Angelica Sanchez Quintet [Angelica Sanchez / Drew Gress / Marc Ducret / Tom Rainey / Tony Malaby] "Wires & Moss" Clean Feed 2012, CF259 |
Przeglądając stronę Angeliki Sanchez (www.angelicasanchez.com) można
dojść do wniosku, że ta skądinąd awangardowa pianistka nie ma szans na
szlifowanie własnych projektów. Skoro w ciągu niecałego miesiąca
wielokrotnie zmienia kontynenty i składy (najpierw europejska trasa
Harris Eisenstadt's September Trio, powrót do Nowego Jorku, później
wycieczka do Sao Paulo i koncert z Rob Mazurek's Pulsar Quartet, powrót
do NY, kolejna wyprawa do Europy i koncert z Lucas Niggli Trio, w
międzyczasie koncerty w NY) pytanie o czas na własne projekty samo
nasuwa się na myśl. Tym bardziej zadziwiony jestem, gdy dostałem do
rąk jej najnowszą płytę "Wires & Moss", wydaną właśnie przez Clean
Feed Records, nie bez powodu uznawaną za najlepszą jazzową wytwórnię na
świecie. To już trzecia autorska płyta Angeliki Sanchez w jej barwach, i
trzeba powiedzieć, że trzecia znakomita płyta. Formuła w stosunku do
pierwszej "Life Between" nie uległa radykalnej zmianie, po pierwsze
skład jest identyczny, Angelica Sanchez, Tony Malaby, Marc Ducret, Drew
Gress i Tom Rainey, po drugie, co jest już regułą na jej autorskich
płytach, wszystkie utwory wyszły spod ręki liderki, po trzecie mamy do
czynienia z żelazną dyscypliną grania, co zważywszy na wysoką
temperaturę, uzyskiwaną raczej w składach free-improve, warte jest
odnotowania i staje się powoli charakterystyczną cechą jej muzycznej
koncepcji.
Angelica Sanchez w swojej ponad 20-letniej karierze współpracowała z prawdziwymi legendami kreatywnego jazzu, jak też z muzykami jej pokolenia: Wadada Leo Smith, Paul Motian, Brandon Ross, Susie Ibarra, Tim Berne, Mario Pavone, Trevor Dunn, Mark Dresser, Ed Schuller, Reggie Nicholson, Mike Sarin, Chad Taylor, Harris Eisenstadt czy Michael Formanek to muzycy, bez których współczesny jazz miałby inne oblicze. Mając szansę kształtować swój autorski język wypowiedzi, grając z prawdziwie kreatywnymi muzykami wykorzystała ten czas znakomicie. Słychać to w każdym utworze, W rozpoczynającym płytę "Loomed", chciałoby się powiedzieć leniwa, porwana narracja za sprawą gitary Marka Ducreta nabiera wigoru, niebagatelna jest rola sekcji rytmicznej, tego fundamentu, bez którego improwizacje Ducreta, a później Malaby'ego nie osiągnęłyby takiej intensywności. W najbardziej lirycznym "Feathered Light", tu już w roli głównej małżeńska para, Sanchez na fortepianie, po swojemu niby lakoniczna, Malaby tym razem na sopranie, intensywnym, lirycznym tonem saksofonu wprowadzają nas w świat prawdziwej więzi ducha, będącej konsekwencją wieloletniego zawodowego i osobistego związku. W kolejnym, złożonym niejako z dwóch "Soaring Piasa", gdzie do pojedynczego dźwięku tenoru Malaby'ego powoli dołączają pozostali muzycy, Ducret, Sanchez, Rainey i na końcu Gress, tkają swoją abstrakcyjną, dźwiękową sieć, powoli nabierającą widoczny kształt, by w drugiej części wydobyć na pierwszy plan, melodyczny motyw, który następnie zapętlają, osiągając niezwykły efekt i bliską wrzenia temperaturę grania. Każdy z muzyków prezentuje się tutaj ze swojej najlepszej strony, grają tak, że trudno sobie w tym miejscu byłoby wyobrazić kogoś innego. W kolejnych dwóch "Dare" i tytułowym "Wires & Moss", wyraźnie słychać, że Angelica Sanchez to kompozytorka syntezy, nie dokonuje mocnego rozgraniczenia między gatunkami muzycznymi, których wielość może onieśmielać. W kończącym płytę "Bushido", Tom Rainey grając bardzo dynamicznie, nadaje muzyce porywającą motorykę a Tony Malaby, masywnym brzmieniem saksofonu tenorowego wyprowadzają emocjonalny cios w żaden sposób nieograniczony artystycznymi kompromisami. To juz koniec, nie sposób wyciągnąć płytę z odtwarzacza, trzeba ją posłuchać ponownie.
"Wires & Moss" to połączenie wody z ogniem, swobody i dyscypliny, kompozycji i improwizacji. Niektórzy muzycy sceny free-improve mawiają, że "nuty unieruchamiają muzykę", oczywiście fraza ta miała być artystyczną prowokacją, i jako taka jest jak najbardziej uzasadniona. Jednak tak jak to było chociażby z duńską dogmą, wg. zasad, której nie nakręcono żadnego ważnego filmu, wartość leży w warstwie symbolicznej, nie merytorycznej hasła. Kolejna już płyta Angeliki Sanchez, od lat związanej ze środowiskiem nowojorskiej awangardy, która w prostej drodze jest spadkobiercą jazzowych rewolucjonistów z lat 60. i 70. Dobitnie pokazuje, że "nuty nie unieruchamiają muzyki", jednak bez świata poza nimi język jazzu jest jak zatopiony w żywicy prehistoryczny owad, widowiskowy, ale jednak martwy.
Angelica Sanchez w swojej ponad 20-letniej karierze współpracowała z prawdziwymi legendami kreatywnego jazzu, jak też z muzykami jej pokolenia: Wadada Leo Smith, Paul Motian, Brandon Ross, Susie Ibarra, Tim Berne, Mario Pavone, Trevor Dunn, Mark Dresser, Ed Schuller, Reggie Nicholson, Mike Sarin, Chad Taylor, Harris Eisenstadt czy Michael Formanek to muzycy, bez których współczesny jazz miałby inne oblicze. Mając szansę kształtować swój autorski język wypowiedzi, grając z prawdziwie kreatywnymi muzykami wykorzystała ten czas znakomicie. Słychać to w każdym utworze, W rozpoczynającym płytę "Loomed", chciałoby się powiedzieć leniwa, porwana narracja za sprawą gitary Marka Ducreta nabiera wigoru, niebagatelna jest rola sekcji rytmicznej, tego fundamentu, bez którego improwizacje Ducreta, a później Malaby'ego nie osiągnęłyby takiej intensywności. W najbardziej lirycznym "Feathered Light", tu już w roli głównej małżeńska para, Sanchez na fortepianie, po swojemu niby lakoniczna, Malaby tym razem na sopranie, intensywnym, lirycznym tonem saksofonu wprowadzają nas w świat prawdziwej więzi ducha, będącej konsekwencją wieloletniego zawodowego i osobistego związku. W kolejnym, złożonym niejako z dwóch "Soaring Piasa", gdzie do pojedynczego dźwięku tenoru Malaby'ego powoli dołączają pozostali muzycy, Ducret, Sanchez, Rainey i na końcu Gress, tkają swoją abstrakcyjną, dźwiękową sieć, powoli nabierającą widoczny kształt, by w drugiej części wydobyć na pierwszy plan, melodyczny motyw, który następnie zapętlają, osiągając niezwykły efekt i bliską wrzenia temperaturę grania. Każdy z muzyków prezentuje się tutaj ze swojej najlepszej strony, grają tak, że trudno sobie w tym miejscu byłoby wyobrazić kogoś innego. W kolejnych dwóch "Dare" i tytułowym "Wires & Moss", wyraźnie słychać, że Angelica Sanchez to kompozytorka syntezy, nie dokonuje mocnego rozgraniczenia między gatunkami muzycznymi, których wielość może onieśmielać. W kończącym płytę "Bushido", Tom Rainey grając bardzo dynamicznie, nadaje muzyce porywającą motorykę a Tony Malaby, masywnym brzmieniem saksofonu tenorowego wyprowadzają emocjonalny cios w żaden sposób nieograniczony artystycznymi kompromisami. To juz koniec, nie sposób wyciągnąć płytę z odtwarzacza, trzeba ją posłuchać ponownie.
"Wires & Moss" to połączenie wody z ogniem, swobody i dyscypliny, kompozycji i improwizacji. Niektórzy muzycy sceny free-improve mawiają, że "nuty unieruchamiają muzykę", oczywiście fraza ta miała być artystyczną prowokacją, i jako taka jest jak najbardziej uzasadniona. Jednak tak jak to było chociażby z duńską dogmą, wg. zasad, której nie nakręcono żadnego ważnego filmu, wartość leży w warstwie symbolicznej, nie merytorycznej hasła. Kolejna już płyta Angeliki Sanchez, od lat związanej ze środowiskiem nowojorskiej awangardy, która w prostej drodze jest spadkobiercą jazzowych rewolucjonistów z lat 60. i 70. Dobitnie pokazuje, że "nuty nie unieruchamiają muzyki", jednak bez świata poza nimi język jazzu jest jak zatopiony w żywicy prehistoryczny owad, widowiskowy, ale jednak martwy.
autor: Tomasz Konwent
Angelica Sanchez: piano
Drew Gress: double bass
Marc Ducret: guitar
Tom Rainey: drums
Tony Malaby: tenor saxophone, soprano saxophone
1. Loomed
2. Feathered
3. Soaring Piasa
4. Dare
5. Wires & Moss
6. Bushido
Drew Gress: double bass
Marc Ducret: guitar
Tom Rainey: drums
Tony Malaby: tenor saxophone, soprano saxophone
1. Loomed
2. Feathered
3. Soaring Piasa
4. Dare
5. Wires & Moss
6. Bushido
płyta do kupienia na multikulti.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz