Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Vandermark Ken. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Vandermark Ken. Pokaż wszystkie posty

środa, 6 września 2017

Eric Revis "Sing Me Some Cry" Clean Feed 2017, CF428CD

Eric Revis "Sing Me Some Cry" Clean Feed 2017, CF428CD
Eric Revis granie jazzu ma praktycznie we krwi. I zawsze pozostaje sobą czy gra ze swoimi rówieśnikami i przyjaciółmi jak Orrin Evans, Nasheet Waits, Kris Davis, Darius Jones, Avram Fefer czy Jason Moran, czy też ze słynnymi muzykami jazzowych scen - Andrew Cyrillem, Brandfordem Marsalisem czy Betty Carter. Na swoim najnowszym, autorskim albumie "Sing Me Some Cry", wykracza jednak daleko poza wszystko, co wcześniej osiągnął. "Sing…" to kolejny krok poza "Parallax" (Clean Feed) w 2013 roku, jego pierwszą płytę zarejestrowaną ze słynnym chicagowskim saksofonistą i klarnecistą Kenem Vandermarkem, laureatem nagrody MacArthura. To album, który jak żaden chyba inny pokazuje jak niezwykle elastycznym muzykiem jest Eric Revis.

Sama muzyczna konfiguracja jest swoistym muzycznym "dream teamem" Erika Revisa – bowiem z każdym z tych muzyków grał już, ale w zgoła innej konfiguracji. Pianistka Kris Davis pojawiała się na albumach jego tria "Crowded Solitudes" oraz "City of Asylum" (z Andrew Cyrillem). Chad Taylor grywał z Revisem w składzie zespołu Avrama Fefera i na jego autorskim, absolutnie niezwykłym albumie "In Memory of Things Yet Seen". No i Vandermark, którego Revis po raz pierwszy zaprosił na sesję "Parallax". Razem, jako kwartet, pojawiają się po raz pierwszy, ale sama osoba lidera i jego ogranie z partnerami, jak też uniwersalność każdej z zebranych tu muzycznych osobowości sprawia, iż muzyka od pierwszych dźwięków staje się jednością.

A w dodatku całą czwórkę łączy niemało, bo choć wyrastają z różnych i odmiennych doświadczeń, od dawien dawna są znani ze względu na wspólną chęć eksperymentowania z dźwiękiem i formą. Ich nowoczesna muzyka jest sumą wrażliwości i doświadczeń, ale tworzona jest z dosyć tradycyjnych muzycznych elementów. Frazowanie, swing - to wszystko wyrasta z jazzu; energia jest tu kontrolowana, a sama muzyka śmiało mogłaby zyskać miano free-bopu. A jednocześnie Revis łączy wszystkie te tradycyjne dosyć elementy w zaskakujący sposób i zestawia je tak, że każda kolejna kompozycja na płycie, zyskuje unikatowe brzmienie i formę. Na czym polega ten jego fenomen? Do końca nie wiem, koniecznie radzę posłuchać...
autor: Józef Paprocki

Eric Revis: double bass
Ken Vandermark: tenor saxophone, clarinet
Kris Davis: piano
Chad Taylor: drums, percussion

1. Sing Me Some Cry
2. Good Company
3. Pt 44
4. Solstice....The Girls (For Max & Xixi)
5. Obliogo
6. Rye Eclipse
7. Rumples
8. Drunkard's Lullaby
9. Glyph

płyta do nabycia na multikulti.com

wtorek, 20 czerwca 2017

Lean Left [Terrie Ex / Andy Moor / Ken Vandermark / Paal Nilssen-Love] "The Ex Guitars meet Nilssen-Love / Vandermark duo, volume 2" Smalltown Superjazzz 2010, STSJ186CD

Lean Left [Terrie Ex / Andy Moor / Ken Vandermark / Paal Nilssen-Love] "The Ex Guitars meet Nilssen-Love / Vandermark duo, volume 2" Smalltown Superjazzz 2010, STSJ186CD
Lean Leaf to kwartet, w którym oprócz dwóch gitarzystów The Ex - Terrie'ego Hesselsa i Andy'ego Moora - grają Ken Vandermark i Paal Nilssen-Love. To, że ten kwartet w ogóle powstał, jest zasługą jednego z europejskich festiwali - zaproszono dwa improwizowane duety, które współpracowały ze sobą od długiego czasu. To tam po raz pierwszy mieli oni okazję się spotkać i stanąć razem na scenie. Później, wiosną 2008 roku, kwartet (grając w duetach i kwartecie), odbył swoją pierwszą, europejską trasę koncertową. I z niej właśnie pochodzi nagranie, które znalazło się na płycie (jest to pierwszy set koncertu w amsterdamskim Bimhuis, 19 marca 2008 r.).

Tym razem jednak, w przeciwieństwie do pierwszej części płyty (a drugiego setu tego koncertu), muzyka jest bardziej porwana, a mniej melodyjna. Płytę zaczyna gitarowy duet, tworząc porwaną, nierówną, zgrzytliwą muzyczną tkankę. Chropowatą i pełną przesterów. Andy i Terrie ciągną w tej formie cały dwunastominutowy utwór, a że inwencji im nie brakuje, więc nie ma tu chwili nudy. Vandermark i Nilssen-Love dołączają w drugim utworze. Na początku muzyka jest podobnie rozwichrzona, ale obecność saksofonu nadaje jej bardziej "jazzowy" charakter. Kwartet rozkręca się jednak z minuty na minutę, jakby wraz z upływającym czasem odnajdywali formę komunikacji wewnątrz grupy wśród niezliczonych zakrętów melodycznych, sonorystycznych i rytmicznych. Finał jest już taki jak pierwsza płyta - transowo-punkrockowy z zapętloną partią saksofonu i perkusji; mocny. 

Kolejna świetna płyta!
autor: Marcin Jachnik

Terrie Ex
: electric guitar
Andy Moor: electric guitarKen Vandermark: clarinet, tenor saxophone
Paal Nilssen-Love: drums

1. Knuckle Cracking Party
2. Chunk of Lung

płyta do nabycia na multikulti.com

sobota, 29 października 2016

Free Fall [Ken Vandermark / Havard Wiik / Ingebrigt Haker Flaten] "Gray Scale" Smalltown Superjazzz 2010, STSJ193CD

Free Fall [Ken Vandermark / Havard Wiik / Ingebrigt Haker Flaten] "Gray Scale" Smalltown Superjazzz 2010, STSJ193CD
Nim za tydzień zagości w Poznaniu, na jedynym w Polsce koncercie (Dragon, 22.11.2010), trio Free Fall, dotarła właśnie do nas najnowsza płyta składu, prowadzonego przez nadaktywnego Kena Vandermarka. Nagrana we wrześniu 2008 roku płyta prezentuje nowe oblicze zespołu, sygnalizowane co prawda na poprzedniej jego płycie - "The Point in a Line". Teraz bowiem grają oni muzykę w pełni improwizowaną, zupełnie odchodząc od komponowanych tematów. Nie ma tu więc charakterystycznych dla Vandermarka chwytliwych i wpadających w ucho tematów czy bardziej odwołujących się do współczesnej kameralistyki kompozycji Wiika. Muzyka jest bardzo, bardzo postrzępiona, kolażowa, szkicowa - brak jej bardziej zdecydowanych form, kolorów. Pozostaje w "skali szarości" - stąd też pewnie tytuł płyty. 

Szybkie zmiany temp i mocne operowanie w wysokich rejestrach brzmień klarnetu sprawiają, że obcujemy z muzyką niełatwą, sprawiającą problem, nieprzystępną przy pierwszym spotkaniu. Ale jest tu porozumienie, dialog, rozmowa. Czasem swobodnie rzucona fraza, za którą konsekwentnie podąża zespół. Niemała w tym zaleta Haker Flatena - to on wydaje się spajać band w jedną całość, łącząc w zwartą formę poczynania dwóch niemałej klasy osobowości - Kena Vandermarka i Havarda Wiika. To muzyka, którą można odkryć dopiero przy kolejnych z nią spotkaniach. I do której można wracać ze wcale niemalejącą przyjemnością. Tak samo jak do okładki płyty, zilustrowanej i tym razem zdjęciami Kena, tym razem zrobionymi nad Bałtykiem, w Mielnie, w maju 2007 roku. Świetnie korespondują one z muzyką zespołu.
autor: Marek Zając

Ken Vandermark: clarinet, bass clarinet
Havard Wiik: piano
Ingebrigt Haker Flaten: bass

1. Lividus
2. Griseus
3. Ravus
4. Caesius
5. Opacus
6. Argenteus
7. Cinereus
8. Incanus
9. Fumidus

płyta do nabycia na multikulti.com

wtorek, 10 listopada 2015

Barry Guy / Ken Vandermark "Occasional Poems" [2CD], Not Two 2015, MW9312

Barry Guy / Ken Vandermark "Occasional Poems" [2CD], Not Two 2015, MW9312
Nie pierwsze to wspólne - także nagraniowe (była już nagrana w trio - z Markiem Sandersem - podwójna płyta "Fox Fire") - spotkanie dwóch wybitnych instrumentalistów, liderów, ale też wizjonerów współczesnego jazzu - Barry Guya oraz Kena Vandermarka. Jednak – podejrzewam – żadno nie miało tej mocy, intensywności, tego poziomu wspólnego porozumienia, ale i zderzenia mocnych osobowości, co właśnie ten jeden jedyny duetowy koncert w podziemiach krakowskiej Alchemii, wydany teraz na płcie pod ciepło brzmiącym tytułem "Occasional Poems".

photo by Krzysztof Penarski
Od pierwszych chwil tego nagrania słychać tu bardzo klarownie dwie odmienne koncepcje w muzyki improwizowanej. Może inaczej - nie są to bardzo odległe od siebie koncepcje, ale ponieważ wywiedzione są z odmiennych tradycji (Guy'a - z tradycji europejskiej muzyki improwizowanej, z niemałym jednak wpływem komponowanej muzyki klasycznej - zwłaszcza współczesnej, jak i np. barokowej; Vandermarka natomiast z tradycji jazzowej, ze szczególnym uwzględnieniem free jazzu, ale również europejskiej muzyki improwizowanej), muzycznych korzeni - stąd też brzmieniowo różnią się od siebie.

Nade jednak wszystko, wszelkie te rozważania o tradycjach i źródłach muzyki obu tych jazzowych wizjonerów nie powinny nam przysłonić sedna ich wspólnego muzycznego spotkania - był to bowiem jeden z tych absolutnie niezwykłych wieczorów, kiedy magia stepuje na scenę i udziela się tak muzykom jak i publiczności. I nie jest tak, że te dwie osobowości gdzieś pośrodku się spotkały, że szukały kompromisu czy też płaszczyzny porozumienia, nie. Obaj - tak Guy jak i Vandermark - pokazali, że taka płaszczyzna w ich rozumieniu muzyki istnieje. Byli w tym wspólnym graniu sobą, w 100 procentach, niemal tak jakby grali solo. I przy własnych zdaniach i wizjach (korzeniach) w konsekwencji pozostali. Tworząc jednak przy okazji znakomitą muzykę, niepokojącą od pierwszej sekundy.

Barry Guy, photo by Krzysztof Penarski
Gdy grają razem jest o muzyka gęstych fraz przetykanych momentami ciszy, zwolnieniami, pełnymi inwencji i ciekawości pasażami zmierzającymi do kolejnego zagęszczenie, rozwijanymi w piękny sposób z wielką świadomością wyczucia formy jak i upływu czasu. Guy używa rozmaitych technik by poszerzyć możliwości brzmieniowe swojego instrumentu – wkłada pomiędzy struny różne przedmioty, uderza w nie, operuje smyczkiem zarówno na tych przedmiotach jak i strunach – nad i pod mostkiem, gra dwoma smyczkami. Wykorzystuje przy tym cały instrument, gra palcami na gryfie i pudle, w końcu czasem też świadomie instrument przestraja. Vandermark jest bardziej tradycyjny i silnie osadzony w jazzowych technikach gry, on nie preparuje instrumentu, nie zatyka czary by modulować brzmienie. Po prostu gra, a jego najbardziej rozpoznawalnym elementem jest wielka energia i elementy rockowej niemal stylistyki.

Ken Vandermark, photo by Krzysztof Penarski
Znakomicie to słychać w dwóch utworach które zagrane są solo – najpierw Ken Vandermark „Pan Metron Aryston”, potem Guy „Black, White, Red, Blue” (tu co prawda Ken towarzyszy Barry’emu w drugiej części cichutko na klarnecie). Vandermark tworzy energetyczną balladę, którą zaczyna długą, piękną, klasyczną frazą, by potem łamać jej brzmienie. W tym lirycznym, niemal modlitewnym charakterze muzyki pobrzmiewa echo twórczości Brötzmanna, z którym Vandermark spędził przecież niemało czasu. W połowie Ken łamie nieco utwór odchodząc od stricte jazzowej stylistyki i poszukując nowych sposobów ekspresji. Guy od początku tworzy misterium dźwięku, w którym ważne jest każde drgnienie struny i każde przesunięciem po niej palcem czy przedmiotem. Bardziej energetyczna jest druga część gdzie stosuje cała – niemałą – gamę swoich preparacji by w finale powrócić do skupionej, lirycznej również stylistyki.

Razem nie starają się oni stworzyć tu wielkiej suity i świetnie widać to choćby w przecudnej urody utworze "Riding the Air" będącym - w moim odczuciu - syntezą tych płyt, zderzeniem bez eksplozji, procesem od początku kontrolowanym i analizowanym, w którym każdy z partnerów w pełni wyraża siebie i mówi swoim głosem, nie zagłuszając jednak głosu partnera.

Nie wiem czy można mówić przy okazji tego nagrania o słuchaniu się siebie nawzajem, a raczej o podążaniu we wspólnym kierunku. Dobrze, że ta podróż możemy się - dzięki wytwórni NotTwo - zabrać razem z nimi. Piękna płyta!
autor: Marcin Jachnik

Barry Guy / Ken Vandermark, Alchemia, November 22, 2014, photo by Krzysztof Penarski

Barry Guy: double bass
Ken Vandermark: clarinet, saxophones

CD 1
1. Nature is a Wolf [11:24]
2. Light Cuts Shadow [12:15]
3. Shadow Cuts Light [8:49]
4. I Will Sing You of the Moments [7:50]

CD 2
1. States of Being [13:18]
2. Pan Metro Ariston (every good thing in measure) [7:35]
3. Black, White, Red, Blue [9:26]
4. Riding the Air [12:09]
5. Curving of the Wave [3:27]



płyta do nabycia na multikulti.com

piątek, 18 września 2015

The Vandermark 5 [Ken Vandermark / Dave Rempis / Fred Lonberg-Holm / Kent Kessler / Tim Daisy] "Annular Gift" NotTwo 2009, MW8252

The Vandermark 5 [Ken Vandermark / Dave Rempis / Fred Lonberg-Holm / Kent Kessler / Tim Daisy] "Annular Gift" NotTwo 2009, MW8252
Pierwsza płyta Vandermark 5, która została dla nowego wydawcy grupy - krakowskiej oficyny Not Two! Nagrania dokonano w dniach 14-15 marca br. w krakowskim klubie Alchemia. Muzyka która znalazła się na tym krążku balansuje pomiędzy sonorystycznymi dokonaniami współczesnej kameralistyki (zwłaszcza dedykowany Brechtowi i Weillowi "Spiel"), a mocno motorycznym, mainstreamowym graniem nie pozbawionym jednak licznych wycieczek w stronę free jazzu ("Table, Skull, and Bottles", "Cement" czy zamykający płytę "Cadmium Orange"). 

Vandermark 5 prezentuje się jako grupa w świetnej kondycji twórczej, a sam lider - zwłaszcza jako kompozytor - niezwykle imponuje. Nie tworzy już utworów opartych na jednym motorycznym temacie - jak zdarzało się to jeszcze na poprzednim albumie zespołu ("Beat Reader"). Jeżeli taki motyw pojawia się tutaj, jest wypracowany przez pierwszą cześć utworu, wieńczy kompozycję. Uderza dyscyplina i logika przeprowadzenia kompozycji - często od sonorystycznej dłubaniny i niemal mikrotonicznych dźwięków, przez solowe lub strukturalne improwizacje, po zwieńczenie w postaci klarownego tematu. Wszystko działa tu precyzyjnie, nie ma chwilki przestoju a na dodatek słuchacz nie jest w stanie przewidzieć, w jakim kierunku muzyka podąży, co jeszcze się tu może wydarzyć. 

W moim odczuciu malutkim mankamentem jest dźwięk - słuchając mam wrażenie olbrzymiego stłoczenia instrumentów na wąskiej przestrzeni. Jeżeli jednak przyjmiemy, że miała zostać oddana atmosfera małej, zapchanej widownią piwniczki w krakowskim klubie, to zostało to zrobione doskonale, nie mam uwag. Z tym większą tęsknotą wyczekuję jednak studyjnego albumu zespołu!!!
autor: Marek Zając

The Vandermark 5
Ken Vandermark: tenor saxophone, clarinet
Dave Rempis: alto saxophone, tenor saxophone
Fred Lonberg-Holm: cello
Kent Kessler: bass
Tim Daisy: drums

1. Spiel (for Bertolt Brecht and Kurt Weill) [20:27]
2. Table, Skull, and Bottles (for Bruno Johnson) [10:45]
3. Early Color (for Saul Leiter) [11:42]
4. Second Marker (for Ab Baars) [9:31]
5. Cement (for Michael Haberz) [12:29]
6. Cadmium Orange (for Francis Bacon) [8:44]

płyta do nabycia na multikulti.com

środa, 17 czerwca 2015

Pipeline [Mats Gustafsson / Ken Vandermark / Fredrik Ljungkvist / Guillermo Gregorio / Jeb Bishop / Per-Äke Holmlander / Joe Morris / David Stackenäs / Sten Sandell / Jim Baker / Fred Lonberg-Holm and others] "Pipeline" Corbett vs. Dempsey 2014, CVSDCD010

Pipeline [Mats Gustafsson / Ken Vandermark / Fredrik Ljungkvist / Guillermo Gregorio / Jeb Bishop / Per-Äke Holmlander / Joe Morris / David Stackenäs / Sten Sandell / Jim Baker / Fred Lonberg-Holm and others] "Pipeline" Corbett vs. Dempsey 2013, CVSDCD010
Czasami zdarza się nam w życiu możliwość zrobienie czegoś wartościowego. Jest to możliwe jednak tyle w ściśle określonym miejscu i czasie, dzięki splotom tysięcy drobnych powodów i okoliczności. I jeszcze bardzo często jest tak, że później już nie ma do tego powrotu.

To, że po kilkunastu latach możemy w końcu zapoznać się z częścią większego materiału zarejestrowanego w 2000 roku w Airwave Studio w Chicago jest wynikiem takiego właśnie splotu historii. Tego, że w ostatniej dekadzie ubiegłego stulecia pojawiła się w Chicago grupa kreatywnych, młodych, otwartych muzyków; długoletniej działalności w Chicago Johna Corbetta jako promotora i animatora muzycznego, ale również na polu sztuk plastycznych; zaproszeniu Petera Brotzmanna (przez Marsa Williama i Kena Vandermarka) do wspólnych koncertów i nagrań z czego powstał jego słynny chicagowski Tentem; i, będącej tego efektem, współpracy z Matsem Gustafssonem oraz innymi skandynawskimi muzykami. Ale sam zespół i te nagrania nigdy by nie powstały gdyby nie działalność szwedzkiego Universalu, który pod koniec ubiegłego wieku powołał do życia - niestety na bardzo krótko - sublabel mający wydawać muzykę awangardową ze szczególnym uwzględnieniem avant jazzu - Crazy Wisdom. Dyrektorem artystycznym tego przedsięwzięcia został Mats Gustafsson.
Mats Gustafsson

W ciągu kilku lat wydawniczej działalności, nakładem Crazy Wisdom ukazało sie bodaj 7 tytułów - dwie pierwsze płyty The Thing, Diskaholics Anonymous Trio, AALY Trio wraz z Kenem Vandermarkiem, tria Gul 3 (Henrik Olsson, Johan Arrias, Leo Svensson) oraz LSB (Ljungkvist / Strid / Berthling). Pieniądze na nagrania i promocje dawał szwedzki Uniwersal, nie ingerując w proces twórczy i w pierwszym okresie nie poddając płyt rynkowej (merkantylnej) weryfikacji. Na rok 2000 Mats Gustafsson zaproponował wytwórni stworzeniu kolektywu z amerykańskich i skandynawskich młodych muzyków, którzy razem mieli w Chicago zarejestrować wspólnie materiał na jedną lub kilka płyt, a następnie odbyć trasę po klubach Szwecji. Komponować - w założeniu - mieli wszyscy i wszyscy także mieli uczestniczyć w tym zespole na równych prawach. Universal się na to zgodził, zatwierdził projekt i wyasygnował na nie całkiem sporą sumę pieniędzy celem opłacenia przelotów, pobytu i kosztów studia. Tak oto narodził się zespół Pipeline.

Kolektyw stworzyło szesnastu muzyków: Mats Gustafsson. Ken Vandermark, Fredrik Ljungkvist, Guilermo Gregorio, Jeb Bishop, Per-Äke Holmlander, Joe Morris, David Stackenäs, Sten Sandell, Jim Baker, Fred Lonberg-Holm, Kent Kessler, Johan Berthling, Michael Zerang, Raymond Strid oraz Kjell Nordesson. W tym składzie nigdy razem nie grali i dobrą sprawę większość z nich poznała się dopiero przy okazji tego projektu, ale możliwości brzmieniowe (podobnie jak i koszty realizacji) były tu naprawdę przeogromne. I właśnie koszty tego projektu zaważyły na tym, że cały projekt Crazy Wisdom został zawieszony, a potem zakończony. A dwie wydane nakładem oficyny Johna Corbetta kompozycje to ledwie ułamek tego co Pipeline zarejestrowało podczas czterodniowej sesji w Chicago we wrześniu 2000 roku.

Na płytę Pipeline wybrano dwie bardzo długie kompozycje autorstwa Kena Vandermarka (Codeine Picasso) oraz Frederika Ljungkvista (In This Very Room). Pokomplikowane formalnie, elektroakustyczne kompozycje stworzone są z komponowanych bloków łączonych partiami improwizowanymi - tak solowymi, jak i granymi tutti. Czasami podczas solówek muzycy mają nabudować napięcie do określonego poziomu, gdy wejdą kolejne instrumenty i wprowadzą następny komponowany blok, czasami - wprost przeciwnie (jak Mats Gustafsson w kompozycji Ljungkvista) wyciszą ją niemal do zera. Czasami prowadzą improwizację do określonego motywu, czasami mogą dokonać wyboru z kilku melodycznych czy rytmicznych linii. Możliwości jest tu bardzo wiele stąd też każde późniejszych z koncertowych wykonań w bardzo znaczący sposób różniło się od studyjnej rejestracji. Wszyscy korzystają tu ze swoich przeogromnych doświadczeń - wszak wielu spośród muzyków tu zebranych tworzyło już choćby Tentet Brotzmanna czy też New Orchestrę Barry'ego Guya. A zebrany tu ludzki potencjał dawał wprost nieograniczone możliwości.

To, co najbardziej mi imponuje gdy słucham tego nagrania, to klarowność i logika. I tempo oraz dyscyplina. Bo utrzymanie go, zgranie tak wielu grających kompozycję i improwizujących równocześnie muzyków jest chyba kluczowym problemem w tego typu składach. Imponuje zgranie, zrozumienie, ale i podporządkowanie własnego ego brzmieniu, spójności zespołu, o które - co dowodzi historia wielu kolektywów - wcale nie jest łatwo. To muzyka fomalnie trudna, ale tak pełna energii i radości kreacji, jak tylko jest to możliwe. I zarażająca nią słuchacza w iście zakaźny sposób. Polecam koniecznie i to wcale nie tylko miłośnikom awangardowych bigbandów!
autor: Marcin Jachnik

Mats Gustafsson: tenor saxophone
Ken Vandermark: clarinet, tenor saxophone
Fredrik Ljungkvist: clarinet, tenor and baritone saxophone
Guillermo Gregorio: clarinet, alto saxophone
Jeb Bishop: trombone
Per-Äke Holmlander: tuba
Joe Morris: guitar
David Stackenäs: guitar
Sten Sandell: piano
Jim Baker: ARP synthesizer, piano
Fred Lonberg-Holm: cello
Kent Kessler: bass
Johan Berthling: bass
Michael Zerang: drums, percussion
Raymond Strid: drums, percussion
Kjell Nordeson: drums, vibes, percussion

1. Codeine Picasso 33:53
2. In This Very Room 29:50



płyta do nabycia na multikulti.com

wtorek, 7 kwietnia 2015

Sonore [Peter Brötzmann / Mats Gustafsson / Ken Vandermark] "Call Before You Dig. Loft / Koln", Okka Disk 2009, OD12083


Sonore [Peter Brötzmann / Mats Gustafsson / Ken Vandermark] "Call Before You Dig. Loft / Koln", Okka Disk 2009, OD12083
Najnowszy album super-tria Sonore to ponad dwie godziny muzyki mieniącej się najprzeróżniejszymi odcieniami - od dzikiego, znanego z wcześniejszych produkcji lidera Petera Brötzmanna, i partnerujących mu Matsa Gustafssona i Kena Vandermarka, wrzasku, zgiełku i furii, po chwilami nostalgiczne wręcz zamyślenie i elementy muzycznej melancholii. Brötzmann nigdy jednak nie pozwala sobie i partnerom przekroczyć granicy, poza którą możemy muzykę nazwać piękną czy pełną harmonii - w klasycznym rozumieniu tych słów.

Sesja nagraniowa została zrealizowana pod koniec europejskiej trasy tria ( w trakcie niej muzycy grali również w naszym kraj: w Słupsku, Krakowie i Poznaniu). "Call Before You Dig" to album dwupłytowy, nagrany w dniach 12-13 grudnia 2008 roku w kolońskim klubie Loft. Przy czym pierwsza płyta to nagranie koncertowe, na drugiej natomiast koncertowa salka potraktowana została jak klasyczne nagraniowe studio - materiał zarejestrowano bez udziału publiczności. Takie zestawienie daje obraz odmienności dwóch sytuacji - koncertu i studia; pokazuje, w jaki sposób publiczność - sama jej obecność, gdyż dla nas jej reakcja pozostaje prawie niesłyszalna (starannie usunięto tutaj - na ile to było możliwe - wszelkie oklaski i inne dźwięki niepochodzące od muzyków) - odmienia muzykę trójki improwizatorów. Koncertowe improwizacje są długie, często (np. "Charged By The Ponds"czy "Mailbox For An Attic") trwają po kilkanaście minut, muzycy rozwijają kolejne wyimprowizowane motywy (Peter wprowadza w "Sake-Horn" także temat komponowany) powoli, często nawzajem sobie je dekonstruując - tak by muzyka wciąż pozostawała pełną napięcia. Nawet gdy grają tematy, o których możemy powiedzieć, że są balladowe (Vandermark na basowym klarnecie w "Mountains Of Love" czy Brötzmann w "Shake-Horn"), napięcie nie opada, ale niczym chwilę przed burzą, pozostaje niemal namacalnie obecne.

Studyjna płyta przynosi natomiast utwory zdecydowanie krótsze (tylko jeden spośród siedemnastu przekracza pięć minut) i siłą rzeczy są raczej szkicami - brak tu miejsca dla długich improwizacji solowych, a batalie zbiorowe są niezwykle esencjonalne. W "Hardline Drawling" (rozpoczętym niewiarygodną partią tarogato Brötzmanna) czy "Rat Bag" (gdzie niezwykle mocne tempo narzuca od pierwszych dźwięków rozwibrowany klarnet Vandermarka) triowe improwizacje są niezwykle intensywne, ale też wygasają nagle - w tym drugim utworze przechodzą w spokojną, pełną nostalgii balladę rozburzaną i ponownie "nakręcaną" chrapliwym brzmieniem instrumentu Mistrza z Wuppertalu. Na drugim albumie zdecydowanie większą rolę odgrywa w muzyce cisza - na przykład w "A Letter From The Past" czy "Blue Stone". Pierwszy też raz sięgają muzycy po komponowany temat kogoś spoza tria - "Iranic" Jimmy'ego Giuffre staje się jednak pretekstem do stoczenia jeszcze jednej potyczki zamkniętej kilkoma taktami tematu. Podobnie rzecz się ma z kompozycją Brötzmanna "Dark Clud Blues", chociaż tutaj właściwie nie dochodzi do zbiorowego paroksyzmu - cały utwór jest raczej stonowany. Płytę kończy mocny i niezwykły akcent - "Hard To Believe But Goud To Know", w którym Mats gra na bartonie, Ken - na klarnecie basowym, a Peter na basowym saksofonie. Intensywny, gorący, żarliwy "krzyk" instrumentalistów zostaje wyciszony mniej więcej minutę przed końcem i płyta kończy się kilkoma taktami niskich dźwięków zmierzających w stronę ciszy, by za chwilkę ją "przekroczyć", i zostawić nas z nią sam na sam. Jakby chcieli odejść niezauważeni.

Muzyka tutaj jest demokratyczna - każdy z muzyków ma wpływ na to jak ona się potoczy, w którą stronę pójdzie, współtworzy ją. Ale nie w pełni - najważniejszym jej składnikiem jest bowiem Peter Brötzmann. To on kieruje i rozdziela; decyduje, kiedy można wprowadzić komponowany temat (jak choćby w "Sake-Horn"), a kiedy rozbić strukturę, bo właśnie zaczyna się robić "pięknie". Porównując tą płytę z wcześniejszymi nagraniami zespołu jest ona w moim odczuciu bardziej komunikatywna (jeżeli w przypadku Sonore można w ogóle stosować taką hierarchię). Zmieniło się nieco nastawienie poszczególnych muzyków - Peter Brötzmann zdaje się mocniej akcentować elementy melodyczne, Mats Gustafsson słabiej zaznacza swoją muzyczną obecność, co zdecydowanie wpływa na kolektywny charakter muzyki tria. Tym samym Ken Vandermark - wcześniej ten, który wyznaczał granicę dzikiej improwizacji, próbował ją w jakiś sposób kiełznać i znaleźć język komunikacji z partnerami czy choćby płaszczyznę komunikacji, ma większą swobodę ruchu i może błysnąć - zwłaszcza, gdy chwyta za klarnet.

Mikołaj Trzaska mówił mi rok temu o Brötzmannie, że "gra on w tej chwili rzeczy niewiarygodne". I rzeczywiście, słuchając koncertów przed rokiem, zeszłym tygodniu czy podwójnego albumu teraz nie mogę oprzeć się wrażeniu tego, że jest to Jego "opus magnum". Wciąż pozostaje sobą, muzykiem bezkompromisowym, nie wchodzącym na żadne układy czy to z publicznością czy muzycznym biznesem, ale również z sobą samym. Wierzącym w słuchaczy i stawiającym im równie wysokie - jak samemu sobie - wymagania. A równocześnie czas zdaje się przydawać mu głębi, wygładzać nieco oblicze i czynić go jeszcze "piękniejszym" (choć równie dzikim i wolnym) niż w przeszłości.
autor: Wawrzyniec Mąkinia

Peter Brötzmann: alto saxophone, tenor saxophone, bass saxophone, tarogato, b-flat clarinet
Mats Gustafsson: tenor saxophone, baritone saxophone, b-flat clarinet, bass clarinet
Ken Vandermark: tenor saxophone, baritone saxophone, flutophone

CD 1 [concert 12/12/2008]:
1. The Cliff
2. Mountains of Love
3. Shake-Horn
4. Unreconized Reflections
5. Charged By The Pounds
6. Mailbox for an Attic
7. Call Before You Dig

CD 2 [studio 13/12/2009]
1. The Ravens Cry At Dawn
2. Better A Bird Than A Cow
3. Human Fact
4. Iranic / J.Giuffre
5. A Letter From A Past
6. The Bitter The Better
7. The Longer The Lieber
8. Birds Of The Underworld
9. Waiting For The Dancing Bear
10. A Dyed String
11. Hellpig
12. Zipper Backwards
13. Dark Cloud Blues
14. Bluestone
15. Hardline Drawing
16. Rat Bag
17. Hard To Believe But Good To Know


płyta do kupienia na multikulti.com

niedziela, 7 grudnia 2014

The Margots [Adrienne Pierluissi / Ken Vandermark / Tim Daisy / John Dereszynski / Nick Macri / Rick Reger] "Pescado", Okka Disk 2013, OD12093

The Margots [Adrienne Pierluissi / Ken Vandermark / Tim Daisy / John Dereszynski / Nick Macri / Rick Reger] "Pescado", Okka Disk 2013, OD12093
The Margots - nowy zespół z udziałem Kena Vandermarka nie jest jego autorskim projektem, ale też prawdopodobnie nie byłoby go, gdyby nie osoba chicagowskiego saksofonisty i kompozytora. Lub też brzmiałby on diametralnie inaczej.

Nie pierwsze to spotkanie Vandermarka z muzyką raczej rockową niż jazzową, ale też chyba po raz pierwszy śmiało można mówić o nim jako o kompozytorze piosenek. Zdarzyło się to wcześniej tylko jeden jedyny raz (na płycie sygnowanej przez Maca McCaughana, wokalistę Portastatic, "Perfect Little Door" jest jedna piosenka z muzyką Vandermarka, ale wcześniejsza kompozycja została tylko zaadoptowana do tej formy), chociaż aranże wychodziły już spod jego ręki - czy to dla Common Rider, czy też dla The Ex z Getatchew Mekurią. I chyba właśnie to ostatnie doświadczenie - współpraca z holenderskimi dinozaurami punk rocka - wpłynęło na to, że Ken Vandermark zdecydował się na udział w takim właśnie projekcie. To i chyba osoba Adrienne Pierluissi, z którą Vandermark przyjaźni się od połowy lat dziewięćdziesiątych - to jej obraz wykorzystał na okładce płyty DKV Trio "Live in Wels & Chicago". Bo to ona jest autorką wszystkich – prócz jednego, autorstwa Joe McPhee – tekstów i większości muzyki na płycie. No i jeszcze na niej śpiewa, a czyni to w niezwykle klimatyczny sposób.
The Margots
Płyta "Pescado" jest znakomitą hybrydą rocka i progresywnego jazzu, właśnie spod znaku chicagowskiej sceny i Kena Vandermarka. Inspirowane z jednej strony dorobkiem Roberta Wyatta i jego "Comicoperą", z drugiej tropikalią (brazyliską stylistyką z późnych lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku), ale też dzięki zaangażowanym w to wybitnym instrumentalistą, muzyka ma bardzo indywidualny charakter. Na pierwszym planie jest pogodny głos Adrienne Pierluissi, śpiewając po angielsku i hiszpańsku. Od pierwszego dźwięku słychać, że nie jest ona wykształconą wokalistką. Ma za to w głosie ciepło, wdzięk i wielką pogodę ducha, która potrafi świetnie udzielić słuchaczom. Znakomicie operuje tu harmonią gitarzysta John Dereszynski, nadając piosenkom indie-rockowy charakter. Ale ta muzyka byłaby jednostajna gdyby zabrakło Kena Vandermarka - to on nadaje jej pazur, stylistyczną różnorodność i inicjuje zmiany charakteru muzyki w ramach poszczególnych kompozycji. Znakomitym przykładem jest kompozycja "April", która z niemal melancholijnej ballady zamienia się w inspirowaną funkowymi rytmami piosenkę.

"Pescado" wywodzi się z tej samej muzycznej rodziny, co wspólny projekt Neneh Cherry i The Thing, ale nie znajdziecie tu coverów, co - przynajmniej w moich oczach - czyni tę płytę jeszcze bardziej interesującą. Znakomite kompozycje, świetne i niebanalne aranżacje, cudowne wykonanie. Mistrzowski album!
autor: Marcin Jachnik

Adrienne Pierluissi: vocals
Tim Daisy: drums, percussion 
John Dereszynski: guitars
Nick Macri: bass
Rick Reger: keyboards
Ken Vandermark: reeds

1. Intro Memory
2. No Lo Sabia
3. Grey
4. Pescado
5. Mr Altruistic
6. April
7. Black And White
8. Sword
9. Love Song
10. Husbands
11. Drown
12. Echoes of Memory
13. Anda



płyta do kupienia na multikulti.com

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Ken Vandermark's Topology Nonet featuring Joe McPhee "Impressions of PO Music" Okka Disk 2013, OD12095

 Ken Vandermark's Topology Nonet featuring Joe McPhee "Impressions of PO Music" Okka Disk 2013, OD12095
Granie utworów w obecności kompozytora zawsze jest wyzwaniem dla interpretatora. Zaproszenie kompozytora do jako solisty może zakrawać na bezczelność. Tym bardziej więc ciekaw byłem nagrania projektu Ken Vandermark's Topology Nonet, jakie w ubiegłym roku ujrzało światło dzienne za przyczyną wznawiającej wydawniczą aktywność oficyny OkkaDisk.

Na płytę złożyły się kompozycje Joe McPhee powstałe w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia i pierwotnie nagrywane dla szwajcarskiej oficyny HatHut Records. Większość płyt z których pochodzą to dziś już prawdziwe białe kruki, a część z nich wciąż jeszcze nie doczekała się kompaktowej edycji (i pewnie wobec zmieniającego się rynku muzycznego doczekamy ich tylko w formacie mp3 lub flac). A wielka to szkoda bo dokumentują one chyba najważniejszy okres kompozytorskiego rozwoju muzyki tego amerykańskiego trębacza i saksofonisty, który po dziś nie doczekał się należnego mu miejsca i uznania wśród krytyków po obu stronach Wielkiej Wody. Teraz jednak, za sprawą admiratora twórczości McPhee - Kena Vandermarka - możemy sięgnąć po te fantastyczne utwory w mocno uwspółcześnionych wersjach.

Ken sięga po te kompozycje jak po swoje. Czerpie i wybiera z nich co dla niego interesujące i co uważa za esencję kompozycji. Wybiera więc tematy, przeszczepia melodykę, ale składa je na nowo, buduje ich złożoność w sobie właściwy, współczesny sposób. I wcale bym nie wykluczał, że grając je na żywo postępuje z nimi tak ze swoimi kompozycjami na duże składy. Własne utwory składa z poszczególnych elementów za każdym razem w nowy sposób, ingerując przed każdym kolejnym koncertem w zamkniętą zdawałoby się formę. Więc kompozycje nie mają skończonego kształtu, na każdym koncercie zyskują ją jakby na nowo.

Tutaj granice "brył" zarysowane są wyraźnie - stąd też moje przeczucie, ale nie jest to pewność. Słychać jednak pomiędzy nimi zmiany i napięcia dlatego też wydaje mi się uzasadnione. Natomiast nie robią wrażenia eklektycznych, lecz układają się w jednorodną całość. Vandermark zresztą nie daje tu przysnąć muzykom, nie pozwala na chwilę nudy, bardzo dba o zwartość i wyrazistość formy. Także w pewien sposób ogranicza - czasem - inwencję solisty. Ale dzięki temu muzyka zyskuje tak na napięciu jak i tempie, a fragmenty tutti gdy zespół gra zupełnie free są na tej płycie raczej ewenementem.

A sama muzyka? Cóż jest piękna, drapieżna i kreatywna jednocześnie – jak sam Joe McPhee. I jeszcze liryczna, bo to bardzo ważna cecha jego charakteru. Zresztą Ken nigdy nie ukrywał, że właśnie tak patrzy na muzyków – są oni w jego odczuciu tacy jak ich twórczość. W takiej formule wielka zasługa lidera (Vandermarka), jak i poszczególnych instrumentalistów. No i myślę, że obecność Joe także zrobiła swoje. Muzyka dzięki jest chyba jeszcze bardziej skupiona i chyba wyrażą maksymalną koncentrację wykonawców podczas samego nagrania. Piękna płyta pokazująca jak ważną postacią był i jest Joe McPhee dla współczesnego awangardowego jazzu.
autor: Marek Zając


Ken Vandermark & Joe McPhee

Joe McPhee: tenor saxophone
Jason Adasiewicz: vibraphone
Josh Berman: cornet
Jeb Bishop: trombone
Tim Daisy: drums
Kent Kessler: bass
Fred Lonberg-Holm: cello, electronicsDave Rempis: saxophones
Ken Vandermark: clarinet, bass clarinet, tenor saxophone

1. Impressions of Astral Spirits/Age
2. Impressions of Future Retrospective
3. Impressions of Sweet Dragon
4. Impressions of Goodbye Tom B.
5. Impressions of Eroc Tinu
6. Impressions of Pablo/Violets For Pia
7. Impressions of Knox

płyta do kupienia na multikulti.com

wtorek, 1 lipca 2014

Lean Left [Ken Vandermark / Paal Nilssen-Love / Terrie Ex / Andy Moor] "Live at Area Sismica", Unsounds 2014, 41u

Lean Left [Ken Vandermark / Paal Nilssen-Love / Terrie Ex / Andy Moor] "Live at Area Sismica", Unsounds 2014, 41u
Lean Leaf to kwartet w którym oprócz dwóch gitarzystów The Ex - Terrie'ego Hesselsa i Andy'ego Moora - grają Ken Vandermark i Paal Nilssen-Love. To, że ten kwartet w ogóle powstał, jest zasługą jednego z europejskich festiwali - zaproszono dwa improwizowane duety, które współpracowały ze sobą od długiego czasu. To tam po raz pierwszy mieli oni okazję się spotkać i stanąć razem na scenie. Później, wiosną 2008 roku, kwartet (grając w duetach i kwartecie), odbył swoją pierwszą, europejską trasę koncertową. I od tego czasu pojawia się na scenach klubów i festiwali europejskich rokrocznie.

Najbardziej zaskakującą tu rzeczą jest w ich muzyce niezwykła melodyjność poszczególnych utworów. Dzikiej energii czy zgrzytliwych gitar spodziewać się po członkach kwartetu można zawsze, ale melodyjnych fraz czy konsekwentnie budowanych na nich utworów trudno się spodziewać po w pełni improwizowanej muzyce partnerów, do tej pory nie słynących raczej z umiłowania melodii. Hessels i Moor doświadczają swoje instrumenty na tysiąc różnych sposobów - do gry używają zębów, kuchennych noży; szorują gryfami po ziemi. Równie aktywny jest Nilssen-Love, który w tym nagraniu wydaje się iście sturęki. Najspokojniejszy jest tu Vandermark - to on dyscyplinuje i ogranicza rozbuchaną energię partnerów.

Mimo iż to już w sumie szóste nagranie Lean Left, muzyka wciąż zaskakuje energią, świeżością i radością grania. Polecam bardzo!
autor: Marcin Jachnik

Ken Vandermark: tenor saxophone, baritone saxophone, Bb clarinet
Paal Nilssen-Love: drums 
Terrie Ex: left guitar
Andy Moor: right guitar

1. Traitors Head [17:38]
2. Moti [6:04]
3. Terpuk [24:28]
4. South Sister [12:25]
5. Cleft Segment [5:13]
6. Gada Ale [6:48]



płyta do kupienia na multikulti.com

sobota, 12 kwietnia 2014

Made To Break [Ken Vandermark / Christof Kurzmann / Devin Hoff / Tim Daisy] "Cherchez la Femme" Trost 2014, TR127.


Made To Break [Ken Vandermark / Christof Kurzmann / Devin Hoff / Tim Daisy] "Cherchez la Femme" Trost 2014, TR127.
Trzecia płyta kwartetu nagrana została w tym samym składzie osobowym, co dwie pierwsze realizacje Made to Break. Vandermark rozwija tu i penetruje przy tym te same obszary, co na dwóch poprzednich albumach, ale w odróżnieniu od nich - jest to pierwsze nagranie zarejestrowane w sterylnej przestrzeni studia nagraniowego.

Niewiele się zmienia więc w odniesieniu do struktury kompozycji, ale zamknięta przestrzeń pozwala na bardzo precyzyjną realizację projektu z niezwykłą dbałością o detale. Dzięki temu znakomita jakość nagrania ukazuje muzykę kwartetu w zupełnie nowym świetle. To, co na płytach "Provoke" i "Lacerba" wydawało się improwizacją czy chociażby jej elementem, niczym w muzyce wcześniejszego projektu Kena - Vandermark 5 - tutaj okazuje się być organiczną, zaprojektowaną przez autora kompozycji strukturą. Nie znaczy to przy tym wcale, że dwie poprzednie realizacje są złe, nie. Ale dopiero na "Cherchez La Femme" możemy w pełni docenić zamysł twórcy kwartetu oraz wkład pracy zespołu, dzięki czemu muzyka brzmi w tak nierozerwalny, organiczny sposób.

Made to Break jawi mi się przy tym, jako kontynuacja idei rozwijanych wcześniej w V5. Oczywiście odmienny skład - obecność elektroniki i elektrycznego basu zamiast wiolonczeli i akustycznego instrumentu Kenta Kesslera - sytuują muzykę zespołu w zgoła odmiennych rejonach, ale w gruncie rzeczy - pomysły są takie same. Polemizowałbym też z tymi, którzy widzą tu odmienne podejście do muzycznej materii. Co bowiem oznacza "modułowa struktura"? Czyż moduły nie występowały w kompozycjach z okresu V5? Czyż nie tak zbudowana była choćby "Camera" jeszcze z okresie, gdy na puzonie grał tam Jeb Bishop? Czy nie tak powstawały rozbudowane, wielowątkowe kompozycje dla Resonance? To, że są elementy noise'u, współczesnej elektroniki; to, że brakuje elementów swingu nie oznacza jeszcze jakieś radykalnej zmiany. Zgoda, muzyka brzmi inaczej, ale mamy do czynienia z pewnym rozwojem pomysłów na wspólne granie, a nie z radykalną jego zmianą. To, że w warstwie brzmieniowej jest odmiennie - zgoda, ale spójrzmy pod powłokę, zerknijmy głębiej, a przekonamy się, że tak wiele tych projektów nie różni.

Energia, brutalna momentami w partiach saksofonu, pozostaje bez wątpienia od lat ta sama. I to zdecydowanie, od pierwszych nut, zbliża te projekty do siebie. Jednak Ken z upływem czasu zdaje się obejmować wzrokiem i zagarniać do swojej muzyki coraz to nowe obszary. Przetwarza je i włącza, jako inspiracje w obszar swojej twórczości. I to tak naprawdę jedyna różnica między Made to Break i dawnym kwintetem. Ale i świadectwo ciągłego, nieprzerwanego rozwoju. Chociaż on sam w głębi duszy (w jego grze słychać to chyba najpełniej) pozostaje wciąż taki sam.

A płyta - cóż, to znakomita mieszanka jazzu, noise'u, współczesnej elektroniki i muzyki komponowanej z elementami improwizacji, połączonych tak, że nie sposób już rozeznać gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie. Po prostu - znakomita!
autor: Wawrzyniec Mąkinia

Christof Kurzmann: electronics
Devin Hoff: bass
Ken Vandermark: reeds
Tim Daisy: drums

Made to Break [Tim Daisy, Christof Kurzmann, Devin Hoff, Ken Vandermark]; photo by Cesar Merino
1. Sans Serif - For Betty Davis and Sleater Kinney [14:04]
2. Capital Black - For Helen Frankenthalter and Joan Mitchell [18:20]
3. The Other Lottery - For Helen Levitt and Susan Meiselas [14:14]


Płyta do kupienia na multikulti.com także w wersji winylowej.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Made To Break [Ken Vandermark / Christof Kurzmann / Devin Hoff / Tim Daisy] "Provoke", Clean Feed 2013, CF273.

Made To Break [Ken Vandermark / Christof Kurzmann / Devin Hoff / Tim Daisy] "Provoke", Clean Feed 2013, CF273.

Płytowy debiut nowego kwartetu Made To Break prowadzonego przez Kena Vandermarka to wynik trzech koncertów, jakie zagrali oni w Lizbonie podczas obchodów dziesięciolecia portugalskiej wytwórni Clean Feed. Prócz lidera zespół tworzą - basista Devin Hoff, perkusista Tim Daisy oraz odpowiedzialny za elektronikę Christoff Kurzmann.

Nowy oznacza tutaj także próbę odmiennego podejścia chicagowskie saksofonisty do muzycznej materii, nawet jeżeli wykorzystuje on tutaj metody wcześniej stosowane choćby w projektach FME, Frame Quartet czy Spaceways Inc.

Główną zasadą, według której powstałą muzyka kwartetu jest jej "modułowa organizacja" - poszczególne kompozycje zbudowane są z bloków, które z kolei mogą być oparte na jednym z trzech zasadniczych elementów: temacie, rytmie lub strukturze. Moduły te oczywiście można przestawiać w obrębie kompozycji za każdym razem na nowo budując - odmienny od innych - szkielet kompozycji. Taki sposób tworzenia bywa także nazywany "improwizacją strukturalną", ponieważ przy zachowaniu poszczególnych składowych elementów pozwalana na eksperymentowanie z ostateczną formą kompozycji. Inną rzeczą jest pisanie np. dwóch lub trzech partii na któryś z instrumentów zespołu, tak by każdy z instrumentalistów mógł sam wprowadzać dodatkową zmienną i w jakiejś mierze swoimi wyborami determinować brzmienie zespołu i końcowy wydźwięk kompozycji.

"Staram się wyjść poza jazzową estetykę i wykorzystać różne źródła moich rytmicznych i melodycznych pomysłów, ale których inspiracją są często odmienne gatunki muzyki, którymi jestem zainteresowany - funk, rock, europejska awangarda i scena free improv czy choćby i dorobek tzw. szkoły nowojorskiej - Cage'a, Feldmana, Wolffa, Browna; aby znaleźć nowe sposoby organizowania komponowanej materii", mówi Vandermark.

Niektóre z modułów są porywające, inne zdają się być bardziej abstrakcyjne i chaotyczne, a jeszcze inne są jakby układanką w trakcie tworzenia. Zawsze jednak musimy pamiętać, że jest to tylko jedno z nieskończenie wielu możliwych rozwiązań w ramach jednej i tej samej kompozycji. Fascynująca płyta!
autor: Marek Zając


Christof Kurzmann: electronics
Devin Hoff: bass
Ken Vandermark: reeds
Tim Daisy: drums

1. Further (For John Cage) 23:35
2. Presentation (For Buckminster Fuller) 20:07
3. Of The Facts (For Marshall McLuhan) 19:13

płyta do nabycia na multikulti.com

piątek, 19 października 2012

Paul Lytton / Nate Wooley + Ikue Mori & Ken Vandermark "The Nows", Clean Feed 2012, CF260


Paul Lytton / Nate Wooley + Ikue Mori & Ken Vandermark "The Nows", Clean Feed 2012, CF260
Ten dwupłytowy album ma wiele twarzy, bo też zabrano tu rejestracje odmiennych koncertów duetu Paul Lytton / Nate Wooley z udziałem zupełnie odmiennych artystycznych osobowości (Ikue Mori i Ken Vandermark), posługujących się w dodatku tak różnym instrumentarium jak laptop oraz saksofon i klarnet. Jakby tego było mało, pierwsza część każdej z płyt to występ duetu, a dopiero w drugiej części - trio.

Pierwsza płyta, z gościnnym udziałem specjalistki od rozmaitych elektronicznych brzmień (Ikue Mori) zarejestrowana została w nowojorskim klubie The Stone. Ten pierwszy dysk jest w moim odczuciu drogą od jednak w miarę uporządkowanego świata duetu do kompletnego dźwiękowego chaosu, który - co tu dużo kryć - ma też swoje uroki. Duet stosuje tu dużo znanych ze sceny free improv chwytów, ale - jako miłośnik raczej swingowych konstrukcji - mam wrażenie, że nie wykształca własnego muzycznego języka. Jest to uporządkowane troszkę tak, jak rozmowa między ludźmi - po pytaniu zawsze przychodzi odpowiedź, a gdy wypowiedź jest dłuższa - mamy narrację tworzącą pewną dźwiękową fabułę. Jednak rozmówcy - może błędne to wrażenie - posługują się nieco odmiennymi językami. Gdy jednak wsłuchać się w rozmowę traktując ją jak zbiór dźwięków tworzących muzykę (w oderwaniu od treści) ma to sens i swoiste piękno. Akcenty, zaśpiewy, strzępki fraz i melodii układają się w fascynującą tkankę. Czasem tworzą harmonię przez chwilkę, czasem zgrzytliwe dysonanse. Jest w tym urok i trudno się od tego oderwać.

Gdy jednak dochodzi Ikue Mori wszyscy zaczynają przemawiać jednocześnie, a o uporządkowanej w jakikolwiek sposób formie trudno mówić. Każdy zdaje się być zamknięty w małym, własnym światku i w morzu zgrzytliwych tonów trudno jednoznacznie określić spod czyjej ręki wyszedł dany dźwięk. Na tej płycie dopełnieniem muzyki jest cisza - to w niej gaśnie muzyka i odnajdujemy harmonię.

Odmienna zupełnie jest druga płyta zarejestrowana w chicagowskim Hideout'cie. Tutaj odbywamy podróż w zupełnie odmiennym kierunku. Zaczyna duet, ale pierwsze dwa utwory już nie zdają się być rozmową, lecz poszukiwaniem dźwięku, jego misterium. W przeciwieństwie jednak do nagrania z Ikue Mori, tutaj interakcje pomiędzy partnerami są czytelne i widoczne, a wszechogarniający chaos nie jest w stanie zwyciężyć narracyjnej formy. Ta jednak znajduje swoją pełnię, gdy na scenie do duetu dołącza Ken Vandermark. Ten nadaktywny muzyk miał wcześniej juz okazje współpracować z każdy z członków duetu oddzielnie (CINC i "English Suites" z Lyttonem, soundtrack do filmu "Parradox Sound" z Wooleyem) i znakomicie zna ich możliwości. Wie, co ich w muzyce interesuje. Dla samego Vandermaka - jak miałem kiedyś okazję czytać - muzyka jest formą komunikacji a "porozumienie" czymś w muzyce nadrzędnym. Taki też model udaje mu się narzucić wykorzystując do tego tradycję improwizowanego jazzu, w jego twórczości obecną od zawsze.

Fascynująca muzyczna przygoda, wiele różnorodnych chwil i koniec (ten z Kenem) wieńczący dzieło.
autor: Marcin Jachnik



Paul Lytton: percussion
Nate Wooley: trumpet, amplifier
Ikue Mori: computer [only on CD 1 - tracks 2 & 3]
Ken Vandermark: bass clarinet, clarinet, tenor saxophone, baritone saxophone [only on CD 2 - tracks 3, 4 & 5]


CD 1
Live at The Stone, NYC, March 2, 2011

1. Free Will, Free Won't
2. Abstractions And Replications
3. Berlyne's Law


CD 2
Live at The Hideout, Chicago, March 16, 2011

1. Men Caught Staring
2. The Information Bomb
3. Automatic
4. Destructive To Our Proper Business
5. The Ripple Effect


płyta do kupienia na multikulti.com

poniedziałek, 1 października 2012

Platform 1 [Ken Vandermark / Magnus Broo / Steve Swell / Joe Williamson / Michael Vatcher] "Takes Off", Clean Feed 2012, CF255


Platform 1 [Ken Vandermark / Magnus Broo / Steve Swell / Joe Williamson / Michael Vatcher] "Takes Off", Clean Feed 2012, CF255

Platform 1 to najnowszy kwintet z udziałem Kena Vandermarka - nie jest on tutaj wyłącznym liderem zespołu. Vandermark - co udowodnił juz wielokrotnie - nie jest muzykiem jednego projektu. Równocześnie tworzy i uczestniczy w bardzo wielu zespołach, przenosząc idee z jednego do kolejnych. Czasami w małych składach testuje pomysły, urzeczywistniane w dużych zespołach (w przeszłości było tak chociażby z FME i Territory Band), czasami gra zupełnie free (jak chociażby w CINC), zawsze jednak dbając o zupełnie unikatowe brzmienie grupy. Nie inaczej jest i tutaj, chociaż strona formalna poszczególnych kompozycji, jak i ich korzenie są mocno zróżnicowane.

Vandermark w swych autorskich kompozycjach rozwija tu formalne idee swojego autorskiego kwintetu [Vandermark 5], ale wpływy rockowe i motoryczna energia nie są tutaj wiodące. Bardziej miękkie i odmienne instrumentarium zespołu sprawia, iż bardziej widoczne staje się tutaj sięgnięcie do jazzowych korzeni muzyki improwizowanej, a poszerzona - w porównaniu z V5 - sekcja dęta sprawia, iż więcej tu odwołań do swingu czy nawet dixielandu niż we wcześniejszych grupach Kena Vandermarka. Oczywiście nie są to cytaty z muzyki lat trzydziestych ubiegłego wieku - wszystko to przetworzone jest przez naszą współczesną, eklektyczną wrażliwość.

Magnus Broo mocniej odwołuje się do muzyki etnicznej - w "Portal #33" wyraźnie pobrzmiewają (dalekie - co prawda) echa muzyki bałkańskiej - i swingu, niekiedy (jak w "Dim Eyes") łączonego z niesamowitą energią. Kompozycje szwedzkiego trębacza są wirtuozerskie, komunikatywne i najbardziej przebojowe na płycie "Takes Off".

Najbliższe eksperymentowi na jazzowym polu są natomiast te utwory, które wyszły spod pióra Steve'a Swella. Wciąż jeszcze u nas niedoceniany puzonista jawi się w tym zestawieniu, jako niezwykle odważny kompozytor i zjawiskowy muzyk, potrafiący snuć niezwykłe wizje ("Compromising Emanations"), jak i przykrawać je do kompozycji partnerów (połączone z kompozycjami Williamsona "Tempest" oraz "For Derek's Kids"). Swell znakomicie wie, co można zrobić z piękną frazą tematu, jak ją przetworzyć i co twórczego można z tego wyciągnąć - w "For Derek's Kids" zachwyca giętkością dźwięku, erudycyjną wyobraźnią i wrażliwością na wszelkie niuanse brzmienia.

W dwóch kompozycjach najmniej chyba znanego muzyka kwintetu - amerykańskiego basisty Joe Williamsona - pobrzmiewa fascynacja muzyką współczesną w jej kameralnej odsłonie. I chociaż brak w nich właściwie odniesień do jazzu, ten mieszkający od lat w Stockholmie muzyk znakomicie sprawdza się i na tym polu tworząc wraz z Kanadyjczykiem
 Michaelem Vatcherem elastyczną i giętką sekcję rytmiczną.

Słuchając tego albumu nie można nieoprzeć się wrażeniu, iż w dorobku Kena Vandermarka obcujemy z zupełnie nową jakością. Chociaż płyta jest bardzo zróżnicowana (nie ma tu takiej spójności jak chociażby na Bridge 61, gdzie również komponowali wszyscy członkowie zespołu) i czerpie z rozmaitych źródeł, słuchając jej nie ma się wrażenia nadmiernej eklektyczności, i powraca do jej dźwięków z niesłabnącym zainteresowaniem.

autor: Marcin Jachnik

Ken Vandermark: tenor saxophone, clarinet
Magnus Broo: trumpet
Steve Swell: trombone
Joe Williamson: bass
Michael Vatcher: drums

1. Tempest/2A>2B 7:13
2. Portal #33 6:53
3. Stations 10:33
4. Dim Eyes 8:57
5. Compromising Emanations 8:56
6. Deep Beige/For Derek's Kids 13:39
7. In Between Chairs 9:04

płyta do kupienia na multikulti.com

wtorek, 27 marca 2012

Double Tandem [Ab Baars / Ken Vandermark / Paal Nilssen-Love] "Cement", PNL Records 2012, PNL013


Double Tandem [Ab Baars / Ken Vandermark / Paal Nilssen-Love] "Cement", PNL Records 2012, PNL013
Pierwsze nagranie super tria Ab Basra / Ken Vandermark / Paal Nilssen-Love jest w pełni improwizowane (co było do przewidzenia - bo w takiej formule gustuje będący tu napędem norweski perkusista), ale i nieprzewidywalne. Odmienne techniki gry obu "dmuchaczy" budują bowiem kontrast i napięcie, a mocna podbudowa rytmiczna jest znacznie więcej niż tylko tłem dla zmagań dęciaków.

Na pierwszy rzut oka najważniejszy powinien tu być chicagowski saksofonista - to on grał i z Paalem Nilssem-Love'm, i z Abem Baarsem - ale tutaj tak nie jest. Zwornikiem zespołu, osobą budującą kolektyw jest bowiem norweski specjalista od bębnów i perkusjonaliów. Rola Paala Nilssen-Love'a jest tu bowiem znacznie ważniejsza niż tylko osadzenie w rytmie i "drivie" klarnetów i saksofonów. Tworzą się w tym nagraniu duety, w których na przemian z perkusistą improwizują Vandermark i Baarsa. Świetnie widać to najdłuższym na płycie, ostatnim utworze "Shale" - najpierw jest duet Paal-Ken, podobny do ich wspólnych nagrań z cyklu "Dual Pleasure" - mocny driver i improwizacja Vandermarka na tenorze, prowadząca do zapętlonego, krótkiego, "rockowego" riffu, który następnie jest przetwarzany (Vandermark nigdy literalnie nie powtarza go dwukrotnie, zawsze coś się w nim zmienia) i ulega rozpadowi, a następnie wchodzi klarnet Baarsa, budujący już zupełnie inną, pastelową i nieco przytłumioną strukturę - znów w duecie z norweskim perkusistą.

Odmienność Vandermarka i Baarsa znakomicie słychać, gdy grają na klarnetach - Ken gra bardzo siłowo i lubuje się wysokich, piskliwych rejestrach instrumentu. O wiele bardziej pełna niuansów i natchnienia jest gra Holendra - pastelowa w kolorycie i wykorzystująca w pełni możliwości instrumentu. O wiele bliżej im do siebie w grze na tenorze, chociaż mięsista barwa Vandermarka, głębia i jędrność jego brzmienia jest nie do podrobienia. Holenderski muzyk nie jest tak skrajnie odmienny jak Amerykanin gdy chwyta za saksofon - znów jest bardziej kolorystą, niż muzykiem prowadzącym melodyczną narrację. A już bardzo daleko mu, gdy porównamy z Vandermarkiem motorykę ich improwizacji.

Obaj muzycy zresztą różnicują instrumentarium - gdy jeden z nich chwyta za klarnet, to za chwilkę odezwie się odmienny instrument partnera. I tak na przemian - sporadycznie tylko obaj pojawią się w tych samych "instrumentalnych wcieleniach". Znakomicie ułatwia to rozpoznanie poszczególnych partii i dodatkowo wzmacnia kontrast brzmienia.

To płyta nie tak przebojowa jak popisy Paala i Kenem, mniej rockowa i bardziej zróżnicowa, zniuasowana właśnie poprzez obecność Aba Baarsa. Nie tak mocna i "odjechana" jak inne nagranie z podobnym składzie i z udziałem norweskiego perkusisty - "The Fat Is Gone" z Peterem Brötzmannem i Matsem Gustafssonem. "Cement" jest nagraniem bardziej lirycznym i zamyślonym, ale cały czas - nie tylko gdy Vandermark chwyta za tenor - pulsującym podskórną i głęboką energią.
autor: Marcin Jachnik


Double Tandem
:
Ab Baars: tenor saxophone, b-flat clarinet, shakuhachi
Ken Vandermark: tenor saxophone, b-flat clarinet
Paal Nilssen-Love: drums, percussion


1. Marl 12:54
2. Skarn 4:39
3. Shale 30:25




Double Tandem: Ab Baars, Ken Vandermark & Paal Nilssen-Love


płyta do kupienia na multikutli.com

poniedziałek, 27 lutego 2012

Ken Vandermark "Mark In The Water", NotTwo 2011, MW8792


Ken Vandermark "Mark In The Water", NotTwo 2011, MW8792

Druga, solowa płyta Kena Vandermarka, to tym razem nagranie koncertowe - zarejestrowane w końcu listopada 2010 roku w krakowskiej Alchemii. O ile pierwsza, zarejestrowana w studio (a częściowo i w domu Vandermarka) płyta "Furniture Music" robiła wrażenie trochę kolażu, a trochę szkicu, to materiał zebrany na "Mark in the Water" jest bardzo jednorodny. Cóż być może zadecydowała jedność miejsca i czasu, ale nie bez znaczenia jest i to, że obcujemy tutaj wyłącznie z improwizacji (chociaż w toku koncertu sięgał on po tematy Aylera i McPhee). 

Na pierwszym albumie bowiem obok kompozycji ("Would A Pround Man Rather Break than Bend" czy "(brüllt)") znalazły się także improwizacje dedykowane wielkim instrumentalistom ("Resistance" oraz "Horizontal Weight"); to tutaj mamy doczynienia tylko z magią chwili i inwencją muzyka. I chociaż Vandermark nie odchodzi od swych muzycznych korzeni, nie stara się jednak imitować brzmienia swoich mistrzów - a tak było na poprzednim albumie gdzie momentami brzmiał jak Evan Parker, a kiedy indziej jak Peter Brötzmann. Tutaj jest tylko sobą, nawet gdy tym wielkim mistrzom dedykuje swoje improwizacje. Chicagowski muzyk starannie unika tutaj melodyki, ale muzyka ta nie ma także charakteru eksperymentalnego. Jest raczej swobodnym potokiem dźwięku wydobywanego z instrumentarium (klarnetu oraz tenorowego saksofonu) w bardzo klasyczny sposób (sonorystyki za wiele tu niema). 

I chociaż trudno momentami zachować skupienie i śledzić tok narracji chicagowskiego instrumentalisty polecam tę płytę bardzo. Ukazuje ona bowiem punkt, w którym muzyk obecnie się znajduje - chętniej sięgając po improwizacje niż komponowane tematy (prawdę mówiąc, od czasu "Beat Reader" Vandermark 5 nie pojawiło się nic istotnie nowego w jego kompozycjach, no może poza Resonance'm). A że potrafi operować muzyczną formą i pamiętać o strukturze swojej muzyki, powracać można do tej płyty wielokroć i odkrywać kolejne jej dna.
autor: Marek Zając

Ken Vandermark: bass clarinet, tenor sax, Bb clarinet


1. Lead Bird (for Peter Brötzmann)
2. Dekooning (portrait of Coleman Hawkins)
3. Steam Giraffe (portrait of Evan Parker)
4. Personal Tide (portrait of Anthony Braxton)
5. White Lemon (for Jimmy Giuffre)
6. The Pride Of Time (for Fred McDowell)
7. Burning Air (for John Carter)
8. Future Perfect (for Eric Dolphy)
9. Soul In The Sound (for Steve Lacy)
10. Looking Back (for Joe McPhee)



Ken Vandermark
Nasjonal Jazzscene / Victoria Karl Johans Gt 35, Oslo


płyta do kupienia na multikutli.com