jednak muzycy w stronę cukierkowatej, słodkiej ballady. Brzmienie instrumentu Herberta Jossa jest przesycone szumem, a nie czystym dźwiękiem. Nie wiem czy jest to elektroniczne przetworzenie - w nie ma tu, bowiem w moim odczuciu, śladu cyfrowej ingerencji w brzmienie. Jest ono miękkie i naturalne z dodanym jedynie pogłosem.

Piękna, spokojna płyta, świadomego swych atutów i w pełni zintegrowanego kolektywu, którego muzykę znakomicie oddaje tytuł - "Pomiędzy cieniem i światłem".

autor: Józef Paprocki


Patrick Bebelaar: piano
Joe Fonda: bass
Herbert Joos: trumpet, flugelhorn


1. Duscha Moja
2. Love Song
3. Stella By Star Light
4. My One And Only Love
5. Conversation With I.D.
6. Reload
7. Reloaded
8. Requiem (For Pit)
9. Small Melody For A. Schönberg
10. I Remember Clifford



płyta do kupienia na multikutli.com

piątek, 15 czerwca 2012

The Thing [Mats Gustafsson / Ingebrigt Haker Flaten / Paal Nilssen-Love] "Mono", Smalltown Superjazzz 2011, STSJ213CD


The Thing [Mats Gustafsson / Ingebrigt Haker Flaten / Paal Nilssen-Love] "Mono", Smalltown Superjazzz 2011, STSJ213CD
"Mój głos przypomina płukanie gardła żwirem przed wypiciem porannego klina" - powiedział kiedyś o sobie Tom Waits. Równie chropawo brzmi ostatnia triowa płyta The Thing zarejestrowana podczas koncertu w klubie Mono, na antypodach.

To chyba także najbardziej porwana i najmniej przebojowa z ich płyt - nie mu tu chwytliwej melodyki pierwszych nagrań, czy rockowego transu i zapętlonych rytmów z albumu z Kenem Vandermarkiem. Chociaż echa tychże pobrzmiewają w ich graniu - choćby w po gustafssonowsku delikatnej (dla normalnego czytelnika - "delikatnej inaczej") balladzie "Bruremarsj" czy otwierającej płytę kompozycji Nilssen-Love'a "Viking". Jednak żywiołem ich jest improwizacja - nie wiem czy taka bardzo abstrakcyjna i porwana jej forma była zamierzona przez muzyków czy też bardziej jest wynikiem nastroju chwili, ale to poszukiwanie własnego stylu poprzez energetyczny dysonans bardzo do mnie trafia.

To jednak bardziej nagranie czasu przełomu - z jednej strony dokumentujące ich znakomitą formę, jako instrumentalistów i improwizatorów, ale także nagranie zamykające pewien rozdział w muzyce zespołu. Można także z powstałej tu formy wykuć coś nowego, można rozwinąć to, co jest w równych kierunkach. W jakich? - odpowiedzi udzieli pewnie następna studyjna płyta. Ale ona chyba nieprędko, bo w drodze piosenkowy album z Neneh Cherry. A "Mono" polecam gorąco.
autor: Marcin Jachnik


The Thing:
Paal Nilssen-Love: drums
Ingebrigt Haker Flaten: bass
Mats Gustafsson: saxophones, live-electronics


utwory:
1. Viking
2. Alfie's Theme
3. Bruremarsj
4. Triple Fox
5. Silver Slipper
6. There is Shitloads of Red Meat Missing


płyta do nabycia na multikulti.com

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Ray Anderson Pocket Brass Band "Sweet Chicago Suite", Intuition 2012, INTCHR71306


Ray Anderson Pocket Brass Band "Sweet Chicago Suite", Intuition 2012, INTCHR71306

Jeśli ktoś tęskni za nowymi nagraniami Brass Fantasy nieodżałowanego Lestera Bowie z Art Ensemble of Chicago warto sięgnąć po płytę Ray Anderson Pocket Brass Band "Sweet Chicago Suite". Nie tylko dlatego, że tradycja chicagowskiego jazzu jest silnie eksponowana, także skład instrumentalny przywodzi na myśl Brass Fantasy.

Spotykamy na niej prawdziwe tuzy kreatywnego jazzu, Ray Anderson na puzonie, Lew Soloff na trąbce i Bobby Previte za perkusją. Jednak tym co odróżnia płytę "Sweet Chicago Suite" od nagrań Lester Bowie's Brass Fantasy to wprowadzenie do składu niesłychanie oryginalnego instrumentu dętego - sousaphone, na którym gra Matt Perrine.
Sousaphone to rodzaj tuby, której nazwa pochodzi od nazwiska Johna Philipa Sousy, amerykańskiego kompozytora i bandleadera z przełomu XIX i XX wieku, pioniera wykorzystania jej w brassowych orkiestrach. Trzeba wiedzieć, że żadna szanująca się orkiestra marszowa nie może się bez niego obejść.
Matt Perrine soją ognistą grą jest prawdziwą ozdobą płyty.
Proste, marszowe rytmy orkiestry dętej mieszają się tu z nowocześnie brzmiącym i energetycznym funkiem, a łatwo wpadające w ucho tematy oraz bardzo melodyjne i wirtuozerskie sola dęciaków pełne są dowcipnych cytatów z historii jazzu, soulu, rhytm'n'bluesa czy popu.
Ray Anderson Pocket Brass proponuje muzykę przepełnioną humorem i nonszalancją, zróżnicowaną stylistycznie i zagraną z dużą swobodą i elokwencją. Chwilami bywa ostra i nowoczesna, powalająca swobodą kompletnej improwizacji a znakomite solowe popisy instrumentalistów dają niezwykły efekt.
autor: Andrzej Majak

Ray Anderson: trombone
Lew Soloff: trumpet
Matt Perrine: sousaphone
Bobby Previte: drums


płyta do nabycia na multikulti.com




1. Chicago Greys
2. High School
3. Magnificent Mistifiyo
4. Going To Maxwell Street
5. Get To It
6. Some Day
7. The Stingray Rag
8. Next March