Ken Vandermark "Mark In The Water", NotTwo 2011, MW8792 |
Druga, solowa płyta Kena Vandermarka, to tym razem nagranie koncertowe - zarejestrowane w końcu listopada 2010 roku w krakowskiej Alchemii. O ile pierwsza, zarejestrowana w studio (a częściowo i w domu Vandermarka) płyta "Furniture Music" robiła wrażenie trochę kolażu, a trochę szkicu, to materiał zebrany na "Mark in the Water" jest bardzo jednorodny. Cóż być może zadecydowała jedność miejsca i czasu, ale nie bez znaczenia jest i to, że obcujemy tutaj wyłącznie z improwizacji (chociaż w toku koncertu sięgał on po tematy Aylera i McPhee).
Na pierwszym albumie bowiem obok kompozycji ("Would A Pround Man Rather Break than Bend" czy "(brüllt)") znalazły się także improwizacje dedykowane wielkim instrumentalistom ("Resistance" oraz "Horizontal Weight"); to tutaj mamy doczynienia tylko z magią chwili i inwencją muzyka. I chociaż Vandermark nie odchodzi od swych muzycznych korzeni, nie stara się jednak imitować brzmienia swoich mistrzów - a tak było na poprzednim albumie gdzie momentami brzmiał jak Evan Parker, a kiedy indziej jak Peter Brötzmann. Tutaj jest tylko sobą, nawet gdy tym wielkim mistrzom dedykuje swoje improwizacje. Chicagowski muzyk starannie unika tutaj melodyki, ale muzyka ta nie ma także charakteru eksperymentalnego. Jest raczej swobodnym potokiem dźwięku wydobywanego z instrumentarium (klarnetu oraz tenorowego saksofonu) w bardzo klasyczny sposób (sonorystyki za wiele tu niema).
I chociaż trudno momentami zachować skupienie i śledzić tok narracji chicagowskiego instrumentalisty polecam tę płytę bardzo. Ukazuje ona bowiem punkt, w którym muzyk obecnie się znajduje - chętniej sięgając po improwizacje niż komponowane tematy (prawdę mówiąc, od czasu "Beat Reader" Vandermark 5 nie pojawiło się nic istotnie nowego w jego kompozycjach, no może poza Resonance'm). A że potrafi operować muzyczną formą i pamiętać o strukturze swojej muzyki, powracać można do tej płyty wielokroć i odkrywać kolejne jej dna.
autor: Marek Zając
Ken Vandermark: bass clarinet, tenor sax, Bb clarinet
1. Lead Bird (for Peter Brötzmann)
2. Dekooning (portrait of Coleman Hawkins)
3. Steam Giraffe (portrait of Evan Parker)
4. Personal Tide (portrait of Anthony Braxton)
5. White Lemon (for Jimmy Giuffre)
6. The Pride Of Time (for Fred McDowell)
7. Burning Air (for John Carter)
8. Future Perfect (for Eric Dolphy)
9. Soul In The Sound (for Steve Lacy)
10. Looking Back (for Joe McPhee)
Ken Vandermark
Nasjonal Jazzscene / Victoria Karl Johans Gt 35, Oslo
płyta do kupienia na multikutli.com
Powiem tak – choć słucham namiętnie, dużo i cenię cały szereg wielu muzyków, tak naprawdę mogłabym rzec: Ken Vandermark i J. S. Bach rules! Bardzo podoba mi się powyższa recenzja, w odróżnieniu od tej, która pojawiła się na blogu Stefa, popełniona przez.. a, dajmy spokój. Tamta była wyrazem albo antypolonizmu – wszak obie płyty Kena zostały wydane w Polsce albo uprzedzenia do samego muzyka. Bo same płyty nie są tak złe jakimi je przedstawiono. Mark In the water, jak napisał Pan Marek Zając, pozwala przysłuchać się inspiracjom K.V. A i tytuł płyty bardzo mi się podoba:)
OdpowiedzUsuńI żeby nie było, w kolejności w jakiej przychodzą mi do głowy, z góry przepraszam za pomyłki w nazwiskach: Mikołaj Trzaska m.in. z jego piękną płytą Noc, Steve Swell m.in. z jego piękną płytą Planet Dream, Per-Ake Holmlander m.in. z najwspanialszą solówką na tubie w Toruniu, Peter Brotzmann m.in. z jego kowbojkami, Paal Nilssen-Love m.in. za jego piękny duet z Hakonem Kornstadem i Ingebrigt Haker-Flaten za to samo, sam Hakon Kornstad m.in. z jego piękną płytą Single Engine, Hamid Drake, który ma najpiękniejszy uśmiech, Michael Zerang, który jest najsympatyczniejszym perkusistą, Paweł Szpura m.in. z jego pokerową twarzą, Paweł Postaremczak m.in. jak to Kajetan napisał, który gra (a gra świetnie) i ma psa, Wacław Zimpel m.in. z jego zamiłowaniem do ciekawych instrumentów, Lotte Anker m.in. z płytami z Copenhagen Art Ensamble, Susie Ibarra m.in. z płytą Folkloriko, William Parker m.in. z kontrabasem dla Henry’ego Grimsa, Dave Douglas, Sabir Mateen, Henry Threadgill. Bill Dixon, Nicole Mitchell. Lisa Mezancappa, Robert Kusiołek, Ksawery Wójciński, Roscoe Mitchell, Macio Moretti, bracia Olesiowie, Kamil Szuszkiewicz, Hubert Zemler, Joelle Leandre, Fred Anderson, Rafael Rogiński, Claude Debussy, Bela Bartok, Maurice Ravel, Steve Reich i wielu, wielu innych. Niektórzy już odeszli, o niektórych w ogóle nie wspomniałam tak bardzo są sławni( nie żeby wymienieni nie byli sławni:), wielu z nich jest na różnym etapie swoich karier, ścieżek rozwoju. Nie chciałam wsadzać kija w mrowisko pisząc, że liczą się tylko Vandermark i Bach, po prostu najczęściej do nich wracam:)
OdpowiedzUsuń