Wild Chamber Trio [Gianni Mimmo / Elisabeth Harnik / Clementine Gasser] "10.000 Leaves", NotTwo 2012, MW8802 |
Płyta Wild Chamber Trio - jak sama nazwa zespołu wskazuje - powinna oferować muzykę dziką, ale o kameralnej formie. Ten drugi aspekt wydaje mi się spełniony, natomiast nieco inaczej wygląda sprawa z "dzikością".
To pojęcia w odniesieniu do muzyki w drugiej połowie poprzedniego stulecia nieco się zdewalułowało. Co jeszcze uznać za "dzikie" po dokonaniach Petera Brötzmanna, Masayuki Takayanagi, Kaoru Abe, Evana Parkera (by wymienić tylko tych muzyków poruszających się obszarze free jazzu) czy też twórcach noise'u z Masami Akitą czy Lasse Marhaugiem na czele (znów wymieniam tylko tych którzy na obszary free jazzowe się zapuszczali)? Zresztą czy wciąż doczynienia jeszcze mamy z free jazzem? Brötzmann w jednym z wywiadów mówił, że niezbyt chętnie przystaje na to pojęcie w odniesieniu do jego własnej twórczości - raczej powinno się mówić o "przekraczaniu granic". Stylistyka Wild Chamber Trio wydaje się być od tego więc pojęcia (free jazz) równie odległa, co twórczość słynnego niemieckiego saksofonisty, a może nawet dzieli je dystans jeszcze większy. Bo niektóre tematy "rzeźnika z Wuppertalu" wyrastają wszak na gruncie swingu, niektóre płyty mają bardzo "jazzową" formułę (by przywołać tu chociażby dorobek nagraniowy jego chicagowskiego tentetu). Tutaj, na tym nagraniu, takich odniesień ja nie znajduję.
Gatunkowo płyta przynależy chyba do free improv, ale nie tego bardzo radykalnego. Nie ma tu kontemplacji szmerów i brzdąknięć, a dźwięki muzycy wydobywają z instrumentów w raczej tradycyjny sposób. Nie ma stylistycznych granic muzyki, jest natomiast intensywność, która wszak na miano dzikiej - mając w perspektywie twórczość wyżej wymienionych - w moim odczuciu nie zasługuje. Z kameralistyki Mimmo, Harnik i Gasser wzięli dbałość o formę poszczególnych utworów i malutki skład, jak również odniesienia do komponowanej muzyki dwudziestowiecznej awangardy. Lecz na eksperymenty miejsca wiele tu nie zostaje. Tak, świetnie się oni rozumieją, doskonale ze sobą współpracują i potrafią siebie nawzajem inspirować, więc płyty znakomicie się słucha. Zachwyca zwłaszcza Clementine Gasser - znana w Polsce ze współpracy z Mikołajem Trzaską. Paletę barw i różnorodność emocji kreowanych przez instrumentalistkę trudno doprawdy ogarnąć. Ale jeśli ktoś szuka czegoś autentycznie "dzikiego" - powinien szukać gdzie indziej.
autor: Marek Zając
Wild Chamber Trio:
Gianni Mimmo: soprano saxophone
Elisabeth Harnik: piano
Clementine Gasser: 5-string cello
1. Atomic Heart 7:28
2. Shade Multiplication 3:07
3. Fire Code 8:02
4. Radiance 4:10
5. 10.000 Leaves 9:43
6. Kitty Hawk 9:53
7. Remaining Words 9:30
Clementine Gasser w duecie z Mikołajem Trzaską
Lublin Jazz Festival 2011, 16.04.2011, Lublin
płyta do kupienia na multikutli.com
Drogi Marku Zając
OdpowiedzUsuńNie mogę się z Tobą zgodzić w części powyższej recenzji. Bo jeśli klastery (choć może wykonywane dłońmi nie łokciami) kolokwialnie zwane bębnieniem w fortepian, szarpanie za struny czy krzyczenie klarnetem nie jest „wild” to już naprawdę nie wiem co nim jest. Zgadzam się z tym, że płyta jest wyważona - za to szalenie ciekawa i zdecydowanie warta polecenia:) Z pozdrowieniami
Dodam jeszcze kilka słów jako że popełniłam błąd w poprzednim komentarzu - chciałam oczywiście napisać, że z częścią recenzji się nie zgadzam. Po dalszych odsłuchach stwierdzam, że może nie ma na płycie pierwotnej dzikości, ale jest w niej drapieżność, zaś nie ma mowy o bębnieniu, lecz o wykorzystywaniu w pełni możliwości fortepianu:) Pewnie nie jestem obiektywna, bo grają dwie Panie, w tym poznana przeze mnie Pani Klementyna, która jest szalenie miłą i kontaktową osobą, a przy tym wspaniałym muzykiem. Płyta jest piękna - takie jest moje zdanie:)
OdpowiedzUsuń