RED Trio + Nate Wooley [Nate Wooley / Rodrigo Pinheiro / Hernani Faustino / Gabriel Ferrandini] "Stem", Clean Feed 2012, CF249 |
Red Trio to znakomity portugalski zespół który nie pierwszy raz pojawia się katalogu oficyny Clean Feed. O ile jednak pierwsza ich płyta przynosi muzykę która hipnotyzowała energią, ale i po pewnym czasie nużyła przewidywalnością konwencji, to zupełnie inaczej ma się sprawa gdy dołącza do nich gość zza oceanu - muzyka nieco traci na żywiołowości, ale zyskuje zdecydowanie na otwartości i kreatywności.
Pierwsza płyta tria, jak i ich koncerty, przynosi muzykę dosyć schematycznie zbudowaną jeżeli chodzi o formę - od poszukiwania i preparacji instrumentów muzyka zyskiwała na energii aż to energetycznej erupcji gdy muzycy zapętlali jakiś krótki rytmiczny motyw, po którym następowało gwałtowne wyciszenie i proces rozpoczynał się od nowa - czasem nawet kilkakrotnie w ramach jednego utworu. Oczywiście w toku improwizacji krystalizowały się z tego małego składu dialogujące duety, było miejsce na starannie budowane partie solowe, ale forma zawsze była taka sama - od jednego energetycznego spazmu do następnego. Oczywiście skład ten jest niesłychanie zgrany i rozumie się w półdźwięku, więc słuchało się tej muzyki z dużą przyjemnością, ale po kilkukrotnym spotkaniu okazywało się, że już nie ma ona przed nami tajemnic.
Muzycy zresztą chyba myśleli i czuli podobnie, bo na kolejną płytową realizację (dla litewskiego NoBusiness) zaprosili amerykańskiego saksofonistę Johna Butchera. On otworzył ich muzykę i wyrwał ją z zaklętego kręgu napięć i rozprężeń, uczynił narrację bardziej linearną i wzbogacił warsztat poszczególnych instrumentalistów. W dalszym ciągu jednak nie była to muzyka w której nie myśleli oni "formą" poszczególnych kompozycji.
Taką zmianę możemy obserwować na najnowszym nagraniu grupy w którym towarzyszy im inny amerykański improwizator - kornecista i trębacz Nate Wooley. Muzyka traci zdecydowanie na energii, ale dzięki starannej, przemyślanej narracji zyskuje "kształt" - to już nie jest zbiór dźwiękowa magma w której liczy się tylko muzyczne teraz. Przy tym zespół nie traci nic więcej ze swoich wielu atutów - znakomite opanowanie instrumentarium, kreatywność muzycznych preparacji, intuicyjne porozumienie. Czasami, gdy trzeba, Gabriel Ferrandini - młodziutki perkusista w typie Paala Nilssen-Love'a - potrafi niezwykle rozpędzić ten skład, ale Wooley - chyba dowodzący tutaj zespołem - nieprzykłada takiego znaczenia do rockowej energii, jak choćby Ken Vandermark czy Dave Rempis. Ważniejsze są dla niego harmonie i koloryt dźwięku, brzmienie kolektywu. I to zdecydowanie w tym nagraniu słychać. Jeżeli więc lubicie taką muzykę, nieprzewidywalną, ale wykrystalizowaną w formie - polecam ten album gorąco.
Pierwsza płyta tria, jak i ich koncerty, przynosi muzykę dosyć schematycznie zbudowaną jeżeli chodzi o formę - od poszukiwania i preparacji instrumentów muzyka zyskiwała na energii aż to energetycznej erupcji gdy muzycy zapętlali jakiś krótki rytmiczny motyw, po którym następowało gwałtowne wyciszenie i proces rozpoczynał się od nowa - czasem nawet kilkakrotnie w ramach jednego utworu. Oczywiście w toku improwizacji krystalizowały się z tego małego składu dialogujące duety, było miejsce na starannie budowane partie solowe, ale forma zawsze była taka sama - od jednego energetycznego spazmu do następnego. Oczywiście skład ten jest niesłychanie zgrany i rozumie się w półdźwięku, więc słuchało się tej muzyki z dużą przyjemnością, ale po kilkukrotnym spotkaniu okazywało się, że już nie ma ona przed nami tajemnic.
Muzycy zresztą chyba myśleli i czuli podobnie, bo na kolejną płytową realizację (dla litewskiego NoBusiness) zaprosili amerykańskiego saksofonistę Johna Butchera. On otworzył ich muzykę i wyrwał ją z zaklętego kręgu napięć i rozprężeń, uczynił narrację bardziej linearną i wzbogacił warsztat poszczególnych instrumentalistów. W dalszym ciągu jednak nie była to muzyka w której nie myśleli oni "formą" poszczególnych kompozycji.
Taką zmianę możemy obserwować na najnowszym nagraniu grupy w którym towarzyszy im inny amerykański improwizator - kornecista i trębacz Nate Wooley. Muzyka traci zdecydowanie na energii, ale dzięki starannej, przemyślanej narracji zyskuje "kształt" - to już nie jest zbiór dźwiękowa magma w której liczy się tylko muzyczne teraz. Przy tym zespół nie traci nic więcej ze swoich wielu atutów - znakomite opanowanie instrumentarium, kreatywność muzycznych preparacji, intuicyjne porozumienie. Czasami, gdy trzeba, Gabriel Ferrandini - młodziutki perkusista w typie Paala Nilssen-Love'a - potrafi niezwykle rozpędzić ten skład, ale Wooley - chyba dowodzący tutaj zespołem - nieprzykłada takiego znaczenia do rockowej energii, jak choćby Ken Vandermark czy Dave Rempis. Ważniejsze są dla niego harmonie i koloryt dźwięku, brzmienie kolektywu. I to zdecydowanie w tym nagraniu słychać. Jeżeli więc lubicie taką muzykę, nieprzewidywalną, ale wykrystalizowaną w formie - polecam ten album gorąco.
Nate Wooley: trumpet
Rodrigo Pinheiro: piano
Hernani Faustino: double bass
Gabriel Ferrandini: drums, percussion
Rodrigo Pinheiro: piano
Hernani Faustino: double bass
Gabriel Ferrandini: drums, percussion
1. Flapping Flight
2. Phase
3. Ellipse
4. Weight Slice
5. Tides
2. Phase
3. Ellipse
4. Weight Slice
5. Tides
Red Trio + Nobuyasu Furuya, Lisboa, December 12th, 2008
płyta do kupienia na multikutli.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz