środa, 31 października 2012

Dariusz Herbasz "Joy of Friendship", Multikulti Project 2012, MPI024

Dariusz Herbasz "Joy of Friendship", Multikulti Project 2012, MPI024

"Na końcu chciałam powiedzieć, że kiedy włączyłam i przesłuchałam tę płytę po raz pierwszy pomyślałam, że Wawrzyn i Tomek zrobili nam kawał i zdobyli skądś nagranie gigantów jazzu z lat pięćdziesiątych czy sześćdziesiątych i wydali pod przykrywką. Pierwszy utwór „Prayer for peace” czyli „modlitwa dla pokoju” czy może „o pokój” budzi moje skojarzenia z Ornettem Colemanem i jego utworem „Lonely woman”. Jest przejmujący i głęboki. Najbardziej podobają mi się w nim partie fortepianu, na którym gra Piotr Mania. Drugi utwór czyli „Don Don” jest bardo rozkołysany,  można by rzec swingujący. Najbardziej podoba mi się trzeci utwór Ruffus, najwięcej w nim zabawy. Utwór czwarty, poświęcony pamięci brata autora, przywodzi na myśl kołysankę, ciepłą i kojącą. "Taniec tenorów" jest… a, sama nie wiem, podoba mi się. Płytę wieńczy T.T. Blues. Utwory są komponowane. 
Tu mnie łapie refleksja – podobno Andrzej Trzaskowski po powrocie ze Stanów stwierdził, że między jazzem amerykańskim a europejskim jest przepaść nie do przebycia. Renata Przemyk śpiewała w  którejś piosence, że w knajpie grają zbyt polski jazz. Powstał nawet film, który obejrzałam „Play your own thing” o jazzie europejskim, bardzo ciekawy. Kiedyś byłam taka mądra, że wparowałam do Frippa i stwierdziłam cała z siebie zadowolona, że dostrzegam różnicę między brzmieniem chicagowskim a nowojorskim. Byłam o tym święcie przekonana. Potem przeczytałam, że podział jazzu pochodzącego z West i East czy zachodniego i wschodniego wybrzeża to przede wszystkim zabieg komercyjny. Kategorie, podziały, dychotomia. Zdarzyło mi się również, że gdy byłam oczadzona free jazzem, gdy przyjechał Mike Reed i grał utwory z lat pięćdziesiątych byłam bardzo niezadowolona i doszłam do wniosku, że tak potrafią grać wszyscy (co nie jest prawdą). Jak żałuję, ze tego koncertu nie mogę wysłuchać dzisiaj i porównać czy dziś potrafiłabym docenić tę muzykę. Nie wchodząc w meandry roli postępu w sztuce przytoczę zdanie In, z którym w pełni się zgadzam i które podzielam – coś nowego musi wyrastać z rzeczy już znanych na zasadzie wplatania nowego w stare. Usłyszałam, że mam nie brać sobie dewizy Sokratesa do serca, ale z jazzem mam tak, że chyba nigdy nie będzie dla mnie oczywisty. Nie słyszę europejskości, polskości (i nie wiem czemu miałby to być synonim czegokolwiek) na tej płycie tylko dobre granie. 
Wawrzyn powiedział, ze w jego odczuciu muzycy inspirowali się jazzem postColtranenowskim czyli McCoyem Tynerem czy Sonnym Rollinsem. Nie znam tych dwóch muzyków za dobrze. In mówi, że Sonny R. grał długą frazą, jego ton wybrzmiewał w pełni i faktycznie tak grają Dariusz Herbasz i Tomasz Grzegorski na tenorowych saksofonach. Faktura utworów jest gęsta dzięki sekcji (Adam Żuchowski na basie i Tomasz Sowiński na perkusji)..."
autorka: Gnito
farnykoniec.blogspot.com


Dariusz Herbasz: tenor saxophone
Tomasz Grzegorski: tenor saxophone
Piotr Mania: piano
Adam Żuchowski: bass
Tomasz Sowiński: drums


1. Prayer for Peace 9:43
2. Don Don 7:52
3. Ruffus 7:20
4. 13-26, 06 (dedicated to the memory of My Brother Wojtek) 4:56
5. Tenor's Dance 7:45
6. T.T. Blues (Tapta Tapta Blues) 7:59


płyta do nabycia w multikulti.com

sobota, 27 października 2012

Angelica Sanchez Quintet [Angelica Sanchez / Drew Gress / Marc Ducret / Tom Rainey / Tony Malaby] "Wires & Moss" Clean Feed 2012, CF259


Angelica Sanchez Quintet [Angelica Sanchez / Drew Gress / Marc Ducret / Tom Rainey / Tony Malaby] "Wires & Moss" Clean Feed 2012, CF259

Przeglądając stronę Angeliki Sanchez (www.angelicasanchez.com) można dojść do wniosku, że ta skądinąd awangardowa pianistka nie ma szans na szlifowanie własnych projektów. Skoro w ciągu niecałego miesiąca wielokrotnie zmienia kontynenty i składy (najpierw europejska trasa Harris Eisenstadt's September Trio, powrót do Nowego Jorku, później wycieczka do Sao Paulo i koncert z Rob Mazurek's Pulsar Quartet, powrót do NY, kolejna wyprawa do Europy i koncert z Lucas Niggli Trio, w międzyczasie koncerty w NY) pytanie o czas na własne projekty samo nasuwa się na myśl. Tym bardziej zadziwiony jestem, gdy dostałem do rąk jej najnowszą płytę "Wires & Moss", wydaną właśnie przez Clean Feed Records, nie bez powodu uznawaną za najlepszą jazzową wytwórnię na świecie. To już trzecia autorska płyta Angeliki Sanchez w jej barwach, i trzeba powiedzieć, że trzecia znakomita płyta. Formuła w stosunku do pierwszej "Life Between" nie uległa radykalnej zmianie, po pierwsze skład jest identyczny, Angelica Sanchez, Tony Malaby, Marc Ducret, Drew Gress i Tom Rainey, po drugie, co jest już regułą na jej autorskich płytach, wszystkie utwory wyszły spod ręki liderki, po trzecie mamy do czynienia z żelazną dyscypliną grania, co zważywszy na wysoką temperaturę, uzyskiwaną raczej w składach free-improve, warte jest odnotowania i staje się powoli charakterystyczną cechą jej muzycznej koncepcji.

Angelica Sanchez w swojej ponad 20-letniej karierze współpracowała z prawdziwymi legendami kreatywnego jazzu, jak też z muzykami jej pokolenia: Wadada Leo Smith, Paul Motian, Brandon Ross, Susie Ibarra, Tim Berne, Mario Pavone, Trevor Dunn, Mark Dresser, Ed Schuller, Reggie Nicholson, Mike Sarin, Chad Taylor, Harris Eisenstadt czy Michael Formanek to muzycy, bez których współczesny jazz miałby inne oblicze. Mając szansę kształtować swój autorski język wypowiedzi, grając z prawdziwie kreatywnymi muzykami wykorzystała ten czas znakomicie. Słychać to w każdym utworze, W rozpoczynającym płytę "Loomed", chciałoby się powiedzieć leniwa, porwana narracja za sprawą gitary Marka Ducreta nabiera wigoru, niebagatelna jest rola sekcji rytmicznej, tego fundamentu, bez którego improwizacje Ducreta, a później Malaby'ego nie osiągnęłyby takiej intensywności. W najbardziej lirycznym "Feathered Light", tu już w roli głównej małżeńska para, Sanchez na fortepianie, po swojemu niby lakoniczna, Malaby tym razem na sopranie, intensywnym, lirycznym tonem saksofonu wprowadzają nas w świat prawdziwej więzi ducha, będącej konsekwencją wieloletniego zawodowego i osobistego związku. W kolejnym, złożonym niejako z dwóch "Soaring Piasa", gdzie do pojedynczego dźwięku tenoru Malaby'ego powoli dołączają pozostali muzycy, Ducret, Sanchez, Rainey i na końcu Gress, tkają swoją abstrakcyjną, dźwiękową sieć, powoli nabierającą widoczny kształt, by w drugiej części wydobyć na pierwszy plan, melodyczny motyw, który następnie zapętlają, osiągając niezwykły efekt i bliską wrzenia temperaturę grania. Każdy z muzyków prezentuje się tutaj ze swojej najlepszej strony, grają tak, że trudno sobie w tym miejscu byłoby wyobrazić kogoś innego. W kolejnych dwóch "Dare" i tytułowym "Wires & Moss", wyraźnie słychać, że Angelica Sanchez to kompozytorka syntezy, nie dokonuje mocnego rozgraniczenia między gatunkami muzycznymi, których wielość może onieśmielać. W kończącym płytę "Bushido", Tom Rainey grając bardzo dynamicznie, nadaje muzyce porywającą motorykę a Tony Malaby, masywnym brzmieniem saksofonu tenorowego wyprowadzają emocjonalny cios w żaden sposób nieograniczony artystycznymi kompromisami. To juz koniec, nie sposób wyciągnąć płytę z odtwarzacza, trzeba ją posłuchać ponownie.

"Wires & Moss" to połączenie wody z ogniem, swobody i dyscypliny, kompozycji i improwizacji. Niektórzy muzycy sceny free-improve mawiają, że "nuty unieruchamiają muzykę", oczywiście fraza ta miała być artystyczną prowokacją, i jako taka jest jak najbardziej uzasadniona. Jednak tak jak to było chociażby z duńską dogmą, wg. zasad, której nie nakręcono żadnego ważnego filmu, wartość leży w warstwie symbolicznej, nie merytorycznej hasła. Kolejna już płyta Angeliki Sanchez, od lat związanej ze środowiskiem nowojorskiej awangardy, która w prostej drodze jest spadkobiercą jazzowych rewolucjonistów z lat 60. i 70. Dobitnie pokazuje, że "nuty nie unieruchamiają muzyki", jednak bez świata poza nimi język jazzu jest jak zatopiony w żywicy prehistoryczny owad, widowiskowy, ale jednak martwy.
autor: Tomasz Konwent

Angelica Sanchez: piano
Drew Gress:
double bass
Marc Ducret:
guitar
Tom Rainey:
drums
Tony Malaby:
tenor saxophone, soprano saxophone
1. Loomed
2. Feathered
3. Soaring Piasa
4. Dare
5. Wires & Moss
6. Bushido

płyta do kupienia na multikulti.com

piątek, 19 października 2012

Paul Lytton / Nate Wooley + Ikue Mori & Ken Vandermark "The Nows", Clean Feed 2012, CF260


Paul Lytton / Nate Wooley + Ikue Mori & Ken Vandermark "The Nows", Clean Feed 2012, CF260
Ten dwupłytowy album ma wiele twarzy, bo też zabrano tu rejestracje odmiennych koncertów duetu Paul Lytton / Nate Wooley z udziałem zupełnie odmiennych artystycznych osobowości (Ikue Mori i Ken Vandermark), posługujących się w dodatku tak różnym instrumentarium jak laptop oraz saksofon i klarnet. Jakby tego było mało, pierwsza część każdej z płyt to występ duetu, a dopiero w drugiej części - trio.

Pierwsza płyta, z gościnnym udziałem specjalistki od rozmaitych elektronicznych brzmień (Ikue Mori) zarejestrowana została w nowojorskim klubie The Stone. Ten pierwszy dysk jest w moim odczuciu drogą od jednak w miarę uporządkowanego świata duetu do kompletnego dźwiękowego chaosu, który - co tu dużo kryć - ma też swoje uroki. Duet stosuje tu dużo znanych ze sceny free improv chwytów, ale - jako miłośnik raczej swingowych konstrukcji - mam wrażenie, że nie wykształca własnego muzycznego języka. Jest to uporządkowane troszkę tak, jak rozmowa między ludźmi - po pytaniu zawsze przychodzi odpowiedź, a gdy wypowiedź jest dłuższa - mamy narrację tworzącą pewną dźwiękową fabułę. Jednak rozmówcy - może błędne to wrażenie - posługują się nieco odmiennymi językami. Gdy jednak wsłuchać się w rozmowę traktując ją jak zbiór dźwięków tworzących muzykę (w oderwaniu od treści) ma to sens i swoiste piękno. Akcenty, zaśpiewy, strzępki fraz i melodii układają się w fascynującą tkankę. Czasem tworzą harmonię przez chwilkę, czasem zgrzytliwe dysonanse. Jest w tym urok i trudno się od tego oderwać.

Gdy jednak dochodzi Ikue Mori wszyscy zaczynają przemawiać jednocześnie, a o uporządkowanej w jakikolwiek sposób formie trudno mówić. Każdy zdaje się być zamknięty w małym, własnym światku i w morzu zgrzytliwych tonów trudno jednoznacznie określić spod czyjej ręki wyszedł dany dźwięk. Na tej płycie dopełnieniem muzyki jest cisza - to w niej gaśnie muzyka i odnajdujemy harmonię.

Odmienna zupełnie jest druga płyta zarejestrowana w chicagowskim Hideout'cie. Tutaj odbywamy podróż w zupełnie odmiennym kierunku. Zaczyna duet, ale pierwsze dwa utwory już nie zdają się być rozmową, lecz poszukiwaniem dźwięku, jego misterium. W przeciwieństwie jednak do nagrania z Ikue Mori, tutaj interakcje pomiędzy partnerami są czytelne i widoczne, a wszechogarniający chaos nie jest w stanie zwyciężyć narracyjnej formy. Ta jednak znajduje swoją pełnię, gdy na scenie do duetu dołącza Ken Vandermark. Ten nadaktywny muzyk miał wcześniej juz okazje współpracować z każdy z członków duetu oddzielnie (CINC i "English Suites" z Lyttonem, soundtrack do filmu "Parradox Sound" z Wooleyem) i znakomicie zna ich możliwości. Wie, co ich w muzyce interesuje. Dla samego Vandermaka - jak miałem kiedyś okazję czytać - muzyka jest formą komunikacji a "porozumienie" czymś w muzyce nadrzędnym. Taki też model udaje mu się narzucić wykorzystując do tego tradycję improwizowanego jazzu, w jego twórczości obecną od zawsze.

Fascynująca muzyczna przygoda, wiele różnorodnych chwil i koniec (ten z Kenem) wieńczący dzieło.
autor: Marcin Jachnik



Paul Lytton: percussion
Nate Wooley: trumpet, amplifier
Ikue Mori: computer [only on CD 1 - tracks 2 & 3]
Ken Vandermark: bass clarinet, clarinet, tenor saxophone, baritone saxophone [only on CD 2 - tracks 3, 4 & 5]


CD 1
Live at The Stone, NYC, March 2, 2011

1. Free Will, Free Won't
2. Abstractions And Replications
3. Berlyne's Law


CD 2
Live at The Hideout, Chicago, March 16, 2011

1. Men Caught Staring
2. The Information Bomb
3. Automatic
4. Destructive To Our Proper Business
5. The Ripple Effect


płyta do kupienia na multikulti.com

wtorek, 16 października 2012

Snorre Kirk "Blues Modernism", Calibrated 2012, CALI119

Snorre Kirk "Blues Modernism", Calibrated 2012, CALI119
Bogata tradycja łączenia jazzu z poetyckim nastrojem nordyckich ballad miała przemożny wpływ na światowy sukces wielu muzyków jazzowych z północy Europy. Jednak prawdziwym motorem napędzającym tamtejszą scenę jazzową jest już od lat 50. liczna obecność muzyków zza oceanu, którzy najchętniej wybierają właśnie Danię czy Szwecję jako miejsce zamieszkania (na stałe bądź czasowo). Muzycy amerykańscy tacy jak Dexter Gordon, Bud Powell już w latach 50. przywieźli tam ze sobą mocno osadzoną w bluesie muzykę jazzową. Do tej właśnie tradycji odwołują się duńscy muzycy, którzy wydali właśnie płytę pod znamiennym tytułem “Blues Modernism”.

Osiem oryginalnych kompozycji lidera, charakteryzujących się melodyjnym tematem, umiarem i elegancją mogłoby zostać skomponowanych przez nestora jazzu, wyszły jednak spod ręki młodego muzyka. Przywołują skojarzenia z nastrojem balladowych płyt Bena Webstera, Johna Coltrane'a czy Milesa Davisa, dość szybko jednak stwierdzamy, że idiom amerykańskiego jazzu wzbogacony został o zupełnie wyjątkowy, poetycki nastrój nordyckich ballad dając w efekcie wspaniałą muzycznie, pełną dobrego i tak potrzebnego nam spokojnego jazzu płytę. Jasno zdefiniowana harmonia, jednolite tempa utworów, stonowana ekspresja do tego audiofilska realizacja sprawiają, że z pewnością znajdzie ona uznanie nie tylko wśród miłośników jazzowej ballady, ale i tych, którzy słuchają jazzu okazjonalnie.

Jeśli jest ziarnko prawdy w obiegowym twierdzeniu, że ballada jazzowa jest najtrudniejszą formą muzyczną do przekazania, sextet prowadzony przez Snorre Kirka, zarówno warsztatowo ale co najważniejsze dramaturgicznie prezentuje na płycie “Blues Modernism” poziom mistrzowski.
autor: Andrzej Majak


Jan Harbeck: tenor saxophone
Magnus Hjorth: piano
Fredrik Kronkvist: alto and soprano saxophones
Karl Olandersson: trumpet
Lars Ekman: bass
Snorre Kirk: drums


1. On Late Nights [10:25]
2. Riviera [4:57]
3. Coco [4:27]
4. Sunday Service [6:01]
5. Paean [5:13]
6. Maghreb [9:03]
7. Noir [5:53]
8. Down Home [9:11]

płyta do kupienia na multikulti.com

czwartek, 4 października 2012

Trespass Trio [Martin Küchen / Per Zanussi / Raymond Strid] "Bruder Beda", Clean Feed 2012, CF251

 

Trespass Trio [Martin Küchen / Per Zanussi / Raymond Strid] "Bruder Beda", Clean Feed 2012, CF251
Każdy kto zna dokonania formacji Angles wie, że Martin Kuchen jest znakomitym kompozytorem, cechą wyróżniającą go od innych to zdecydowana, ale nie agresywna, spójna, ale różnorodna struktura utworów. Dlatego pewnie, jego muzyka pojawia się nie tylko w kontekście czysto jazzowym, pisze dla teatrów, filmów i do spektakli tańca współczesnego, choć nigdy nie jest to muzyka ilustracyjna, wbudowana jest w nią jakaś osobista narracja kompozytora. Pisze dużo i wielonurtowo, jego kompozycje czasami łączą jazzową improwizację z estetyką muzyki sakralnej (np. "Ein Krieg In Einem Kind") by za chwilę dać upust czystej, niczym nieskrępowanej energii (jak w "Bruder Beda ist Nicht Mehr", czy w "A Different Koko").

Martin Kuchen zyskał opinię jednego z najbardziej niezwykłych improwizatorów w Europie, wirtuoza saksofonu, odważnego i bezkompromisowego artysty, który równie dobrze radzi sobie w składach free-jazzowych, jak i w projektach skręcających w stronę ponadgatunkowej awangardy. Należałoby dodać, że cenne doświadczenie, jakie zbierał przez kilkanaście ostatnich lat wykorzystuje mądrze i rozważnie, konsekwentnie rozwijając swój język muzyczny. Jedno jest pewne, z Kuchenem za sterami nie ma mowy o nudzie, zawsze gdzieś w tle natchnionej muzyki kryje się moc zniewalającej osobowości.

W młodości występował jako perkusista i wokalista rockowy, by z czasem skupić swoje zainteresowania na muzyce jazzowej i improwizacji. Grywał na ulicy i w sztokholmskim metrze, ale też przez kilka tygodni podróżował po Afryce, gdzie grał z lokalnymi artystami. Wszystkie te doświadczenia miały wpływ na oryginalny styl gry Kuchena. Znany z kilku znakomitych jazzowych zespołów jak Angles, Exploding Customer, Looper czy właśnie Trespass Trio, z którym wydał w Clean Feed swoją kolejną już płytę "Bruder Beda".

Po raz kolejny bardzo osobista, skupiona narracja Kuchena zachwyca uważnego słuchacza, saksofonista wspomagany jest przez kontrabasistę Pera Zanussiego, który grając pizzicato jak i arco jest jak kotwica, fundament, na którym wznosi się muzyczna budowla, perkusista Raymond Strid, mistrz barwy i dynamiki potrafi zagrać bardzo dynamicznie, nadając muzyce porywającą motorykę, a jednocześnie, co rusz wyzwala perkusję z typowej dla niej rytmicznej funkcji (jak w "Todays Better Than Tomorrow").

Poprzednia płyta Trespass Trio "…was there to illuminate the night sky…" trafiła na szczyty jazzowych podsumowań 2009 roku (All About Jazz NY - Best New Release 2009 – Honorable Mention list, The Wire – Best Jazz & Improv 2009 list, freejazz-stef.blogspot.com * * * * *), najnowszy album z pewnością powtórzy jej sukces.
autor: Andrzej Fikus

 
Martin Küchen: alto saxophone, baritone saxophone
Per Zanussi: bass
Raymond Strid: drums


1. Ein Krieg In Einem Kind (take 3)
2. Don't Ruin Me
3. Bruder Beda ist Nicht Mehr
4. Todays Better Than Tomorrow
5. A Different Koko
6. Ein Krieg In Einem Kind (take 4)

płyta do kupienia na multikulti.com

poniedziałek, 1 października 2012

Platform 1 [Ken Vandermark / Magnus Broo / Steve Swell / Joe Williamson / Michael Vatcher] "Takes Off", Clean Feed 2012, CF255


Platform 1 [Ken Vandermark / Magnus Broo / Steve Swell / Joe Williamson / Michael Vatcher] "Takes Off", Clean Feed 2012, CF255

Platform 1 to najnowszy kwintet z udziałem Kena Vandermarka - nie jest on tutaj wyłącznym liderem zespołu. Vandermark - co udowodnił juz wielokrotnie - nie jest muzykiem jednego projektu. Równocześnie tworzy i uczestniczy w bardzo wielu zespołach, przenosząc idee z jednego do kolejnych. Czasami w małych składach testuje pomysły, urzeczywistniane w dużych zespołach (w przeszłości było tak chociażby z FME i Territory Band), czasami gra zupełnie free (jak chociażby w CINC), zawsze jednak dbając o zupełnie unikatowe brzmienie grupy. Nie inaczej jest i tutaj, chociaż strona formalna poszczególnych kompozycji, jak i ich korzenie są mocno zróżnicowane.

Vandermark w swych autorskich kompozycjach rozwija tu formalne idee swojego autorskiego kwintetu [Vandermark 5], ale wpływy rockowe i motoryczna energia nie są tutaj wiodące. Bardziej miękkie i odmienne instrumentarium zespołu sprawia, iż bardziej widoczne staje się tutaj sięgnięcie do jazzowych korzeni muzyki improwizowanej, a poszerzona - w porównaniu z V5 - sekcja dęta sprawia, iż więcej tu odwołań do swingu czy nawet dixielandu niż we wcześniejszych grupach Kena Vandermarka. Oczywiście nie są to cytaty z muzyki lat trzydziestych ubiegłego wieku - wszystko to przetworzone jest przez naszą współczesną, eklektyczną wrażliwość.

Magnus Broo mocniej odwołuje się do muzyki etnicznej - w "Portal #33" wyraźnie pobrzmiewają (dalekie - co prawda) echa muzyki bałkańskiej - i swingu, niekiedy (jak w "Dim Eyes") łączonego z niesamowitą energią. Kompozycje szwedzkiego trębacza są wirtuozerskie, komunikatywne i najbardziej przebojowe na płycie "Takes Off".

Najbliższe eksperymentowi na jazzowym polu są natomiast te utwory, które wyszły spod pióra Steve'a Swella. Wciąż jeszcze u nas niedoceniany puzonista jawi się w tym zestawieniu, jako niezwykle odważny kompozytor i zjawiskowy muzyk, potrafiący snuć niezwykłe wizje ("Compromising Emanations"), jak i przykrawać je do kompozycji partnerów (połączone z kompozycjami Williamsona "Tempest" oraz "For Derek's Kids"). Swell znakomicie wie, co można zrobić z piękną frazą tematu, jak ją przetworzyć i co twórczego można z tego wyciągnąć - w "For Derek's Kids" zachwyca giętkością dźwięku, erudycyjną wyobraźnią i wrażliwością na wszelkie niuanse brzmienia.

W dwóch kompozycjach najmniej chyba znanego muzyka kwintetu - amerykańskiego basisty Joe Williamsona - pobrzmiewa fascynacja muzyką współczesną w jej kameralnej odsłonie. I chociaż brak w nich właściwie odniesień do jazzu, ten mieszkający od lat w Stockholmie muzyk znakomicie sprawdza się i na tym polu tworząc wraz z Kanadyjczykiem
 Michaelem Vatcherem elastyczną i giętką sekcję rytmiczną.

Słuchając tego albumu nie można nieoprzeć się wrażeniu, iż w dorobku Kena Vandermarka obcujemy z zupełnie nową jakością. Chociaż płyta jest bardzo zróżnicowana (nie ma tu takiej spójności jak chociażby na Bridge 61, gdzie również komponowali wszyscy członkowie zespołu) i czerpie z rozmaitych źródeł, słuchając jej nie ma się wrażenia nadmiernej eklektyczności, i powraca do jej dźwięków z niesłabnącym zainteresowaniem.

autor: Marcin Jachnik

Ken Vandermark: tenor saxophone, clarinet
Magnus Broo: trumpet
Steve Swell: trombone
Joe Williamson: bass
Michael Vatcher: drums

1. Tempest/2A>2B 7:13
2. Portal #33 6:53
3. Stations 10:33
4. Dim Eyes 8:57
5. Compromising Emanations 8:56
6. Deep Beige/For Derek's Kids 13:39
7. In Between Chairs 9:04

płyta do kupienia na multikulti.com