piątek, 18 marca 2016

Per Oddvar Johansen "Let’s Dance" Edition Records 2016, EDN1068

Per Oddvar Johansen "Let’s Dance" Edition Records 2016, EDN1068
Per Oddvar Johansen odegrał niemałą rolę w norweskiej muzyce ostatnich lat, chociaż jego nazwisko nie jest prawdopodobnie powszechnie znane polskim fanom jazzu. Pracował chocby z Helge Lienem, Trygve Seimem, Solveig Slettahjell, Vigleikiem Storaasem, Christianem Wallumrodem czy Petterem Wettre (ale i z Adamem Bałdychem), i na wszystkich tym projektach odciskał swoją wyobraźnią i kreatywnością indywidualne, rozpoznawalne piętno. Nagrywał dla ECM-u, ACT-u, Jazzlandu, Universalu i wielu innych labeli. Jaka jest jego własna, oryginalna muzyka możemy się teraz przekonać dzięki wytwórni audiofilskiej wytwórni Edtion Records, która właśnie wydała jego debiutancką (autorską) płytę "Let's Dance".

Płyta ta jest jednym z najpiękniejszych albumów jakie słyszałem w ostatnich latach. Medytacyjny, dostojny i surowy charakter kompozycji na "Let's Dance" jest wynikiem absolutnej muzykalności Johansena i partnerującego mu na tym albumie pianisty Helge Liena oraz związanego bardziej z jazzową awangardą saksofonisty Torbena Snekkestada. Absolutnie niezwykły jest tutaj organiczny charakter tak kompozycji, jak i ich instrumentacji oraz ich wielka naturalność, jakby były bardzo silnie osadzone w rzetelnie przepracowanej przez wszystkich instrumentalistów muzyce ludowej. I chyba nie jest to najbardziej błędny z tropów, bo sam Johansen także z muzyki ludów północy wywodzi tą swoją, autorską. Pobrzmiewają tu zresztą także odwołania do amerykańskiego bluegrassu (tego rdzennego, z Appalachów) - dalekie, ale jednak obecne, gdy lider na chwilę odkłada pałeczki i chwyta za gitarę. Co ciekawe, wcale nie czuje się w tym nagraniu, że liderem jest perkusista. Nie ma tu ani mocnego groove'u, ani nawet silnego osadzenia w rytmie. Jest za to bardzo, bardzo wiele przestrzeni i pełne naturalności brzmienie saksofonów Snekkestada przywodzące mi na myśl ton Johna Surmana i jego podejście do budowania improwizacji.

Oczywiście ta muzyka nie wzięła się z nikąd. Patronują jej wielkie nazwiska nagrywające dla ECM-u - Garbarek (chociaż nie ma tu ani piękno-słodkawych melodii w których specjalizował się norweski saksofonista, ani klawiszowym brzmień znanych z nagrań jego zespołów), Arild Andersen (z jego przeżartym melancholią, pełnym północnego chłodu brzmieniem). Ale momentami dochodzą tu do głosu także echa gustafssonowskiego Fire! z jego mrokiem i dzikością.

Sam Johansen tak wspomina pracę na tym materiałem: "Chciałem spróbować skomponować muzykę z rubato, liryczną i otwartą dźwiękowo. Aby to osiągnąć, pisałem zapisywałem długie arkusze by zawrzeć w nich tyle informacji, aby przejąć kontrolę nad całą strukturą i tonalnym krajobrazem kompozycji, a jednocześnie dając każdej osobie możliwość kształtowania i kierowania muzyką w danej chwili."

Im dłużej słucham tego nagrania, tym bardziej mi się ta płyta podoba. Absolutnie niezwykły album, który dzięki bardzo starannej i dopracowanej w szczegółach realizacji zachwyca każdym detalem i dźwiękiem.
autor: Marek Zając

Per Oddvar Johansen: drums, violins, vibraphone, guitars, wood percussion & electronics
Helge Lien: piano
Torben Snekkestad: saxophones, reed trumpet

1. Let’s Dance
2. No. 7
3. Forest Flower
4. Flying
5. Panorama
6. Uluru (for Anette)
7. Impromptro
8. Families



płyta do nabycia na multikulti.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz