Lee Konitz / Kenny Wheeler Quartet "Olden Times" Double Moon Records 2016, DMCHR71146 |
Kenny Wheeler był wybitną, niezwykłą postacią na światowej scenie
jazzowej. Był – bowiem ten kanadyjski trębacz i kompozytor, zmarł 18
września 2014 r. w Londynie. Miał wtedy 84 lata. Był artystą o
otwartym umyśle, nie istniały dla niego bariery stylistyczne, potrafił
odnaleźć się niemal w każdym gatunku muzycznym, wszędzie odciskając
własne piętno. Kenny Wheeler w 1952 r. przeniósł się do Londynu stając
się odtąd elementem europejskiej sceny jazzowej. Nieobca była mu
awangarda muzyki improwizowanej. Uczestniczył w twórczym zamieszaniu lat
60. i 70. będąc członkiem zespołów The Spontaneus Music Ensemble Johna
Stevensa, Globe Unity Orchestra, formacji takich muzyków, jak Evan
Parker, Tony Oxley, czy Derek Bailey. Kulminacją tego nurtu twórczości
trębacza był angaż do kwartetu Anthony’ego Braxtona, z którym spędził
pięć lat (1971-1976). Dopiero po odejściu z zespołu Braxtona Wheeler
na dobre rozpoczął autorską, nagraniową karierę – od 1975 roku datuje
się jego współpraca z dla monachijską oficyną ECM, dla której
zrealizował bardzo wiele albumów, m.in. „Deer Wan” (1977 r.), „Around 6”
(1980), „Double, Double You” (1984), „Music For Large & Small
Ensembles”, „The Widow In The Window” (1990), a zwłaszcza sztandarową
„Gnu High” (1975). Na tej ostatniej towarzyszył mu m.in. Keith Jarrett
(był to jeden z nielicznych albumów, na których zagrał jako sideman po
zakończeniu współpracy z Charlesem Lloydem). W 1997 nagrał album „Angel
Song” będący niemal kwintesencją „najpiękniejszego brzmienia powyżej
ciszy” w towarzystwie takich muzyków, jak Bill Frisell na gitarze, Lee
Konitz na alcie i Dave Holland na kontrabasie. Był także członkiem grupy
Azimuth (z Johnem Taylorem i Normą Winstone). W latach
osiemdziesiątych – jak większośc kreatywnych muzyków tamtego czasu –
rozpoczął współprace także z włoską oficyną Soul Note nagrywając dla
niej wybitne (chociaż nieco zapomniane) albumy autorskie („Flutter By
Butterfly” i „All The More”) oraz uczestnicząc w licznych sesjach jako
sideman. Tu zresztą jego dyskografia jest naprawdę olbrzymia, a nagrywał
niemal z wszystkimi ze świata jazzu, ale współpracował także z
kreatywnymi muzykami rockowymi, jak choćby z Davidem Silvianem (pojawia
się na jego nagraniach z lat osiemdziesiątych). Można go usłyszeć także
na płytach Joni Mitchell, Philly Joe Jonesa, Johna Abercrombie, Steve’a
Colemana, Billa Frisella, George’a Adamsa i Jacka Kochana (płyty
„Alberta” i „Tomorrow’s Dreams”).
Z odmiennej tradycji wywodzi się Lee Konitz. Ten kończący w tym roku dziewięćdziesiąt lat (urodził się 13 października 1927) amerykański, chicagowski saksofonista był współtwórcą bebopu i od końca lat czterdziestych ubiegłego stulecia należał do czołówki amerykańskiego jazzu. Jest znany ze współpracy z największymi postaciami złotych lat jazzu - z Milesem Davisem, Davem Brubeckiem, Ornettem Colemanem, Charlesem Mingusem, Gerrym Mulliganem czy Elvinem Jonesem. W 1949 nagrał z Milesem Davisem epokowy album "Birth of the Cool", współpracował także z Gilem Evansem, Lenniem Tristano, i do dziś jest aktywnym, i twórczym muzykiem. Nigdy nie dał się zaszufladkować, zawsze uciekał do nowych form jazzu i nowych środków wyrazu wciąż nagrywając z młodymi muzykami jazzowego świata.
Ten album to jakby jazzowe, pełne rozmiłowania postscriptum do słynnego nagrania "Angel Song". W pełnych miłości, spokojnych, nasyconych głębią improwizacjach i tematach splatają się rozmaite tradycje przez lata obecne w muzyce tych dwóch gigantów i zdają się - po buddyjsku - rozpływać w ciszy łącząc się z absolutem. Niesamowite nagranie i cudowne dopełnienie twórczego życia dwóch muzycznych legend.
Z odmiennej tradycji wywodzi się Lee Konitz. Ten kończący w tym roku dziewięćdziesiąt lat (urodził się 13 października 1927) amerykański, chicagowski saksofonista był współtwórcą bebopu i od końca lat czterdziestych ubiegłego stulecia należał do czołówki amerykańskiego jazzu. Jest znany ze współpracy z największymi postaciami złotych lat jazzu - z Milesem Davisem, Davem Brubeckiem, Ornettem Colemanem, Charlesem Mingusem, Gerrym Mulliganem czy Elvinem Jonesem. W 1949 nagrał z Milesem Davisem epokowy album "Birth of the Cool", współpracował także z Gilem Evansem, Lenniem Tristano, i do dziś jest aktywnym, i twórczym muzykiem. Nigdy nie dał się zaszufladkować, zawsze uciekał do nowych form jazzu i nowych środków wyrazu wciąż nagrywając z młodymi muzykami jazzowego świata.
Ten album to jakby jazzowe, pełne rozmiłowania postscriptum do słynnego nagrania "Angel Song". W pełnych miłości, spokojnych, nasyconych głębią improwizacjach i tematach splatają się rozmaite tradycje przez lata obecne w muzyce tych dwóch gigantów i zdają się - po buddyjsku - rozpływać w ciszy łącząc się z absolutem. Niesamowite nagranie i cudowne dopełnienie twórczego życia dwóch muzycznych legend.
autor: Józef Paprocki
Lee Konitz: alto saxophone
Kenny Wheeler: trumpet, flugelhorn
Frank Wunsch: piano
Gunnar Plümer: double bass
1. Lennie´s
2. Where Do We Go From Here
3. Kind Folk
4. Thingin´
5. On Mo
6. Olden Times
7. Aldebaran - Play Fiddle Play
8. Kary´s Trance
9. Bo So
10. No Me
płyta do nabycia na multikulti.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz