środa, 26 marca 2014

Nate Wooley Sextet [Dan Peck / Eivind Opsvik / Harris Eisenstadt / Josh Sinton / Matt Moran / Nate Wooley] "(Sit In) The Throne of Friendship", Clean Feed 2013, CF280

Nate Wooley Sextet [Dan Peck / Eivind Opsvik / Harris Eisenstadt / Josh Sinton / Matt Moran / Nate Wooley] "(Sit In) The Throne of Friendship", Clean Feed 2013, CF280
Nate Wooley to nowojorski trębacz i kornecista młodego, obok Petera Evansa czołowy tamtejszy instrumentalista. Od dobrych kilku lat, bez mała dekady każdy jego autorski wywołuje ekscytację na twarzach jazzu zwanego free, mniej niż bebop skrępowanego formą. Ale to nie wszystko, bowiem od takiegoż samego czasu Wooley współpracuje także z muzykami sceny free improv i takie jego nagrania cieszą się również niemałym uznaniem - tak publiczności jak i krytyków.

Niemały arsenał brzmień i dźwięków zaczerpniętych z free improv, szmerów i charknięć, zgrzytów i pisków, zwykł Nate Wooley wykorzystywać także w projektach bliższych środkowi jazzu. Nie inaczej jest także na najnowszej jego produkcji sygnowanej przez Nate Wooley Sextet. Tutaj również poszerzoną on znacznie brzmieniową paletę właściwą takiemu rodzajowi grania - jakby chciał powiedzieć, że jazz nie jest zamkniętą, skończoną formą; że jego kolego po fachu - Wynton Marsalis - myli się w swym przekonaniu o konieczności zamknięcia jazzu w muzeum pamięci. I to Wooleyowi udaje się świetnie - wykorzystując środki mainstreamowi nie przynależne tworzy zupełnie nową, sobie właściwą muzykę, ubarwiając pastelowe kompozycje free jazzowym pazurem. Jego tematy właściwe zasługują na osobne omówienie - potrafi on bowiem pisać własną muzykę, tak by brzmiała jak jazzowy standard. Nie, nie cytuje znanych, ogranych tematów, nie sili się na podobieństwa melodyczne. Ale jest w tym swing i miękkość, i jakiej takie ogranie - jakby każdy z nich doczekał się już stu interpretacji, a teraz mamy stopierwszą - z pazurem i nieco rewolucyjną. A że wszystkie - prócz "Old Man On The Farm" są jego autorstwa - talent ma niemały.

Świetnie, znakomicie pomysły trębacza realizuje jego zespół. A w nim kilku dobrych znajomych - Matt Moran na wibrafonie, Eivind Opsvik na kontrabasie oraz Harris Eisenstadt za perkusją. Ale i tak na szczególne uznanie zasługują ci dwaj zupełnie nieznani - tubista Dan Peck który nie sili się na dublowanie linii basu a tworzy gdzieś w tle swoją własną opowieść; oraz klarnecista basowy i saksofonista Josh Sinton - jego równiutko grane, jakby jednym głosem, unisona z Natem Wooleyem na długo zapadają i czynią tę jeszcze płytę piękniejszą.
autor: Marek Zając

Dan Peck: tuba
Eivind Opsvik: bass
Harris Eisenstadt: drums
Josh Sinton: bass clarinet
Matt Moran: vibes
Nate Wooley: trumpet


1. Old Man on the Farm 4:44
2. Make Your Friend Feel Loved 8:15
3. The Berries 4:40
4. Plow 6:12
5. Executive Suites 6:10
6. My Story, My Story 6:29
7. Sweet and Sad Consistency 7:12
8. A Million Billion Btus 8:31

płyta do kupienia na multikulti.com

poniedziałek, 24 marca 2014

Angelica Sanchez / Wadada Leo Smith "Twine Forest", Clean Feed 2013, CF287.

Angelica Sanchez / Wadada Leo Smith "Twine Forest", Clean Feed 2013, CF287.
Nie pierwsze to muzyczne spotkanie Angeliki Sanchez, nowojorskiej pianistki oraz Wadady Leo Smitha, trębacza-legendy, niegdyś jednego ze współzałożycieli AACM-u, od lat człowieka-instytucji, niezwykle skromnego i zupełnie niezabiegającego o jakąkolwiek popularność. Spotkali się i nagrywali - ale w większym składzie - kilka laty, podczas pracy nad albumem Leo Smitha "Heart's Reflection". I od samego początku było tak, jakby ich muzyczne serca biły wspólnym rytmem.

Tamten, pierwszy ich "wspólny" album odwołuje się do muzyki Milesa Davisa z tzw. okresu elektrycznego. A tutaj mamy oto dwoje muzyków rozkochanych w akustycznym brzmieniu swoich instrumentów, starannie - tak w kompozycjach (wszystkie one wyszły spod pióra Angelici Sanchez), jak i improwizacjach - unikają melodycznych aspektów muzycznego dialogu.

Zresztą, mimo iż opisane, jako kompozycje, poszczególne utwory mają bardzo mało kompozycyjnych składowych - rytm tu jest dowolny, melodyki i powtórzeń właściwie brak. Słuchając tych niespiesznych form, ma się wrażenie, iż raczej została ustalona struktura, a może i faktura poszczególnych utworów, a niezapisane konkretne akordy dźwięki. Jest za to liryzm, ale taki jakby poza muzyczną treścią, raczej wypływający z samego brzmienia instrumentów niż z określonej, konsekwentnie realizowanej narracji.

I to współbrzmienie fortepianu i trąbki, ale nie jakiś dowolnych instrumentów - konkretnych: fortepianu Angeliki Sanchez i trąbki Wadady Leo Smitha przesądza o wyjątkowości tego nagrania. Inaczej niż w muzyce klasycznej gdzie często niezwykle ważne jest, co gramy - tutaj to ma znaczenie drugorzędne. Liczy się kto gra, jego indywidualne brzmienie, sound, zestawione z innym, równie niezwykłym i charakterystycznym. Angelica omija wszelkie kataklizmy i burze tak charakterystyczne dla awangardowej muzyki, a Smith gra swym cudownym, ciemnym dźwiękiem niezwykle skupione frazy. I choć trębacz de facto pełni tu rolę sidemana - bez niego to nagranie nie byłoby takie, on je determinuje i nadaje mu pełnię.

Jako puentę niech posłużą słowa pianistki, która o swoim partnerze powiedziała kiedyś, że "jest on całkowicie zatracony w swoim brzmieniu." I może jeszcze to, co niegdyś powiedział mi Piotr Baron, także ze Smithem nagrywający: "...tak to chyba grają aniołowie..."
autor: Marek Zając


Angelica Sanchez: piano
Wadada Leo Smith: trumpet
 

1. Cones Of Chrome 4:33
2. Veinular Rub 8:56
3. Retinal Sand 6:46
4. Echolocation 7:27
5. Light Black Birds 5:45
6. Twine Forest 8:15
7. In The Falls Of... 7:34
8. Ultimate Causes 9:28

płyta do kupienia na multikulti.com

sobota, 22 marca 2014

Barbez "Bella Ciao" Tzadik 2013, TZ8180.

Barbez "Bella Ciao" Tzadik 2013, TZ8180.
Prowadzony przez Dana Kaumfamana nowojorski zespół Barbez sięga po raczej zapomnianą żydowską muzykę sprzed II Wojny Światowej. To kolejna po niezwykłej "Force Of Light" płyta przerzucająca pomost pomiędzy ważną przeszłością a mającą coraz krótszą pamięć współczesnością. Płyta "Force Of Light", pomyślana, jako muzyczny hołd dla Paula Celana, żydowskiego poety urodzonego w Rumunii, w oryginalny sposób łączyła elementy muzyki klezmerskiej, francuskiego musette, argentyńskiego tanga, współczesnej kameralistyki, cool jazzu i awangardowego rocka.

"Bella Ciao" będąca odwołaniem do konkretnych utworów jest bardziej homogeniczna, choć czysta gatunkowo oczywiście nie jest. Sama tradycja muzyczna Żydów włoskich jest wypadkową wpływów aszkenazyjskich, wschodnio-europejskich i sefardyjskich.

Dan Kaufman, jak sam przyznaje w wywiadach, niewiele o niej wiedział. Dopiero zapoznanie się z rezultatem pracy Leo Levi'ego, muzykologa dokumentującego muzyczną tradycję ludową we Włoszech (sam nazywa go włoskim Alanem Lomaxem) sprawiło, że zapragnął przygotować jej autorskie opracowanie.

Później były podróże do Włoch, osobiste zapoznanie się z jej pozostałościami.

Efektem tej pracy jest lśniący wieloma pomysłami album, na którym znalazły swoje miejsce poezje wielkiego nonkonformisty - Pier Paolo Pasoliniego, i współczesnego poety Alfonso Gatto.

W zjawiskowych interpretacjach członków zespołu Barbez i zaproszonych gości usłyszymy także starożytne melodie ("Et Shaare Ratzon" i "Mizmor Leasaf") czy też pełną dramatyzmu pieśń ("Yoshev Beseter Elyon").

Prawdziwą ozdobą jest antyfaszystowska "Bella Ciao". Choć powstała około roku 1942 we Włoszech, dość szybko po II Wojnie Światowej została przejęta przez zrewoltowane grupy w wielu zakątkach świata. Śpiewali ją m.in. kubańscy rewolucjoniści, śpiewała Mercedes Sosa, przedstawicielka argentyńskiego la cancion nuevo. Śpiewała ją w końcu paryska ulica podczas majowych rozruchów w 1968. Śpiewano ją podczas ostatnich zajść w Iranie, jest standardem muzyki tureckiej (pod tytułem Çav bella), a także hymnem kurdyjskich partyzantów. Zaśpiewana tutaj z wściekłą namiętnością przez Dawn McCarthy z the Faun Fables.

Grająca na thereminie Pamelia Kurstin tak opisuje tę oryginalną muzykę "Te melodie wydają się być łatwe i przyjemne. Ale zarazem bardzo nieoczywiste". To doskonałe podsumowanie tej inspirującej płyty.
autor: Tomasz Konwent

Dan Kaufman: guitar
Pamelia Kurstin: theremin  
Peter Lettre: bass  
Dawn McCarthy: voice 
 Danny Tunick: marimba, vibraphone, organ, piano  
John Bollinger: drums, timpani  
Dan Coates: electronics  
Peter Hess: b-flat clarinet, a clarinet, alto clarinet, bass clarinet, contra-alto clarinet 
Catherine McRae: violin  
Fiona Templeton: voice

1. Shema Koli
2. Echa Yasheva Vadad
3. Yoshev Beseter Elyon
4. Et Shaare Ratzon
5. Mizmor Leasaf
6. Yedid Nefesh
7. Keter Ittenu
8. Kamti Beashmoret
9. Bella Ciao
10. Umevi Goel
11. Channun Kerov Rachamav

płyta do kupienia na multikulti.com

wtorek, 18 marca 2014

Kenny Wheeler / Norma Winstone / London Vocal Project "Mirrors" Edition Records, EDN1038.

Kenny Wheeler / Norma Winstone / London Vocal Project "Mirrors" Edition Records, EDN1038.
Płyta "Mirrors" jest dla Kenny Wheelera i Normy Winstone powrotem do lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. To właśnie wtedy bowiem powstały kompozycje, których podstawą są wiersze Steviego Smitha, Lewisa Carrolla oraz Williama Butlera Yeatsa. Były to wówczas pierwsze w ten sposób budowane utwory Wheelera.

Przez lata te kompozycje jednak nieco się zmieniły - w 1998 roku autor rozpisał je bowiem na pięć głosów solowych, ale - chociaż elementy tamtej koncepcji przetrwały i tutaj - to wersja z zarejestrowana z London Vocal Project (zespołem kierowanym przez Pete'a' Churchilla) jest o wiele, wiele bogatsza i zadziwia epicką skalą realizacji. Siedem sopranistek, osiem alcistek, po pięciu śpiewaków tenorem i basem - ten spory wokalny aparat wykonawczy każe spodziewać się pompatycznego nastroju i podniosłych form, ale muzyka Wheelera - nie rezygnując z wszelkich stwarzanych dzięki takiej konfiguracji możliwości - pozostaje ciepła i stonowana, i niemal intymna w nastroju.

Nie sposób uwierzyć, że śpiewająca tu partie solowe Norma Winstone, stała partnerka wokalna i muza Kenny Wheelera, ma już ponad siedemdziesiąt lat. Jej siłą jest niepowtarzalny głos i dopracowany styl, który przez lata zdaje się jeszcze zyskiwać dzięki doświadczeniu i wyczuciu wokalistki. Niezwykle cenieni są także instrumentaliści, których Wheeler zatrudnił na tej płycie. Basista Steve Watts, perkusista James Maddren oraz pianista Nikki Iles i grający na saksofonie Mark Lockheart to niezwykle cenieni sidemani na brytyjskiej scenie jazzowej. Intymność nastroju i niezwykłe zgranie instrumentalistów jest możliwe także dlatego, że w przeszłości współtworzyli oni wraz z Normą Winstone zespół Printmakers. Nic więc dziwnego, że rozumieją się bez słów, a partie improwizowane grają intuicyjnie i niemal radośnie w tonie. Sam Wheeler współpracuje z Normą Winstone juz ponad czterdzieści lat - od czasu powstania formacji Azimuth we wczesnych latach siedemdziesiątych. A lista płyt sygnowanych nazwiskami im obojga także jest imponująca - dość przypomnieć realizacje dla monachijskiego ECM-u czy też wspólne nagrania z UMO Jazz Orchestra.

Jednak ta płyta byłaby tak niezwykła, gdyby nie główna bohaterka wykonania - Norma Winstone. To ona jest tutaj prawdziwym klejnotem w koronie. Jej marzycielskie partie w "Through the Looking Glass" do tekstu Lewisa Carrola są niemal eteryczne. Łamie ona przy tym nieco kontemplacyjne partie chóru. Podobnie jest także w "Tweedledum”, nad którym tom utworem unosi się nastrój lirycznej beztroski. Ale już w "The Hat" Winstone imponuje raczej majestatem i siłą, delikatną, ale podkreślaną wyraźnie w czterowersie wiersza.

Podobnie eteryczne i ciepłe są także partie flugelhornu. I nie znaczenia, że często w unisonach głos instrumentu Wheelera dublowany jest przez tenorowy saksofon Lockhearta. Dzięki temu całość zyskuje niezwykle spójną formę i tchnie melancholijnym ciepłem i spokojem.

Piękna płyta będąca trochę powrotem do źródeł wizji Wheelera i Winstone, powrotem trochę nostalgicznym, ale stojącym na najwyższym poziomie, a pod względem formalnych rozwiązań Wheelera zdecydowanie wybiegającym w przyszłość. Niezwykłe nagranie.
autor: Marcin Zając

Kenny Wheeler: Flugelhorn
Norma Winstone: Vocals
London Vocal Project
directed by Pete Churchill

Nikki Iles: piano
Mark Lockheart: saxophones
Steve Watts: double bass
James Maddren: drums

1. Humpty Dumpty 5:21
2. The Broken Heart 3:58
3. The Lover Mourns 5:36
4. Black March 7:48
5. Through the Looking Glass 8:59
6. The Hat 3:59
7. Breughel 5:57
8. Tweedledum 8:37
9. The Bereaved Swan 6:16
10. The Deathly Child 8:42
11. My Soul 4:22




płyta do kupienia na multikulti.com

czwartek, 13 marca 2014

Harriet Tubman Double Trio [Brandon Ross / Melvin Gibbs / JT Lewis / Ron Miles / DJ Logic / DJ Singe] "Ascension", Sunnyside Communictation 2011, SSC1274.


Harriet Tubman Double Trio [Brandon Ross / Melvin Gibbs / JT Lewis / Ron Miles / DJ Logic / DJ Singe] "Ascension", Sunnyside Communictation 2011, SSC1274.

Harriet Tubman Trio powstało w 1998 roku, po zakończeniu działalności przez supergrupę Power Tools (Bill Frisell, Ronald Shannon Jackson, Melvin Gibbs). Basista Melvin Gibbs, wcześniej współpracujący awangardowym songwriterem Henrym Rollinsem, ale też choćby z Caetano Veloso postanowił kontynuować pracę w tym samym składzie instrumentalnym (gitara - bass - perkusja). Zaprosił do swojego nowego projektu Brandona Rossa, gitarzystę współpracującego z Cassandrą i Wadadą Leo Smithem oraz perkusistę JT Lewisa, muzyka grającego wtedy w formacji Living Colors oraz w zespołach Henry'ego Threadgilla. Jako trio nagrali dwa albumy - studyjną płytę "I Am A Man" (Knitting Factory, 1998 r.) oraz koncertowy album "Prototype" (Avant, 2000 r.). W podstawowym składzie grali mieszankę jazzu, bluesa, funku i soulu, ale wszystko to złamane było fascynacją elektrycznymi dokonaniami zespołów Milesa Davisa oraz tradycją nowojorskiej sceny downtown.

"Ascension" zarejestrowane zostało na żywo w 2000 roku w składzie rozszerzonym do podwójnego tria - do zespołu dołączyli bowiem trębacz Ron Miles, oraz dwóch turntablistów - DJ Logic ( wcześniej współpracujący z Medeski, Martin & Wood), a także DJ Singe. Muzycznie jest to niezwykle ciekawe - serwowane z płyt fragmenty oryginalnego coltrane'owskiego Ascension, są zapętlane i skreczowane. Dołożono do tego ciężki bardzo funkowy groove i elektryczną gitarę Brandona Rossa, który w tym nagraniu jednoznacznie ukazuje swoje muzyczne inspiracje (Jimi Hendrix!). Wygładza to tylko nieco trąbka Milesa, wciąż jednak przywodząca na myśl brzmienie Davisa z najlepszych elektrycznych płyt.

Ten album, niczym nagranie Rova::Orkestrova, pokazuje, jak wiele różnorodnie odczytywać można dokonania starych mistrzów, jak rozmaitymi inspiracji mogą się one stać. I jak uniwersalną i wielką była ich muzyka. Muzyka wciąż jeszcze dla wielu nieobecna w jazzowej tradycji.
autor: Józef Paprocki

Brandon Ross: guitar
Melvin Gibbs: bass
JT Lewis: drums
Ron Miles: trumpet
DJ Logic: turntables
DJ Singe: turntables

1. Ascension
2. Ritual Rubbin'
3. Down Shift/Ascension
4. Night Master/Ascension
5. Ascension
6. Stellar Attraction
7. Probe
8. Sidereal Flux
9. Plasmaroid
10. Widely Known
11. [CD-ROM Track]



płyta do nabycia na multikulti.com

wtorek, 28 stycznia 2014

Adam Rudolph’s Moving Pictures with Organic Orchestra Strings "Both / And", Meta Records 2013, META013.

Adam Rudolph’s Moving Pictures with Organic Orchestra Strings "Both / And", Meta Records 2013, META013.

Adama Rudolpha New York Timesa nazywa "pionierem muzyki świata", który "od niemal czterdziestu lat próbuje udoskonalić kunszt muzycznego synkretyzmu". Ale to chyba zdecydowanie za mało - nie wyczerpuje to w najmniejszym stopniu bogactwa muzyki, jakie w swych kolejnych projektach Adam Rudolph proponuje.

Uczeń Yusefa Lateefa (w ciągu ostatnich dwudziestu lat nagrali razem 15 albumów), zafascynowany muzyką Dona Cherry'ego, jak nikt potrafi łączyć tradycje muzyczną odmiennych, niezwykle oddalonych od siebie przestrzeni - delty Mississippi i afrykańskiej sawanny, wiejskich obszarów Indii i australijskich "badlands" - z kreatywną (intuicyjną oraz intelektualną) improwizacją. Potrafi on także jak chyba nikt inny ukazać wartość i bogactwo indywidualnego tonu, wartość jednostkowego głosu w muzyce - stąd też tak chętnie grają z nim wybitne osobowości free jazzowej sceny - Muhal Richard Abrams, Wadada Leo Smith, Pharaoh Sanders, Sam Rivers czy Hamid Drake to obok wspomnianych już Lateefa i Cherry'ego najwybitniejsi twórcy tego gatunku.

Nie inaczej jest na jednej z ostatnich płyt - tutaj pojawia się puzonista Joseph Bowie, młodszy brat trębacza Art Ensemble of Chicago, Lestera; znany choćby z nagrań zespołów Kahila El'Zabara czy Franka Lowe'a. I chociaż ostatnio zdecydowanie chętniej obraca się w funkowej stylistyce to wciąż nie zapomniał, w jaki sposób buduje się improwizacje i co oznacza pojęcie muzycznej kreatywności.

Ten zespół Rudopha - Moving Pictures - powstał w 1992 roku, jako narzędzie odkrywania polirytmicznych form muzycznych. I chociaż skład grupy jest płynny i traktowany raczej "zadaniowo" - zmienia się w zależności on opracowanego przez Rudolpha materiału - to jednak stylistyczne założenia właściwie wciąż pozostają niezmienne łącząc "afrykańską i indyjską polirytmię przy założeniu jak najdalej posuniętej wolności improwizujących twórców". Nie ucieka jednak w tym wypadku od form transowych, ale cały czas nie pozwala na kompletne uwolnienie muzycznych przestrzeni w duchu choćby późnego Coltrane'a. Pozostaje jakby nieco strażnikiem formy, zamkniętej jednak w niezwykle rozbudowanym, ale dającym się odczytać świecie złożonych i rozbudowanych rytmicznych struktur. Przez to muzyka nie przestaje jednak być mniej frapująca i niezwykła. Polecamy gorąco!
autor: Marcin Jachnik


Adam Rudolph: handrumset (kongos, djembe, tarija, zabumba) thumb piano, bata (itotele), mouth bow, percussion
Ralph M. Jones: hulusi, bass clarinet, alto and c germanic flutes, soprano and tenor saxophones, bamboo trumpet, bamboo flutes
Joseph Bowie: trombone, organic/electronics, vocal, harmonica, congas, bamboo trumpet, percussion
Graham Haynes: cornet, flugelhorn, bamboo trumpet, percussion
Brahim Fribgane: oud, cajon, bendir, tarija, percussion
Kenny Wessel: electric and acoustic guitars, banjo
Jerome Harris: acoustic bass guitar, slide guitar, vocal
Matt Kilmer: frame drums, kanjira, bata (okonkolo), percussion

Organic Orchestra Strings
Sarah Bernstein: violin
Charles Burnham: violin
Trina Basu: violin
Mark Chung: violin
Elektra Kurtis: violin
Skye Steele: violin
Midori Yamamoto: violin
Stephanie Griffin: viola
Jason Hwang: viola
Greg Heffernan: cello
Daniel Levin: cello

1. Return of the Magnificent Spirits 08:44
2. Love's Light 04:57
3. Tree Line (Call) 02:09
4. Blues in Orbit 03:48
5. Dance Drama Part 3 08:18
6. Dance Drama Part 2 04:02
7. Interiors (For Yusef) 03:04
8. Dance Drama Part 4 05:17
9. Tree Line (Response) 03:06
10. Both/And 05:34


płyta do nabycia na multikulti.com

czwartek, 16 stycznia 2014

Adam Rudolph Go: Organic Orchestra "Can You Imagine...The Sound of Dream" Meta Records 2013, META014

Adam Rudolph Go: Organic Orchestra "Can You Imagine...The Sound of Dream" Meta Records 2013, META014

Zawsze wydawało mi się, że tworzenie wielkich aparatów wykonawczych nie ma wielkiego sensu. Trzeba bowiem niezwykłej wyobraźni by wiedzieć, co z taką orkiestrą można zrobić ją poprowadzić by było to uzasadnione. No i trzeba rzecz jasna mieć co grać by w ogóle miało to sens. Jeszcze bardziej kontrowersyjne jest to w przypadku muzyki w części lub w pełni improwizowanej, gdy poszczególni improwizatorzy muszą odnaleźć się gąszczu brzmień i dźwięków. No i w końcu nasza percepcja... O ileż bowiem wygodniej jest śledzić cztery, pięć linii, a gdy w dodatku dojdzie tu jeszcze niesłychany stopień abstrakcyjności dźwięków, objęcie tego umysłem wydaje się niemal niemożliwe.

Adam Rudolph, amerykański multinstrumentalista przez lata kojarzony był ze sceną raczej world jazzową. I chociaż grywał z luminarzami free jazzu - Pharoah Sandersem, Wadadą Leo Smithem, Hamidem Drakiem, Yusefem Lateefem - to nigdy do grona wybitnych osobowości nie był zaliczany. Tym większe więc moje zaskoczenie, że muzyk właściwie nieznany, niebędący wybitnym liderem, zgromadziwszy wokół siebie niemałe grono wybitnych i kreatywnych instrumentalistów (Ned Rothenberg, J.D.Parran, Avram Fever, Charles Waters, Ted Daniel, Steve Swell, Jason Kao Hwang, Daniel Levin - to tylko mała część spośród nich) potrafił stworzyć muzykę gdzie wszystko jest "po coś"", gdzie owo "coś" znajduje swoje miejsce i na długi czas przykuwa uwagę mimo skrajnie abstrakcyjnej formy i onirycznego klimatu.

Jak sam Rudolf przyznaje - marzenia senne legły u źródeł tego projektu. Miała to być jakby ilustracja dźwiękowa pierwotnych snów ludzkich odwołująca się poprzez wykorzystane instrumentarium do world music i jazzu. Ale właściwie z jazzu pozostały tutaj tylko elementy improwizacji i muzycy z tym gatunkiem kojarzeni - rytmika zaczerpnięta jest z folku - w moim odczuciu indyjskiego - czasami fraza rytmiczna rozrasta się do tych znany z hinduskich rag. Przy tym muzyka jest skrajnie abstrakcyjna - brak tu czytelnych form a pauzy ciszy pomiędzy utworami zdają się być nie pewnym zamknięciem formy, lecz immanentną częścią dźwiękowej całości.

Jeśli więc mamy macie ochotę na muzykę nową, bliską improwizowanemu world music ale obdarzonemu jeszcze przydomkiem "contemporary" - musicie sięgnąć po ten niezwykły, ponadstylistyczny album gdzie muzyka i świat - jak we śnie - nie zna granic, ni podziałów…
autor: Marcin Jachnik


GO: ORGANIC ORCHESTRA:

Sylvain Leroux
: tambin fulani flute, c flute, bamboo flutes
Michel Gentile: c and alto flute, bamboo flutes
Zé Luis Oliveira: c and alto flute, bamboo flutes

Kaoru Watanabe: noh kan, fue, c flute 

Steve Gorn: bansuri flute, hichiriki  
Peter Apfelbaum: c flute, bamboo flutes, melodica, bamboo sax  
Ralph Jones: c and alto flute, bamboo flutes
Batya Sobel: oboe, ocarina and arghul 
 Sara Schoenbeck: bassoon, sona 

Ned Rothenberg: b flat & bass clarinet, shakuhachi 
Avram Fefer: b flat & bass clarinet, bamboo flutes  
Charles Waters: b flat clarinet, bamboo flutes  
David Rothenberg: b flat clarinet, seljefloytes  
J.D. Parran: e flat contra bass clarinet, alto flute, ewart double flute, kalimba 

Ivan Barenboim: b flat & bass clarinet, bamboo flutes
Stephen Haynes: trumpet, cornet, soprano cornet, conch, flugelhorn, alto horn, didgeridoo, ewart bamboo horn  
Graham Haynes: cornet, flugelhorn, ewart bamboo horn 
Peck Allmond: trumpet, peckhorn, conch, kalimba

Ted Daniel: trumpet, ewart bamboo horn

Peter Zummo: trombone, conch, didgeridoo 
Steve Swell: trombone, ewart bamboo horn 

Sarah Bernstein: violin 
Charles Burnham: violin 
Trina Basu: violin  
Mark Chung: violin  
Elektra Kurtis: violin  
Curtis Stewart: violin
Midori Yamamoto: violin  
Skye Steele: violin
Rosemarie Hertlein: violin

Jason Kao Hwang: violin, viola
Stephanie Griffin: viola

Marika Hughes: cello  
Daniel Levin: cello  
Isabel Castela: cello  

Janie Cowan: double bass

Kenny Wessel: electric guitar, banjo  
Marco Cappelli: acoustic guitar

Brahim Fribgane: cajon, tarija, oud, percussion  
James Hurt: sogo, kidi, igbo bell, percussion
Matt Kilmer: frame drum, djembe, kanjira, percussion 
Tim Kieper: dusun’goni, pandiero, percussion
Keita Ogawa: earthtone drum, hadjira, pandeiro, percussion

Tripp Dudley: kanjira, cajon, percussion

Chris Dingman: vibraphone
Alex Marcelo: acoustic piano  
Stuart Popejoy: acoustic bass guitar 


1. Glimpse and Departure [5:28]
2. Dance Drama Part 3 (Green) [6:06]
3. Ambrosia Offering [2:33]
4. Slip of Shadows [5:01]
5. Lament and Remembrance [6:53]
6. Love's Light [6:35]
7. White Sky, Black Clouds [3:22]
8. Dance Drama Part 3 (Blue) [2:45]
9. Treelines [5:35]
10. Neither Mirage Nor Death [1:27]
11. To Rafter, To Skylight [4:37]
12. Track 12 3 [2:07]
13. Dance Drama Part 3 (Red) [2:54]
14. Dance Drama Part 4 [3:43]
15. Wing Swept [2:07]
16. Glow and Orbit [1:40]
17. Dawn Redwoods [3:33]
18. Nascence [1:50]



płyta do kupienia na multikulti.com

czwartek, 9 stycznia 2014

Simon Krebs 7tet featuring Tomasz Licak "Please Don't Feed the Fears", Black Out Music 2013, BLACKOUT039.


Simon Krebs 7tet featuring Tomasz Licak "Please Don't Feed the Fears", Black Out Music 2013, BLACKOUT039.

Simon Krebs to trzydziestotrzyletni dziś duński gitarzysta jazzowy. Jest w pełni ukształtowanym i gruntownie wykształconym muzykiem - oprócz ukończenia konserwatorium w klasie gitary, przez kilka dobrych latach był organistą w rodzinnej parafii. Jak sam przyznaje połączenie tych dwóch odrębnych doświadczeń - jazzu i organowej muzyki sakralnej - sprawiło, że postrzega on gatunki i stylistyki muzyczne (rock, jazz, pop, gospel czy awangardową muzykę współczesną) nie jako coś rozdzielnego, ale raczej komplementarnego, uzupełniającego i dopełniającego się. I chociaż muzyka na chyba pierwszej autorskiej jego płycie pozostaje w pełnie w jazzowej stylistyce, to jednak w grze lidera słychać rozmaite fascynacje i postrzeganie muzyki jako jedności.

Od dobrych kilku lat polscy muzycy studiują w Akademii Muzycznej w Odense. Tomasz Licak, Tomasz Dąbrowski czy Marek Kądziela wrośli już mocno w tamtejszą scenę jazzową i z sukcesami pokazują swą muzykę i dorobek tak w Polsce, jak i całej Europie. Przy powstaniu tego projektu także mają swój udział - Tomek Licak i Bartek Wawryniuk wraz z utytułowanym i niezwykle cenionym trębaczem i kornecistą Kasperem Tranbergiem oraz klarnecistą i saksofonistą Rasmusem Fribo stanowią sekcję dętą, która wspiera lidera w tym nagraniu. Cały dęty kwartet znakomicie zgrywa się w tym nagraniu czysto i równo wchodząc w unisona, starannie i konsekwentnie potrafią budować partie solowe, jak i popuścić swej kreatywności i skromniutkich fragmentach zbiorowych improwizacji. Fragmentach - bowiem muzyka septetu bardzo mocno osadzana jest w jazzowym mainstreamie, niewiele tu odniesień do muzyki awangardowej. Chyba tylko lider nagrania pozwala sobie na większe odjazdy, konsekwentnie jednak trzymając muzykę kolektywu w mainstreamowym podkładzie.

Wszystkie - prócz jednej - nastrojowe, niemal liryczne kompozycje wyszły spod pióra Simona Krebsa. Ale "nastroje" nie oznacza przy tym "cukierkowej czułostkowości". Mówimy bowiem muzyce początku XXI stulecia, tworzonej ze świadomością jej rozwoju, zauważającej free jazz i dwudziestowieczną awangardę. To jazzowy mainstream początku wieku - taki, jakim w moim odczuciu być powinien, niedefiniowany przez muzealne kategorie, ale z szacunkiem dla dokonań poprzedników rozumiany jako akt osobistej kreacji. Kształtujący własne brzmienie i indywidualny styl. W naszym odczuciu - znakomity album…
autor: Marcin Jachnik
Kasper Tranberg: trumpet
Anders Mogensen: drums
Tomasz Licak: tenor saxophone
Richard Andersson: bass
Rasmus Fribo: bass clarinet
Simon Krebs: guitar

utwory: 1. Please Don't Feed The Fears 7:57
2. Hipster Medister 3:34
3. Nature Boy 7:21
4. Off 8:13
5. 5 Elements 5:25
6. Miss Silvia 9:40
7. Brix 15:23

 płyta do kupienia na multikulti.com

sobota, 14 grudnia 2013

Sophie Agnel / John Edwards / Steve Noble "Meteo", Clean Feed 2013, CF272


Sophie Agnel / John Edwards / Steve Noble "Meteo", Clean Feed 2013, CF272

Trio jazzowe zazwyczaj przypomina piramidę z pianistą na szczycie i sekcją poniżej. Jeśli taka struktura instrumentalistów państwu odpowiada, płyta "Meteo" wydana właśnie przez wielokrotnie nagradzaną w ostatnich latach oficynę Clean Feed nie jest dla was.

Zdecydowanie najbardziej znanymi członkami tria są Brytyjczycy - perkusista John Edwards i kontrabasista Steve Noble. Obaj są członkami London Improvisers Orchestra, współpracowali z gigantami improwizatorami jak Joe McPhee, Lol Coxhill, Alan Wilkinson czy Peter Brotzmann.

Francuska pianistka Sophie Agnel ma za sobą klasyczne wykształcenie, dość szybko porzuciła świat muzyki akademickiej na korzyść muzyki improwizowanej, tak jak inni muzycy z jej pokolenia (Stéphane Rives, Michel Doneda, Jean-Luc Guionnet) płynnie porusza się po wielu muzycznych polach jak współczesna kameralistyka, wolna improwizacja, preparowany fortepian, czy inne, polistylistyczne koncepcje muzyczne.

Płyta sygnowana nazwiskami trojga muzyków nie jest łatwa, choćby fakt, że zawiera ona wyłącznie jeden utwór ("Meteo" to zarejestrowana na żywo w 2012 na Festival Météo we francuskim Mulhouse forma) może dla niektórych słuchaczy być wystarczająca przeszkodą, jednak warto sięgnąć po ten wyjątkowy album, chociażby po to, aby dać sobie szansę, aby zrozumieć, że muzyka współczesna nie zna granic, strukturą kompozycji "Meteo" przypomina czasami prace włoskiego ekscentryka Giacinto Scelsi'ego, logika fortepianowej narracji natomiast przywodzi dokonania Billa Evansa, Keitha Jarretta czy Brada Mehldau'a. Ciągła pulsacja sekcji, to niszczącej wszystko, co spotka na swej drodze, to znajdując pojedyncze dźwięki, na nowo definiuje pojęcie "medytacyjna"...

W liner notes można przeczytać m.in "they flirt with all genres, intensities and intensions". Taka też jest ta muzyka, ponadgatunkowa, niekwalifikowalna, emocjonalna, erudycyjna. Kolejna po genialnej "Less is More" WHO Trio z 2009 płyta, po której przesłuchaniu zastanowimy się, czy klasyczne jazzowe trio wyczerpało już swój potencjał.
autor: Jarosław Lisiak

Sophie Agnel: piano
John Edwards: double bass
Steve Noble: drums

płyta do kupienia na multikulti.com

środa, 13 listopada 2013

Joe McPhee "Sonic Elements - for trumpet and alto saxophone" Clean Feed 2013, CF278.

Joe McPhee "Sonic Elements - for trumpet and alto saxophone" Clean Feed 2013, CF278.
Joe McPhee to jeden z tych muzycznych gigantów, którego dorobek twórczy czeka dopiero na rzetelne opracowanie i który pewnie w oczach potomnych będzie przez lata zyskiwał na znaczeniu. Współczesnym bowiem krytykom - wydaje mi się - brak dystansu i właściwej oceny znaczenia tej postaci na jazzowej scenie. I nie mówię tu tylko o muzyce, ale o czymś większym, czego muzyka jest tylko częścią - o jego filozofii życia i tworzenia. Nie sposób bowiem w jego oddzielić muzycznego dorobku od postawy twórczej i niezwykłej wprost skromności, obecnej także w jego muzyce.

McPhee - jak chyba każda z muzycznych osobowości - najpełniej objawia się gdy gra solo, gdy kontroluje każdy dźwięk jego natężenie, siłę i barwę; gdy w pełni panuje nad muzyką. I właśnie gdy staje sam na scenie czy podłodze kościoła (bowiem i w sakralnej przestrzeni zdarza mu się występować solo) w pełni możemy spotkać go także jako człowieka. Jego solowa muzyka nie jest specjalnie skomplikowana - nie operuje on jak Braxton strukturą i formą tworząc kunsztowny gmach dźwięków, którego doskonałość i wyrafinowanie jakże trudno jest ocenić po jednokrotnym, koncertowym przesłuchaniu; nie miażdży energią jak Brotzmann, nie podporządkowuje wszystkiego biegłości instrumentalnej jak Evan Parker. Pozostaje sobą. Jego muzyka bardzo często jest melodyjna i prosta, ale także jakby złamana - bardzo dużo tu nieczystych, jakby - to celowe - pełna nietrafionych dźwięków. Nie brudna jak muzyka Brotzmanna, ale jakby przybrudzona, spatynowana przez czas.

Nie inaczej jest na ostatniej koncertowej płycie Joe McPhee, zarejestrowanej w Lubljanie, w czerwcu 2012 roku. Tutaj również obcujemy z muzyką liryczną, o dosyć czytelnej, momentami nawet łatwej do zanucenia melodyce, ale jest ona połamana oraz nieczysto zagrana. McPhee to muzyk niezwykle świadomy takich zabiegów, potrafiący przy tym grać pełnym czystym dźwiękiem. Ale właśnie w tym tkwi to niezwykłe piękno jego muzyki, w jej ludzkim wymiarze, a odwołaniu się do tego jacy jesteśmy, a nie jacy chcielibyśmy być. McPhee jak nikt inny potrafi choćby i jazzowe standardy nasycić duchowością, przenieś je w jakiś zupełnie inny, głębszy wymiar. I świetnie to słychać właśnie w tym nagraniu.

Całość podzielona jest dwie części, dedykowane dwóm muzycznym osobowością które dokonania wywarły olbrzymi wpływ na muzykę amerykańskiego jazzmana. Są to Don Cherry ( i jemu dedykowane są dwie pierwsze improwizacje, zagrane na kieszonkowej trąbce "Wind" oraz "Water") i Ornette Coleman ("Earth-Fire" oraz "Old Eyes" na altowym saksofonie). To spotkanie z dojrzałą muzyką i dojrzałym, doświadczonym muzykiem, który nigdy nie szukał taniego poklasku i który nade wszystko ceni sobie osobistą i artystyczną wolność. I ją przedkłada nad wykwintność muzycznych salonów.
autor: Stefan Czyżniewski 

Joe McPhee: pocket trumpet, alto saxophone

Episode one (for Don Cherry)
1. Wind
2. Water

Episode two (for Ornette Coleaman)
3. Earth
4. Old Eyes


płyta do kupienia na multikulti.com